sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 4

          Obudziłam się na lekkim kacu. Znowu! Z wielką niechęcią (dosłownie) zepchnęłam się z łóżka. Nic nie działa bardziej pobudzając jak wylądowanie tyłkiem na twardej podłodze! Wstałam niezwykle się przy tym ociągając. Pomasowałam obolałe zakończenie pleców i poszłam do kuchni. Zerknęłam tylko do sąsiedniego pokoju. Jerry jeszcze śpi. Niech śpi! Nalałam do szklanki zimnej wody i szybko ją wypiłam. Poszłam do garderoby. Wybrałam [KLIK] i zrobiłam delikatny makijaż. Dziś czeka mnie wizyta w nowej pracy. Umówiłam się z  Nate'm na 14. A jest? Hmm... Chyba śnię! 8:30! I co ja mam robić do tego czasu? Może zacznę od śniadania...
          Poszłam do kuchni. Co bym zjadła? Nic! Nie jestem głodna. Ale później będę. W takim razie zjem sobie gofra z dżemem, do tego kubek gorącej kawy i Holly jest szczęśliwa. Jak widać - nie trzeba dużo! Zjadłam, umyłam naczynia i wróciłam do pokoju. Z nudów włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać facebook'a. Nic... nic... nic... Już wiem! Obczaję tych ze wczoraj! Jak oni się nazywali? Kurde. Hmm... Pewnie skoro są znani, to jeśli wpiszę "Eleanor i Louis" to coś się pokaże. Bingo! "Louis Tommlinson, członek znanego boybandu One Direction", bla bla bla. I już wiem co to za zespół. Youtube. Nagrywali pamiętniki. Zaraz obczaję. To co zobaczyłam było przynajmniej dziwne. Wyłączyłam szybko to 'coś' nie chcąc patrzeć na Harry'ego i włączyłam muzykę. Leżałam tak pewnie długo, bo kiedy wstałam i udałam się do kuchni Jerry chodził po mieszkaniu w bokserkach i marudził, że został brutalnie obudzony przez jakieś jęki, które nazywam muzyką.
- Jest 12. Trzeba się zbierać. - powiedziałam, gdy Jerry zapinał spodnie.
- Zaraz, nie poganiaj. - marudził nakładając koszulkę. - Ciepło czy zimno?
- Nie wiem. Ruszaj się! - powiedziałam i poszłam do pokoju. Spakowałam do torebki klucze, portfel i telefon. Wcześniej zadzwoniłam jeszcze po taksówkę i chwilę później zjeżdżaliśmy już windą w dół. Wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy prosto do mojej nowej pracy.
          Na miejscu przywitał nas Nate i gestem zaprosił do środka.
- Holly, musisz wiedzieć, że mamy dzisiaj w firmie bardzo ważnych gości. Bardzo bym chciał, abyś była na spotkaniu z nimi. Wiem, że pracę zaczynasz dopiero w poniedziałek i masz wolne, jednak jest to dla ciebie okazja do nauczenia się nawiązywania dobrych kontaktów z klientami.
- Nie ma sprawy.  - uśmiechnęłam się do szefa i zachęcająco pokiwałam głową. - Z wielką chęcią. Tylko trzeba zająć czymś Jerry'ego, bo nie wiem czy wysiedzi grzecznie na tyłku przez ten czas.
- Nie ma sprawy. Jerry, grasz na czymś? - zwrócił się do mojego brata.
- Na basie. A co? - odpowiedział z uśmiechem.
- Mam dla ciebie zajęcie. - odpowiedział tajemniczo i poprowadził nas długim korytarzem prosto do dużej sali, w której stała masa różnych instrumentów. - Baw się! - zwrócił się do niego.
