piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 19

          Po trzech godzinach spędzonych w pociągu, w końcu wysiadłam na znajomym dworcu w moim rodzinnym miasteczku. Wyszłam szybko na ulicę i skierowałam swe kroki w stronę ukochanego domu. Na szczęście droga była prosta i krótka, więc w niespełna 5 minut byłam już na miejscu. Jesień zaglądała do ogródka, w którym spędziłam na zabawach z rodzeństwem całe dzieciństwo. Minęłam szybko płot i weszłam do budynku. Już na klatce schodowej czuć było przyjemny zapach pieczonego chleba. Weszłam na pierwsze piętro i po cichu otworzyłam drzwi. Od progu usłyszałam głośne szczekanie psa. Niestety tym razem nie udało mi się go przechytrzyć. Czujny jak zawsze. Suczka podbiegła do mnie i ciesząc się skakała, podgryzając od czasu do czasu moje spodnie.
          Odstawiłam walizkę i ruszyłam przed siebie uprzednio zamykając mieszkanie. Spojrzałam w lewo. W kuchni pustka. W takim razie weszłam do pokoju dziennego, naprzeciw. Pierwsze co ujrzałam to zdziwione spojrzenia rodziców. Siedzieli, jak to robili często, w fotelach, oglądali telewizję i pili popołudniową herbatę. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok. Podeszłam do mamy i usiadłam jej na kolanach. Przytuliłam ją mocno i pocałowałam w policzek. To samo zrobiłam z tatą.
- Co tu robisz córciu? Czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? - zapytała mama.
- Emily nic wam nie mówiła? Rozmawiałam z nią przez telefon i mówiła, że przekaże... - powiedziałam.
          Jak na zawołanie, jak huragan, wpadła do mieszkania i wbiegła do pokoju.
- No w końcu! - krzyknęła i rzuciła się na mnie. - Czemu kazałaś nam czekać tak długo?!
- Pracowałam... I miałam złamaną nogę, dzisiaj zdjęli mi gips. Jerry wyjechał i nudziło mi się już samej w domu - wytłumaczyłam to bardziej rodzicom niż brunetce, bo ona już o tym, wiedziała.
- Wiedziałem, że tak będzie - odezwał się w końcu tata. - Poznała pewnie jakiegoś chłopa i już została! - zaśmiał się.
- Oj tato! - krzyknęłam przez śmiech. - Tęskniłam za wami!
- My za tobą też. Zagrzeję ci trochę domowego obiadu - powiedziała mama i poszła do kuchni.
          Siedziałam z tatą i Emily w pokoju i śmialiśmy się w głos. Weszła mama i postawiła na stole talerz z gorącą zupą. Podeszłam i wzięłam się za jedzenie. Tego mi brakowało. Spędziliśmy na rozmowie ponad godzinę. W końcu oznajmiłam, że jestem zmęczona i idę wziąć długą, gorącą kąpiel. Wyciągnęłam tylko z szafy świeży ręcznik i poszłam do łazienki. Spędziłam tam 40 minut. Kiedy wyszłam w pokoju czekała na mnie Meggie. Rzuciłam na podłogę rzeczy trzymane w ręce i podbiegłam do niej, mocno ją ściskając.
- Siostra! Kiedy wróciłaś?! Nawet nie napisałaś! - powiedziała z wyrzutem.
- Oj tam oj tam! Widzę, że jak mnie nie ma, to w pokoju jest w końcu czysto - zaśmiałam się.
- No nareszcie. A spróbuj tylko nabałaganić! - zarzekła się. - No podnieś to! - dodała po chwili wskazując na rozrzucone przed chwilą przez mnie rzeczy.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zrobiłam o co prosiła.
- No to jakie plany na dzisiaj? - zapytała Emily wchodząc do pomieszczenia.
- Jakie znowu plany? Muszę się nacieszyć domem i własnym łóżeczkiem - odpowiedziałam niemal błagającym tonem. Już ja dobrze wiem, co ona mogła ode mnie chcieć.
- O nie! Idziemy w balet! Nie ma obijania się młoda damo - rzuciła z przekąsem i podeszła do mojej walizki.
- Ej, co robisz?! Na prawdę nie mam na to dzisiaj ochoty! - powiedziałam i załamałam ręce.
- No to powodzenia - rzuciła na odchodnym Meggie i poklepała mnie po ramieniu, chcąc dodać otuchy. Marnie jej to wyszło, ale niech jej będzie.
- Słodko czy z pazurem? - zapytała Emily grzebiąc w moich rzeczach.
- Ehh... Niech będzie z pazurem! - zaśmiałam się i przykucnęłam obok niej.
          Po dłuższym czasie wybrałyśmy to: [KLIK]. Buty pożyczyłam od Emily. Teraz trzeba zacząć się przygotowywać. Wysuszyłam włosy i nałożyłam na nie trochę pianki, żeby podkreśliła delikatne loczki. Spryskałam je odrobiną lakieru z brokatem. Włożyłam sukienkę. Jeśli chodzi o makijaż, to klasyczne, cieniutkie kreski, jakiś delikatny cień i delikatnie czerwone usta. Nie zakładałam specjalnie dużo biżuterii, bo nie lubię jak wplątuje mi się we włosy. Spakowałam jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, założyłam buty i byłam gotowa do wyjścia. Musiałam jeszcze poczekać na przyjaciółkę, która zwinęła się do domu, że sama się przygotować. Minęło jakieś półtorej godziny odkąd wyszła. Nie musiałam czekać długo, bo już po chwili usłyszałam wibrację telefonu, która była znakiem na to, że mogę już wyjść z domu.
          Pospiesznie zebrałam wszystkie rzeczy i trzaskając lekko drzwiami opuściłam mieszkanie. Zeszłam na dół i stanęłam przed wyjściem. Nie czekałam długo. Chwilę później pojawiła się przede mną taksówka, która zawiozła mnie i Em do klubu. Przywitałyśmy się z ochroniarzami, pokazując wcześniej dowody i weszłyśmy do środka. W pomieszczeniu było sporo osób. Nie było wolnych stolików, więc usiadłyśmy przy barze i zamówiłyśmy po drinku. Rozmawiałyśmy głośno o głupotach, gdy usiadł obok mnie jakiś mężczyzna. Wyglądał na 23/24 lata. Spoglądał na nas i uśmiechał się od czasu do czasu w naszą stronę.
- Chyba coś od ciebie chce - szepnęłam Emily na ucho.
- Myślę, że od ciebie - odpowiedziała i kiwnęła w jego stronę głową.
          Chyba mylnie odczytał jej intencję, bo przysunął się bliżej mnie i zagadał:
- Widziałem cię w gazecie. Jesteś sławna? - zapytał.
          Przez chwilę nie wiedziałam co mam zrobić, ale w ostateczności parsknęłam śmiechem i odwróciłam się do niego plecami. Ten jednak nie dawał za wygraną i obszedł moje krzesełko dookoła i spojrzał na mnie zaczepnym wzrokiem.
- No nie bądź taka. Ponoć kręcisz z jakąś gwiazdeczką - powiedział. - Nie sądzisz, że byłbym dla ciebie lepszy niż ten lipny muzykancik?
- Odejdź - powiedziałam. Byłam zdenerwowana, ale mogłam jeszcze utrzymać emocje na wodzy.
- Nie chcę odejść. Czekałem długo, aż pojawi się tu taka piękna dziewczyna - szepnął zbliżając swe usta do mojego ucha.
- Powiedziałam odsuń się! - krzyknęłam i odepchnęłam go.
- Wojownicza! - zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę, przez co musiałam zeskoczyć z krzesła.
- Dotknij mnie jeszcze raz! - ostrzegłam wyrywając dłoń.
Zrobił to! Tym razem jednak przegiął. Po całości. Nie przejmując się, co do niego mówiłam klepnął mnie w pupę. Nie zdążył jeszcze zabrać ręki, gdy moja pięść trafiła w jego policzek. Odwinęłam się raz jeszcze i oberwał gdzieś w okolicy podbródka.
          Złapałam oniemiałą Emily za rękę i odeszłam zostawiając go leżącego na krześle z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Ale dałaś, stara! - krzyknęła przyjaciółka i zaśmiała się głośno.
- Nie wiem z czego się cieszysz - odpowiedziałam i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku przy przeciwległej do baru ścianie.
- Strzeliłaś mu, jakbyś robiła to wcześniej! A nie robiłaś, prawda? - wciąż w lekkim szoku nadawała jak najęta.
- Em, nie zapominaj, że mam brata, dobra? - uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
- No o tym raczej nie umiem tak szybko zapomnieć, choć czasem bym chciała! Nie ważne, to co zrobiłaś było zajebiste!
- Tak tak... Niech ci będzie... - powiedziałam i rozejrzałam się po sali. - Chodź tańczyć!
          Pociągnęłam przyjaciółkę za rękę i wyprowadziłam na parkiet. Tam natomiast szybko znalazłyśmy partnerów i wciągnęłyśmy się w wir imprezowiczów.
          Wieczór minął bardzo szybko. Do domu wróciłam po godzinie trzeciej. Nogi mnie bolały od wysokich butów Emily. Tańczyłam tak długo, że rano nie będę mogła się podnieść przez zakwasy, które pewnie pojawią się na całym ciele. Zmyłam makijaż, przebrałam się w (powiedzmy) piżamę, na którą składała się zwinięta z szafy Zayn'a koszulka, wypsikana jego perfumami i krótkie spodenki. Zasnęłam w mgnieniu oka, myśląc tylko o tym, kiedy znowu go zobaczę.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 18