          Jerry jak to Jerry podbiegł do basu, włączył piec i już go nie było. Nie powiem, pomysł godny mojego szefa. Zostawiliśmy chłopaka w jego Pokoju Marzeń i udaliśmy się windą na 7 piętro. Nie powiem, że widok nieco mnie przeraził, bo mam okrutny lęk wysokości. Nie rozglądając się na boki szłam za Nate'm wpatrując się nerwowo w jego całkiem szerokie plecy. W końcu dotarliśmy do pomieszczenia, w którym miało się odbyć spotkanie.
- Nie musisz nic robić. Przedstawię cię, ty się uśmiechniesz, podasz w razie czego rękę, usiądziesz i będziesz obserwować. Ok? - powiedział Nate.
- Jasne. - odpowiedziałam. - W tym pokoju też są takie wielkie okna?
- Tak, czemu?
- Mam lęk wysokości. - chyba spaliłam buraka. Tak, na pewno to zrobiłam.
- Usiądziesz tyłem. - uśmiechnął się, przyjacielsko mnie objął. Otworzył drzwi i gestem wskazał mi, żebym weszła.
          Tak, okna były ogromne. A widok z nich był przerażający. Małe ulice, ludzie jak mrówki, samochody niczym małe żuczki. Brr... Straszne!
- Witam, nazywam się Nate Robbinson, jestem kierownikiem firmy, a to jest Holly Amorth, nasza pracownica. Przyszła tu dziś w roli obserwatora. - przedstawił nas Nate.
Spojrzałam na osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Starszy mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń. Niezwłocznie ją uścisnęłam. Spojrzałam na innych. Nie wierzę! To oni! Przywitali się kolejno. Harry zrobił to chyba z wielką niechęcią, której nie udało mu się ukryć. Louis za to uśmiechnął się do mnie niesamowicie szczerze i ciepło, co podniosło mnie lekko na duchu.
          Spotkanie trwało ok. 1,5 h. Byłam nim strasznie znudzona. Chłopcy chyba też, bo co chwila któryś z nich ziewał. Mnie też się udzieliło. Nie mogłam sobie jednak na to pozwolić, więc za wszelką cenę się powstrzymywałam. Kiedy w końcu mężczyźni zakończyli omawianie spraw biznesowych, Nate zaproponował wszystkim spacer po wieżowcu. Entuzjazm na twarzach chłopców był wymowny. Niestety nie podzielałam go. Spacer po tych wszystkich korytarzach i salach, szczególnie na wysokich piętrach, przerażał mnie. Widząc moją, chyba wystraszoną minę, Louis podszedł i zarzucił mi ramię na szyję.
- Co jest mała? - zapytał. "No nie" - pomyślałam.
- Mała, to może być twoja pała, ja jestem niska, więc nigdy więcej tak nie mów. - syknęłam przez zaciśnięte zęby tak, żeby tylko on mógł to usłyszeć.
- Przepraszam. Ale i tak się zapomnę i powiem tak jeszcze nie raz - odszepnął.
- Nie waż się nawet - zmierzyłam go z pogardą i odwróciłam wzrok.
- Nie mam zamiaru przejmować się twoimi fochami. Więc? Co ci? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha - nie poddawał się.
- Duchów się nie boję. W przeciwieństwie do wysokości - odpowiedziałam. Zaśmiał się.
- A więc to tak? A ja myślałem, że takie dziewczyny ja ty niczego się nie boją... - powiedział z miną jakby nad czymś rozmyślał.
- Dziewczyny jak ja? To znaczy jakie? - wyswobodziłam się z jego ujęcia i spojrzałam mu w oczy.
- No wiesz. Takie - i wskazał na mnie.
- Rozwiń proszę...
- No wiesz. Nasze wczorajsze spotkanie polegało na tym, że przez dobre pół godziny odmawiałaś nam stolika, o który cię błagaliśmy. Jesteś strasznie uparta! - powiedział i się zaśmiał.
- Wiem. Ale odmawiałam wam tylko przez Harry'ego! - powiedziałam i skinęłam głową w stronę bruneta z lokami. - Chciał mnie przekupić! Nienawidzę facetów, którzy myślą, że jak mają pieniądze to mogą mieć wszystko. Zdenerwowało mnie też, że w jego oczach wyglądam jak dziewczyna, którą można kupić za dychę.