          Kilka dni po wyjeździe chłopaków czułam się jeszcze dobrze. Po miesiącu byłam już wrakiem człowieka. Siedziałam sama w domu. Przeniosłam się do swojego małego mieszkanka, bo w domu One Direction nie mogłam już wytrzymać. Brak jakichkolwiek obowiązków doprowadził do tego, że całymi dniami leżałam na łóżku i oglądałam filmy, które i tak nie wnosiły do mojego życia nic nowego, a wręcz przeciwnie - odciągały mnie od panującej rzeczywistości.
          Dziś jednak przyszedł dzień wyjścia z domu. Zawołałam taksówkę i wsiadłam do niej. Powiedziałam kierowcy, gdzie ma jechać i otworzyłam podręczny kalendarz. To już 44. dzień bez chłopaków, przede wszystkim Zayn'a. No i Jerry'ego. 20 minut później wysiadłam z pojazdu i przeszłam, a raczej przekuśtykałam do wnętrza ogromnego budynku. Doczekałam się! Dziś zdejmą mi gips. Pielęgniarka zaprowadziła mnie na drugie piętro i zostawiła przed gabinetem doktora, który zajmował się mną ponad miesiąc temu. Nie czekałam długo, kiedy drzwi otworzyły się i weszłam do środka.
- Jak się pani czuje? - zapytał - Noga ciągle boli?
- Nie, wszystko jest dobrze. Nie nadwyrężałam jej za bardzo - uśmiechnęłam się delikatnie. W głowie miałam jednak tylko jedną myśl: "nie gadaj tyle, tylko zdejmij to gówno ze mnie!"
- W takim razie, zobaczmy co tam się dzieje - powiedział i zabrał się do pracy.
          Lekarz zdjął gips, obejrzał nogę i z zadowoleniem pokiwał głową.
- Wydaje się zdrowa, ale zrobię pani jeszcze prześwietlenie. Nie musi się pani martwić, takie badanie mogę zrobić na miejscu.
Pokiwałam głową i zrobiłam co mi kazał.
          Pół godziny później stałam już na parkingu przed szpitalem. Bez gipsu! Chociaż to poprawiło mi trochę humor. Niestety wiąże się to z końcem leniuchowania. Jutro muszę wrócić do pracy. Tymczasem jednak udałam się do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam kawę z mlekiem i kawałek jabłkowej tarty. Rozsiadłam się w fotelu obok okna i czekając na zamówienie pogrążyłam się w milionie myśli, wiercących mi dziurę w głowie. Nie zauważyłam nawet kiedy podszedł kelner. Gadał coś do mnie, ale nie zwracając na niego uwagi, uparcie wpatrywałam się w ruchliwą ulicę. W końcu odszedł, a ja wzięłam się za jedzenie i picie kawy.
          W głowie miałam tylko jedną myśl: tęsknię. I to tak strasznie! Od kilku dni Czarnowłosy nie daje znaku życia. I co ja mam z nim zrobić? Nawet jeśli bardzo się denerwuję i mam ochotę być na niego zła - nie potrafię. Chciałabym, by był teraz ze mną, przytulił mnie i powiedział, że jest. Tylko tyle. Czy to tak wiele? Najwidoczniej tak. A najgorsze jest to, że nie mogę mieć mu tego za złe. Wiedziałam na co się godzę. Wiedziałam, że praca, sława, koncerty, nie pozwolą mi z nim być na normalnych, zwyczajnych warunkach. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to aż tak trudne. Nie mogę znieść myśli, że jest tak daleko. Poza moim zasięgiem.
          Spojrzałam na stolik i wzięłam się za jedzenie ciasta. Uregulowałam rachunek i ruszyłam do wyjścia. Po drodze do domu weszłam jeszcze do sklepu po coś na kolację i wsiadłam do taksówki. I znów to samo. Stanęłam  progu mieszkania i spuściłam głowę. Co za szarość. Muszę coś zrobić, bo inaczej zwariuję z braku czegokolwiek do roboty. Może teraz, gdy nie mam tego nieszczęsnego gipsu, uda mi się przekonać Nate'a, bym mogła wrócić do pracy. Tak przynajmniej czas leciałby może trochę szybciej.
          Od przeszło miesiąca nie czułam nic poza tęsknotą. Czas wziąć się za siebie, bo jeszcze trochę i będzie mi potrzebny lekarz. Postanowiłam zadzwonić do Nate'a. Na szczęście nie musiałam długo czekać. Odebrał po kilku sygnałach.
- Cześć Holly. Mów szybko o co chodzi, bo nie mam zbyt wiele czasu. - zaczął.
- Hej Nate. Zdjęli mi dzisiaj gips. Chciałabym wrócić do pracy. Okrutnie mi się nudzi. Nie mam już siły siedzieć w domu...
- Holly, powinnaś jeszcze odpoczywać. Twoje zwolnienie jest ważne jeszcze dwa tygodnie. Nie mogę go tak po postu zawiesić. Jeśli bardzo chcesz, mogę je skrócić o tydzień, ale więcej nie dam rady...
- Ahh... No jasne. Nie ma sprawy! Jakoś wytrzymam...
- Nie martw się, niedługo wrócą! Pozdrów Jerry'ego kiedy będziesz z nim rozmawiać.
- Pewnie... To do zobaczenia za tydzień, Nate! - powiedziałam i rozłączyłam się.
A było już tak blisko...
          Co robić, żeby nie zwariować?! Cóż... Aż tak kreatywna w tej chwili nie jestem. Opadłam na kanapę i zdjęłam buty. W sumie poszłabym gdzieś potańczyć. Ale sama? Grr... Wszystko przeciwko mnie! Dlaczego ten świat jest tak okrutny?!
          Nagle usłyszałam wibrację telefonu. Rzuciłam się na niego jak wygłodniały wilk na owcę. Może to Zayn! Spojrzałam na wyświetlacz i poczułam (choć nie powinnam) rozczarowanie.
- Halo? - odebrałam.
- Cześć mała, czemu się nie odzywasz?! Nie rozmawiałyśmy już chyba całe wieki! - odezwał się głosik mojej przyjaciółki.