- Nie jest tak! W naszej sytuacji każda pół-ścianka może okazać się zbawienna. Jak poszliście, to jakieś pół godziny później wpadły nasze fanki i musieliśmy iść, bo dziewczyny się rozzłościły. Zrozum, że Harry próbował jedynie zdobyć dla nas chwilę spokoju przy stoliku, który akurat zajmowałaś. - tłumaczył Lou.
- No dobra! Skoro tak twierdzisz - dałam za wygraną. - Ale to nie znaczy, że nie będę już na niego zła!
- Spoko, tylko postaraj się zrozumieć. Właśnie, Eleanor mówiła o tobie ciągle. Przypadłaś jej do gustu. Lubi konkretne dziewczyny. A ty, cóż... jesteś bardzo konkretna.
- Co oznacza w waszym sloganie "konkretna" - chciałam się upewnić.
- No wiesz, bezpośrednia. Coś takiego. To nic złego, serio - odpowiedział i zaśmiał się z mojej podejrzliwości.
- Spoko. Więc co z Eleanor? - zapytałam.
- Chyba powinnyście umówić się na kawę, czy cokolwiek co lubią robić dziewczyny.  - odpowiedział dziwacznie gestykulując rękami.
- Mogę do niej zadzwonić. Może jutro. Albo kiedyś tam. Muszę kupić jakieś ubrania, nadające się do pracy w takim miejscu.
- O! Ona jest dobra w zakupach. Powiem jej, więc musisz zadzwonić, bo inaczej zostanę jej obiadem! - powiedział i zrobił minę pt. "proszę, proszę, proszęęęęę....."
- Spoko - odpowiedziałam.
          Przez całą drogę robiłam wszystko, żeby tylko nie patrzeć w dół. Louis za to starał się odwrócić od okien moją uwagę robiąc z siebie pajaca. Zaraz potem dołączył się do niego ten palacz. Właśnie. Nie poznałam jeszcze ich wszystkich. Poznałam w sumie tylko Louis'a i Harry'ego. Z rozmowy chłopaków udało mi się wywnioskować, że ten ciemny to Zayn. Reszta później.
          Zjechaliśmy windą w dół. Ku mojemu zdziwieniu weszliśmy do sali, gdzie został mój brat. Grał sobie w najlepsze.
- Holly! Słyszysz to? Słyszysz jak chodzi? - zawołał na mój widok podekscytowany Jerry. W rękach trzymał bas i coś czuję, że nie uśmiechało mu się go odstawić.
- Słyszę! - odkrzyknęłam dla świętego spokoju i usiadłam na pufie.
          Chłopcy podbiegli do instrumentów. Blondyn złapał gitarę akustyczną, ustalił z Jerry'm akordy i zaczęli grać. Bawili się w najlepsze. I dobra. Dzieci potrzebują dużo zabawy. Po chwili dosiadł się do mnie Nate.
- Złapałaś z nimi dobry kontakt. To dobrze. Tylko błagam, nie flirtuj z nimi! Nie potrzebne nam są romanse z klientami! - powiedział do mnie błagalnym tonem.
- Nie mam zamiaru. Poznałam ich wczoraj w klubie. Ten w paski jest spoko, ma dziewczynę, więc możesz być spokojny. - odpowiedziałam.
- A ten w loczkach? Słyszałem, że jest podrywaczem. No i ma z nich wszystkich najwięcej fanek...
- W lokach? Harry? To idiota - zaśmiałam się i pokręciłam głową.
- Skoro tak twierdzisz... - powiedział i odszedł do szefa zespołu.
          Siedziałam tak jeszcze pół godziny. Pomyślałam, że może to jest dobry moment, żeby zadzwonić do Eleanor. Wyszłam z sali na korytarz. Usiadłam na kanapie pod oknem (na szczęście byliśmy na parterze), wyciągnęłam telefon i wybrałam nr "Eleanor, klub". Po kilku sygnałach usłyszałam dźwięk głosu dziewczyny w głośniku:
- Eleanor Calder, słucham.