- Hej Emily... Przepraszam... Tak jakoś to wszystko wyszło. Mam tyle wolnego, że nie wytrzymuję już z samą sobą. Nie mam nawet do kogo się odezwać.
- To czemu nie dzwonisz, głupia pałko?! Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć! - krzyknęła z wyrzutem.
- Wiem wiem... - mruknęłam. - Po prostu czuję się wypompowana. Potrzebuję jakiegoś kopa, bo wrosnę w łóżko, albo skamienieję czekając na miłość. Chyba zaczynam świrować...
- Chyba tak, to gadanie o czekaniu na miłość do ciebie nie pasuje... Co się stało ze starą Holly, która po prostu szła do klubu i tańczyła całą noc, wyliczając, z którym facetem jeszcze musi zatańczyć?! Ogarnij się bekso! - znów na mnie krzyczy!
- Dobra dobra mądralo! Zejdź już ze mnie i lepiej powiedz mi, jak idzie ci z Jerry'm? - zmieniłam szybko temat na mniej dla mnie drażliwy.
- Nie denerwuj mnie! Stoi w miejscu! Ostatnio mi powiedział, że zastanawia się nad powrotem do Steph! Mam już tego dosyć. Wyłożę się na to i tyle! Nie będę na każde jego zawołanie! - zbulwersowała się.
- No i słusznie. Co za debil! Jak on może chcieć do niej wrócić?! To przecież do dupy pomysł! Tyle co on przez nią wycierpiał, a ten jeszcze powrotów chce. Co za głąb! - ja również się zdenerwowałam.
- No nie zaprzeczę. A tak poza tym, to co u ciebie? Kiedy się zobaczymy? - zapytała już spokojniejszym głosem.
          I właśnie w tym momencie do głowy wpadł mi wręcz genialny pomysł! Skoro nie mam nic do roboty...
- Niedługo będę! Mam jeszcze tydzień wolnego. To chyba dobry moment na odwiedzenie rodziny, nie?!
- Taaak!!! - krzyknęła udając małą dziewczynkę. - To pakuj się i chcę cię widzieć najpóźniej jutro w domu! Zadzwonię do mamy!
- Ok... Papapa! - rozłączyłam się.
          Wspominałam już, że Emily mówi do moich rodziców "mamo" i "tato"? Nie? No to wspominam. Nastawiona już nieco bardziej pozytywnie do życia wstałam z kanapy i ruszyłam do garderoby. Zdjęłam z szafy walizkę, położyłam ją na środku pomieszczenia i otworzyłam jak tylko można najszerzej. podchodziłam kolejno do wieszaków i półek i ściągałam z nich potrzebne rzeczy, po czym wrzucałam je do walizki. Na koniec spakowałam kosmetyki i było już po wszystkim. Włączyłam komputer i sprawdziłam najbliższy pociąg. Za godzinę. Idealnie. Jeśli nie będzie korków zdążę jeszcze pójść do sklepu, żeby kupić jakąś gazetę i trochę przekąsek. czekają mnie 3 godziny jazdy. Ale przynajmniej nie będę już sama. Wrócę do domu.
          Ruszyłam z walizką do wyjścia. Zamknęłam drzwi na klucz i weszłam do windy. Zjechałam na dół, dzwoniąc w tym samym czasie po taksówkę. Nie musiałam czekać długo. Wsiadłam i ruszyłam na dworzec. Byłam tam jakieś pół godziny później - zupełnie tak ja przypuszczałam. Zapłaciłam kierowcy i ruszyłam w stronę kas biletowych. Na szczęście nie było długich kolejek. Przede mną były tylko dwie osoby, co oznaczałoby, że nie powinnam mieć problemu.
          Trzymając w ręku bilet, paczkę czipsów i napój, poszłam na peron. Do pociągu zostało mi tylko 10 minut. Na szczęście było ciepło, więc nie musiałam marznąć w oczekiwaniu. Usiadłam na ławce i zwróciłam twarz prosto w stronę grzejącego słońca. Nie zdążyłam się nim jednak nacieszyć, bo poczułam delikatne stukanie w ramię. Obróciłam twarz i ujrzałam małą dziewczynkę. Miała może 10 lat.
- Coś się stało? - zapytałam z uprzejmością.
- Ty znasz Zayn'a? Widziałam cię kiedyś w gazecie... - powiedziała cichym głosem.
- Yyy... Ta... Poznałam go, ale nie utrzymuję z nim kontaktu... - bąknęłam. Musiałam kłamać, mimo, że bardzo tego nie lubiłam. Chcieliśmy trzymać to w tajemnicy. Nie zna tej dziewczynki. Co jeśli powiedziałaby coś komuś nieodpowiedniemu?
- Aha... Jestem jego wielką fanką. Mam na imię Melanie. Możesz mu przekazać, że bardzo go kocham? Oczywiście jeśli go spotkasz... - spojrzała na mnie swymi dużymi oczyma nie pozwalając w ten sposób odmówić. Miała w sobie tyle nadziei...
- No pewnie - odpowiedziałam. - Chodź, zrobimy sobie zdjęcie. Jak go spotkam to pokażę mu twoją śliczną buzię!
          Wyciągnęłam z kieszeni telefon, objęłam dziewczynkę ramieniem i zrobiłam zdjęcie. Dziewczynka pożegnała się i uciekła. Śledziłam ją wzrokiem. Podbiegła do jakiejś kobiety, która pewnie jest jej mamą. Była bardzo uboga. Ubrana w stare i brudne ubrania, włosy miała poplątane, a stan jej butów wskazywał na to, że mają już wiele lat. W ułamku sekundy poczułam podziw dla tej małej. Ma na pewno bardzo trudne życie, ale ma w sobie tyle nadziei, radości i sympatii, że nawet dzieci, których życie usłane jest różami nie są w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Uśmiechnęłam się jeszcze do Melanie, która pomachała mi ręką na pożegnanie, odwróciłam się i weszłam do pociągu, który zdążył już podjechać.
           Pełna pozytywnych emocji, którymi naładowała mnie mała Mel, ruszyłam w podróż do rodzinnego domu. Do moich rodziców i najlepszych przyjaciół. Do siebie...



*****
Trzy miesiące. Nieco długo. Miałam na ten rozdział pełno pomysłów i po prostu nie mogłam się zdecydować. W końcu nie wybrałam żadnego i wymyśliłam coś zupełnie innego, "na żywca". Wiem, że dużo obiecuję, ale postaram się dodawać rozdziały częściej. Tymczasem jest już osiemnasty! Mam nadzieję, że wam się spodoba! Do następnego! :*

sobota, 14 września 2013

Rozdział 17

          Obudziło mnie chrapanie. Potrzebowałam chwili, aby przypomnieć sobie, co zdarzyło się poprzedniej nocy. Na samą myśl na mojej twarzy zagościł uśmiech. Powiększył się, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie leżę w objęciach niewiarygodnie przystojnego mężczyzny, idola niezliczonej ilości dziewczyn z całego świata, który całkowicie zawrócił mi w głowie. W mojej wyobraźni zagościł nagle obraz tysięcy fanek trzęsących się z zazdrości. Zachichotałam.
          Wyczuwając ruch mojej klatki piersiowej na swoim lewym boku, Zayn odwrócił się do mnie przodem i zamknął w żelaznym uścisku. Chwilę później znów czułam jego miarowy oddech i ciepłe powietrze ogarniające moje czoło. Z rozkoszy zmrużyłam oczy i postanowiłam delektować się tą chwilą jak długo będę mogła. Wtuliłam się mocniej w rozgrzane ciało chłopaka i zaciągnęłam się jego zapachem. W tym momencie byłam najszczęśliwszym człowiekiem na całym świecie.
          Chwila ta została jednak brutalnie przerwana, gdy do pokoju wparował Jerry.
- Holly, wstawaj! Zgubiliśmy... - przerwał, gdy zobaczył mnie w ramionach śpiącego Zayn'a. Uniosłam delikatnie głowę i położyłam palec na usta, by dać znać bratu, aby zachowywał się ciszej.
- Co? - szepnęłam.
- Znalazłem - odpowiedział i wskazał palcem bruneta. Zaśmiałam się krótko, po czym wróciłam do poprzedniej pozycji.
- Musimy jechać - powiedział Jerry i wycofał się z pokoju.
          Westchnęłam cicho. No tak! Trasa! Z niemałym trudem wyswobodziłam się z uścisku Zayn'a i delikatnie złożyłam pocałunek na jego prawym policzku. Zamruczał chrapliwie, niezbyt przejmując się pieszczotą. Pochyliłam się jeszcze raz całując powoli linię jego szczęki, kierując się w stronę ust. Przez chwilę wydawało mi się, że się poruszył. Przeniosłam się z pocałunkami na odsłoniętą szyję, a dłonią przejechałam po nagim brzuchu, kreśląc niewidzialną linią od piersi do pępka.
          Nagle poczułam silny uścisk na nadgarstkach i nie wiem nawet kiedy znalazłam się pod chłopakiem. Zmiana pozycji i gwałtowność ruchów bruneta wywołała u mnie dreszcze. Spojrzałam w kakaowe, błyszczące oczy, których nieziemsko przystojny właściciel zawisł nade mną i z rozbawieniem mi się przyglądał.
- Chcesz mnie zdenerwować? - zapytał lekko jeszcze zachrypniętym, zaspanym głosem.
- Nie... - szepnęłam przysuwając swą twarz do jego. - Budzę cię.
- Twoje sposoby bardzo mi się podobają - odpowiedział zacieśniając przestrzeń między nami i dociskając mnie do materaca.
          Swój wzrok skierował na moje nieco spierzchnięte usta, a później na szyję i dekolt. Złożył delikatny pocałunek w okolicy mojego obojczyka, by następnie szepnąć mi do ucha:
- Rozjuszyłaś mnie tą pobudką.
          Na moje policzki wystąpił róż. Poczułam suchość w ustach i głośno przełknęłam ślinę. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Musiał to wyczuć, bo szeroko się uśmiechnął i delikatnie pocałował mnie w policzek. Nie poprzestał jednak na tym. Puścił moje nadgarstki i przeniósł ręce na talię. Poczułam jak zaciska swoje palce na mojej nieco za dużej koszulce i powoli unosi ją do góry. Oprzytomniałam szybko.
- Musisz jechać... - powiedziałam.
          Westchnął. Wciąż klęcząc, usiadł na stopach i zwiesił głowę.
- Zayn... - usiadłam i uniosłam jego podbródek, by spojrzeć mu w oczy. - Nie musisz się martwić... Poczekam tu na ciebie, bez względu na to, ja długo ma to potrwać - powiedziałam łapiąc go za ręce.
- Dlaczego? - zapytał ze smutkiem w głosie - ja nie poczekałem, kiedy tego potrzebowałaś.
          Na twarzy chłopaka widać było malujące się wyrzuty sumienia. Zrobiło mi się go żal. położyłam się, ciągnąc go za ręce. Po chwili położył się z powrotem na mnie, a ja otoczyłam ramionami jego szyję i przytuliłam mocno.
- Nigdzie się nie wybieram - szepnęłam mu do ucha.
- Cieszę się, że cię poznałem, Holly - wymruczał i pocałował mnie w zagłębienie szyi.
- Ja też się cieszę... - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do siebie.