- Cześć, tu Holly. Z klubu, pamiętasz? - zaczęłam niepewnie.
- No jasne! Czekałam, aż zadzwonisz! Opowiadaj... - zachęciła.
- Właśnie spotkałam Louisa. Będą się reklamować w firmie, w której pracuję. Powiedział, że powinnam zadzwonić, więc dzwonię. Poza tym chyba przydałaby mi się jakaś koleżanka w mieście.
- Spoko! Dobrze, że dzwonisz, bo strasznie się nudziłam. - powiedziała i zaśmiała się. Mówiłam już, że ma ładny śmiech?
- No i przydałaby mi się pomoc w zakupach. Lou mówi, że jesteś w tym dobra, więc może...
- No pewnie! Powiedz tylko gdzie i kiedy! - nie dała mi dokończyć.
- Gdzie to nie wiem, bo nie znam miasta - zaśmiałam się - ty decydujesz! A co do tego "kiedy" to też nie wiem. Do poniedziałku mam wolne, więc kiedy tylko masz czas.
- Dzisiaj już się nie opłaca, jutro nie mogę. Może w czwartek? Albo piątek?
- Chyba będzie spoko. Zapytam tylko brata kiedy wyjeżdża, bo chcę z nim pojechać na lotnisko i napiszę sms'a.
- No to jesteśmy umówione! - zawołała dziewczyna.
- Tak. To chyba do zobaczenia wkrótce - mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie.
- Trzymaj się nowa koleżanko! - pożegnała się i rozłączyła.
          Wróciłam do sali i poczekałam aż chłopcy skończą grać. Gdy już to nastąpiło pożegnaliśmy się i pojechaliśmy taksówką do domu. Padnięta rzuciłam się na łóżko. Weszłam na facebook'a. Dostałam wiadomość od Emily "kocham cię", na którą od razu odpisałam, wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni. Jerry siedział na stołku i pił kawę. Wzięłam z lodówki pudełko truskawek, polałam je śmietaną i usiadłam obok brata.
- Mam propozycję pracy. - powiedział po chwili obracając się w moją stronę.
- Nate ci zaproponował pracę?! To świetnie! - uśmiechnęłam się.
- No nie do końca - odparł.
- Więc co?
- Chłopaki chcą, żebym został ich basistą. Ale nie na stałe. Chodzi o to, że ich basiście urodził się synek i wziął pół roku wolnego, żeby pomóc swojej dziewczynie. Do tego czasu chcą mnie.
- To chyba dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wpakowałam truskawkę do buzi.
- Myślisz, że powinienem się zgodzić? - zapytał.
- No pewnie! To duża szansa. A zawsze chciałeś zajmować się muzyką zawodowo!
- Zadzwonię do Liam'a... - wstał.
- Który to Liam? - zapytałam.
- Ten w krótkich włosach.
- A blondyn?
- Nie poznałaś ich?
- Nie wszystkich. Tylko Louisa i Harry'ego. No i Zayn'a.
- Blondyn to Niall.
- Dziwne imię...
- No wiem. Ale jest Irlandczykiem, więc kto ich tam wie - zaśmiał się i wyszedł z kuchni.
          Reszta dnia minęła mi na rozmowie i paleniu papierosa przez Skype'a z Emily. Wykąpałam się i poszłam spać.

2 komentarze:

  1. "Mała, to może być twoja pała" - padłam, nie moge wstać, reanimujcie mnie :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha tak mi się jakoś przypomniało.
    -Hej mała
    -Mała, to może być twoja pała. Ja jestem niska.
    -Niska, to bierze to pyska.
    Przeczytałam to na którymś blogu. :D
    Rozdział świetny, idę dalej <3

    Kukardka, xoxo

    OdpowiedzUsuń