          Leżeliśmy tak wtuleni przez chwilę, jednak czas naglił, a godzina wyjazdu zbliżała się niemiłosiernie szybko. W pewnym momencie Zayn wstał, uśmiechnął się smutno i wyszedł. Ja natomiast wstałam i spoglądając za okno w celu sprawdzenia pogody, postanowiłam się ubrać. Wybrałam ubranie [KLIK] i ociągając się, poszłam do łazienki. Ubrałam się więc, umyłam zęby i delikatnie pomalowałam oczy. Nie mam nastroju na strojenie się...
          Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę schodów. Zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Siedzieli tam już wszyscy, poza Zayn'em, rozentuzjazmowani jak jeszcze nigdy (jeśli to w ogóle możliwe). Niall marudził, że nie mogą jeszcze wyjechać, bo się nie najadł, za co oberwał od Styles'a kawałkiem żółtego sera, krzyczącego przy tym "to żryj szybciej, Irlandczyku jeden". Louis śmiał się na cały głos z żartu Jerry'ego, a Liam, jak to Liam, próbował ogarnąć całe towarzystwo i zmusić ich do dokończenia śniadania i wpakowania się do busa, którym mają jechać. Usiadłam na przeciwko brata, który posłał mi pełen zrozumienia, pocieszający uśmiech. Wiedział, że nie jest mi łatwo. Nie potrzebował do tego żadnych moich zwierzeń. Znał mnie na tyle dobrze, że w mgnieniu oka potrafił zorientować się, że coś jest nie tak, jak powinno.
          Przed nosem pojawił mi się talerz z jajecznicą, przyniesiony przez Liam'a. Wzięłam do ręki widelec i zaczęłam jeść. W innym momencie pewnie bym się ucieszyła, że dostałam śniadanie, nawet o nie nie prosząc, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. Zostanę tu sama. Zdana tylko na siebie. Jak dobrze, że istniał kiedyś ktoś, kto wymyślił internet. Kimkolwiek jest - chwała mu za to! Chociaż w ten sposób będę mogła kontaktować się z Zayn'em i resztą.
          Usłyszałam odsuwające się krzesło i ciepłą dłoń na moim udzie. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam ciemnobrązowe oczy. Nie patrzyły na mnie. Wiedziałam jednak, że ich właściciel nie myśli o niczym innym, tylko o mnie. Zdradził go rumieniec i delikatny uśmiech. Przelotne spojrzenie, które mi posłał mówiło więcej niż tysiąc słów. Jemu też nie jest łatwo. Oboje dobrze jednak wiemy, że w tej sytuacji nie ma mądrych. Nie wygramy. On musi jechać, ja nie mogę. Muszę zostać i po prostu tu na niego czekać.
          Spoglądałam co chwila jak je. Wyczułam jego zdenerwowanie. Złapałam go za dłoń i splotłam nasze palce. Spojrzał na mnie. Głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się delikatnie i pocieszająco, by choć trochę dodać mu otuchy. Na jego twarzy pojawiła się ulga.
          W końcu wszyscy się najedli (tak - Niall również, choć jemu zajęło to znacznie więcej czasu) i nadeszła chwila pożegnania. Ustawili się w rządku drzwiami wejściowymi. Zayn ustawił się na samym końcu, niszcząc tym samym plan Jerry'ego, któremu najprawdopodobniej zajął ostatnie miejsce w kolejce. Podeszłam do pierwszego (Lou) i mocno przytuliłam, następnie pożegnałam w ten sam sposób kolejno Harry'ego, Niall'a i Liam'a. Podchodząc do brata poczułam silny ścisk w żołądku. Pierwszy raz będzie tak daleko. Zapiekły mnie oczy i wypłynęła z nich jedna, pojedyncza łza, szybo starta przez Jerry'ego. Porwał mnie w ramiona i mocno przytulił. Przez chwilę myślałam, że mnie udusi, ale w krytycznym momencie rozluźnił uścisk i wyszeptał mi do ucha:
- Będę go pilnował. Siebie też, ale może trochę mniej.
          Zaśmiałam się. Nic nie mówiąc podeszłam do Zayn'a. Uśmiechał się. Nie wiem czemu. Osobiście chciało mi się płakać, nic dziwnego więc, że dziwnym wydawał mi się wtedy jego szeroki uśmiech. Przytulił mnie mocno, ale krótko.
- Narazie nic nie mówmy. Zrobimy tym durniom niespodziankę przy najbliższym spotkaniu - szepnął.
- Niech będzie - powiedziałam. - To do zobaczenia, chłopaku...
- Do następnego, dziewczyno - odpowiedział i odsunęliśmy się od siebie.
          Cofnęłam się dwa kroki do tyłu i patrzyłam jak pakują się do busa. W momencie, w którym zatrzasnęły się drzwi pojazdu, po moich policzkach spłynęły łzy. Samochód ruszył i już po chwili zniknął z mojego pola widzenia. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadłam na schodkach prowadzących do wnętrza budynku i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i przeczytałam wiadomość:
Zayn: Nie płacz, bo się wrócę!
Nie czekając odpisałam:
Ja: Nie prowokuj, bo jeszcze zrobię fosę wokół domu...
Zayn: Bądź silna!
Ja: Ty też. Trzymaj się i nie puszczaj...
Zayn: Obiecuję!
          Schowałam urządzenie do kieszeni, podniosłam się i weszłam do nienaturalnie cichego, opustoszałego domu.



***
W końcu! Coś w końcu udało mi się napisać. Przepraszam za tak długi czas i za ten mój brak weny i czasu, ale nic na to niestety nie poradzę. Na szczęście wzięło mnie dziś na dokończenie rozdziału i mam pomysł na kolejny, więc już zaczynam pisać. Kiedy się pojawi - nie wiem! Ale mam nadzieję, że nie za miesiąc, tylko zdecydowanie szybciej :)

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 16

          Od tamtej rozmowy nie widziałam się już z Zayn'em. Kilkanaście godzin biłam się z myślami. Wiedziałam, że to wszystko nie było winą Zayn'a. Była ona nasza - wspólna. Oboje coś zawaliliśmy, a jedynym wyjściem jest naprawienie tego wspólnymi siłami. Jeśli chodzi więc o jego przeprosiny - tak, wybaczyłam mu. Doszło to do mnie jednak późno w nocy. Nie chcąc go budzić, postanowiłam napisać mu o tym w sms'ie, mając nadzieję, że odbierze go dopiero jutro w samolocie do Ameryki. Tak - wyjazd jutro, rano. Co ze mną? Zostaję! Przynajmniej będę miała dużo czasu na przemyślenia.
          Gdy wysłałam już tę wiadomość, na moim sercu zrobiło się zdecydowanie lżej. Z czystym sumieniem zasnęłam snem błogim i spokojnym.

***

          Obudziło mnie delikatne łaskotanie. Z ciągle zamkniętymi oczami postanowiłam wybadać sprawę. Poczułam dobrze mi znane, miękkie wargi przesuwające się po szyi i wzdłuż lini szczęki. Po moim ciele przeszło milion dreszczy, zrobiło mi się gorąco. Bałam się otworzyć oczy. Bo co, jeśli to tylko sen?
- Co tu robisz? - wyszeptałam więc.
          Chłopak zamarł i odsunął się. Wiedziałam, że to zrobi, choć bardzo tego nie chciałam. Odwróciłam głowę i odważyłam się rozchylić powieki. Zobaczyłam piękną twarz Zayn'a, która wyrażała ból, tęsknotę i cierpienie. Takiego go kochałam. Był wtedy jak otwarta księga, którą tylko ja potrafię odczytać.
- Co się dzieje? - zapytałam.
          W tych ślicznych, ciemnokakaowych oczach pojawiły się łzy, które za chwilę wypłynęły na policzki. Na ten widok serce mi pękło na tysiąc kawałeczków. Przesunęłam się na łóżku i gestem nakazałam chłopakowi położyć się obok. Nie protestował. Wtulił głowę w zagłębienie mojej szyi i mocno objął mnie ramionami. Leżeliśmy tak bliżej nieokreślony, ale piękny czas. Nic nie mówiliśmy. Co chwilę słychać było tylko pociąganie nosem Zayn'a. W końcu jednak chłopak podniósł się i usiadł. Westchnął głośno, opanowując łzy i złapał się za głowę.
- Już nie mogę - powiedział.
- Co się stało? -zapytałam.
- Potrzebuję cię - szepnął i odwrócił twarz w moją stronę.
          Usiadłam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Zbliżyłam się i oparłam głowę na jego łopatce.
- Jestem tu...- powiedziałam zdecydowanym głosem.
- Chciałbym zostać z tobą. Nie chcę jechać! - szepnął.
- Chcesz! - odpowiedziałam.
          Ujęłam jego twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy powiedziałam:
- Mówisz tak, bo jesteś smutny. Ta trasa to twoje marzenie. Nie odrzucaj tego! Musisz być silny, żeby osiągnąć to, czego chcesz.
          Przez chwilę wpatrywał się we mnie tym swoim hipnotyzującym spojrzeniem. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Niektóre szczyty można zdobyć tylko razem, Holly... - powiedział tajemniczo. - Moje serce jest od teraz w twoich rękach. Proszę... - przerwał na chwilę, by sekundę później, patrząc mi prosto w oczy, wypowiedzieć słowa, które miałam zapamiętać na bardzo długo. - Zostaniesz moją dziewczyną?
          Moje serce rozdzierała czysta radość. Nie myślałam wtedy o konsekwencjach. W odpowiedzi przysunęłam się do niego tak blisko, że na policzku czułam jego ciepły oddech. Zadrżałam. Położyłam dłoń na jego ramieniu, a później powoli, czerpiąc niewyobrażalną przyjemność z dotyku jego miękkiej skóry, przesunęłam dłoń wzdłuż szyi, muskając po drodze kość obojczyka, aż w końcu dotarłam do zarumienionego nieco policzka. Nasze oddechy przyspieszyły. Czułam jak wychodzi mi gęsia skórka. Brunet mrużył oczy. Na jego twarz wystąpił ledwo zauważalny uśmiech i poczucie jakby ulgi.
          Musnęłam wargami brodę chłopaka, w okolicy ust. Wydał ciche jęknięcie i otworzył szeroko oczy, które nienaturalnie, ale pięknie błyszczały. Poznałam tę minę. Utkwiła mi w pamięci już dawno temu i pojawiała się w mych myślach przy każdym wspomnieniu dotyczącym Zayn'a. To pożądanie pomieszane z uczuciem, którym mnie darzył.
          Chłopak, nie czekając ani chwili uniósł mnie i posadził tak, że siedziałam na jego kolanach. Położył swoją dłoń na mojej szyi i przyciągnął ją, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Tak bardzo tego pragnęłam. Zayn działa na mnie jak narkotyk, a jego pocałunki i dotyk stanowią zbawienną jego dawkę.
          Pod palcami czułam napięte mięśnie ramion mulata. Chłopak wędrował dłońmi po moich plecach, kreśląc na nich przeróżne wzory. Te kilka minut zapomnienia przyniosło nam ogromną ulgę. Daliśmy upust wszystkim naszym emocjom, a napięcie między nami zelżało. Z wielką niechęcią oderwaliśmy się od siebie. Oboje czuliśmy tę blokadę, która nie pozwoliła nam posunąć się dalej. Jeszcze nie teraz. Wciąż objęci położyliśmy się na łóżku i długi czas leżeliśmy tak w milczeniu, wsłuchani w odgłos przyspieszonego bicia oszalałych z miłości serc.


***


Przepraszam, że tak krótko, ale uznałam, że rozdział powinien skończyć się właśnie w tym, a nie innym miejscu! Próbowałam dopisać coś jeszcze, ale sumienie mi nie pozwoliło, dlatego jest tylko tyle. 

Ps.: Nie lubię się o nic prosić, ale komentarzy ludzie, komentarzy! :D

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 15

          Czytałam właśnie jakiś podrzędny magazyn, gdy do mojego szpitalnego pokoju wszedł Jerry.
- Przyniosłem banany, ja prosiłaś - powiedział i położył owoce na szafce nocnej obok mojego łóżka i usiadł.
          Odłożyłam książkę i uśmiechnęłam się do brata. Przez te dwa dni, które spędziłam w szpitalu tylko on mnie odwiedzał. Zayn uciekł zaraz po postawieniu przez lekarza diagnozy. Wczoraj wpadła na chwilę Eleanor poinformować mnie tylko o swoim wyjeździe i pożegnać się. Posiedziała 15 minut i poszła. Jerry natomiast przychodził do mnie w każdej wolnej chwili, przynosił jedzenie, ubrania na zmianę, książki, itp. Raz nawet przyniósł trochę wódki i wypiliśmy po dwa kieliszki alkoholu. Kiedy dowiedział się o tym lekarz, brat dostał zakaz wchodzenia na teren szpitala. Jak więc się tu dzisiaj znalazł nie wiem, ale szczerze - boję się pytać!
- Chcę już stąd wyjść! - powiedziałam odwracając głowę w stronę okna i z tęsknotą patrząc na błękitne niebo.
- Już niedługo - pocieszył mnie Jerry, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Oby... - westchnęłam i zamknęłam oczy.
          Siedzieliśmy tak w milczeniu przez jakiś czas. Niestety zrobiło się późno i czas odwiedzin dobiegał końca, więc Jerry pożegnał się i wyszedł dokładnie się rozglądając, czy na korytarzu nie ma owego lekarza. Nie pytajcie!
          Niedługo po tym udało mi się zasnąć. Następnego dnia obudziłam się pełna energii. Usiadłam na łóżku i otwartą dłonią przejechałam po twarzy. Przebrałam się w czysty dres i czekałam na śniadanie. Posiłek przyniosła siwiejąca pielęgniarka. Wyglądałam na ok. 50 lat.
- Dziś o 14. dostanie pani wypis i wróci do domu. - oznajmiła, co przyjęłam z ogromnym entuzjazmem.
          Nie czekając ani chwili zadzwoniłam do Jerry'ego, by mu o tym powiedzieć. Ucieszył się równie mocno, co ja.
          Obiadu nie zjadłam. Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż brat po mnie przyjedzie. Pojawił się ok. 13., pomógł mi spakować wszystkie rzeczy i przetransportował na wózku do samochodu pożyczonego od Harry'ego. Zamiast jednak skierować się w stronę mojego mieszkania, na skrzyżowaniu skręcił w prawo.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- Myślisz, że pozwolę ci teraz mieszkać samej? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Zamieszkasz jakiś czas z nami, aż zdejmą ci gips i będziesz mogła normalnie funkcjonować.
- Jerry! Chcę wrócić do domu! Natychmiast! - wrzasnęłam i uderzyłam go w ramię.
- Nie ma mowy! Wszystko już załatwione. Nawet nie próbuj się kłócić! A uderz jeszcze raz, to ci oddam! - dodał widząc, że otwieram już usta, żeby coś powiedzieć i biorę zamach, by go walnąć drugi raz.
          Porzuciłam więc plany awantury. Dotarliśmy do domu chłopaków w niespełna 20 minut. Brat wniósł mnie do salonu i posadził na kanapie. Podał pilota do TV, którego od razu odrzuciłam na drugi koniec siedzenia, i poszedł do samochodu po moje rzeczy. Chwilę później wrócił i zaniósł torbę na górę.
          W międzyczasie w salonie pojawił się Harry. Ale nie był to byle jaki Harry - to był całkiem nagi Harry!
- AAAAAAA!!!!!!!!! - pisnął.
Przez chwilę próbowałam się powstrzymać, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
- Jak baba - skwitowałam ostentacyjnie patrząc najpierw na jego przyrodzenie, a później prosto w oczy. - Przynajmniej jeździsz nie byle czym.
- Co się tutaj dzieje? - usłyszeliśmy pytanie, które zadał Zayn zatrzymując się w połowie schodów i patrząc z niedowierzaniem na nagiego Styles'a.
- Interesuje cię to? - zapytałam prosto z mostu. Przez chwilę na twarzy chłopaka można było dostrzec grymas, który oznaczał, że toczy jakąś wewnętrzną walkę.
- Nie - odpowiedział w końcu i nie patrząc już na nas poszedł do kuchni.
- O co tak właściwie wam poszło? - zapytał Styles i jakby nigdy nic usiadł obok mnie na kanapie.
- Harry! Wciąż jesteś goły! Ubierz się, albo chociaż zakryj, a nie świecisz mi tu golizną! - powiedziałam, na co chłopak sięgnął po poduszkę i zasłonił nią swojego przyjaciela.
- Sory, zapominam się. Nie sądziłem, że przyjedziecie tak szybko... - szepnął i spuścił wzrok.
- Zauważyłam - odpowiedziałam i roześmiałam się.
- Więc? Co z wami? - zapytał znowu.
- Harry, to nie jest dobre miejsce i czas...
- Nigdy nie jest - powiedział zawiedziony.
- Powiem ci, ale nie teraz...
- A kiedy?! Pojutrze wyjeżdżamy do USA! Koncerty same się nie zagrają!
- A co z Jerry'm? - zapytałam martwiąc się o swoje najbliższe miesiące.
- Jedzie z nami. Nie pojedziemy bez basisty! - odpowiedział. - A co?
- Co ze mną? Miałam z wami mieszkać dopóki nie zdejmą mi gipsu.
- Nie do mnie to pytanie, mała...
          Bezsilna opadłam na oparcie. Zostanę sama! Wrócę do domu i nie będzie nikogo... Tylko po co ta cała szopka z mieszkaniem u nich? Jedno jest pewne - Jerry ma przegwizdane! Zabiję go choćby gipsem na mojej nodze!
- O czym myślisz? - z transu wyrwał mnie głos wciąż nagiego Loczka.
- O tym, że UBIERZ SIĘ W KOŃCU!!! - krzyknęłam.
- Jenyy... No dobra... - mruknął i z niechęcią wstał, zostawiając poduszkę i jakby nic się nie stało, poszedł na górę.
- Co się drzesz? - z kuchni wyszedł Zayn i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie twój biznes - odpowiedziałam i odwróciłam głowę w inną stronę. - Zajmij się lepiej swoją Tracy... - dodałam ciszej, mając nadzieję, że tego nie usłyszał.
- Ale... - zawahał się. - Ja nie jestem już z Tracy...
          Moje serce zabiło mocniej. Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że żartuje, ale wtedy podszedł i usiadł w miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował Styles.
- Chciałem ci dzisiaj o tym powiedzieć... To znaczy... Miałem zamiar odebrać cię dziś ze szpitala, ale Jerry mnie ubiegł i...
- Dlaczego się tłumaczysz? - zapytałam cicho, przerywając mu.
- Chcę, żebyś wiedziała. - odpowiedział patrząc na mój profil. - Wiem, że to może głupie i absurdalne, bo narobiłem wiele złego, ale... - przerwała na chwilę - wciąż mi zależy...
- Masz rację, to głupie - powiedziałam spoglądając mu prosto w oczy.
- Przepraszam, Holly... Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz... - szepnął i wstał. Nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju, zostawiając mnie całkiem samą.

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 14

          Nowy dzień, nowy humor, nowe pomysły... Obudziłam się dziś wcześnie, ale nie czułam się zmęczona. Szybko się ubrałam [KLIK] i pomalowałam. Na śniadanie zrobiłam sobie jajecznicę i duży kubek kawy z mlekiem. Od samego rana zaczęłam przygotowania do imprezy. Muszę wyglądać nieziemsko. Włosy, paznokcie, ubranie! Plan działania ustalony i zaakceptowany przez wszystkich, poza Zayn'em oczywiście... Nie miałam zbyt dużo czasu. Muszę jeszcze po drodze zajechać do sklepu po jakiś alkohol.
          Dzień minął mi więc na przygotowaniach, a o 19 wyszłam z domu. Przeszłam przez ulicę i zatrzymałam taksówkę, która dowiozła mnie do dużego sklepu monopolowego. Zakupiłam potrzebny zapas i wróciłam do samochodu. 40 minut później stałam już przed domem chłopaków, w którym impreza już się zaczęła. Weszłam bez pukania (część planu) i od razu udałam się do kuchni. Idealnie! Zayn stał przy blacie, odwrócony do mnie plecami. Podeszłam do niego powoli i cicho i uderzyłam go ręką w ramię.
- Ah, to ty! Tak myślałem, poznałem po krokach. - powiedział i już odwrócił się by wyjść, ale zatrzymałam go, ciągnąc delikatnie za koszulkę.
- Zaczekaj. - powiedziałam.
- Na co? - zapytał niechętnie się odwracając.
- Chciałam przeprosić... No wiesz, za to wczoraj. Zachowałam się okropnie! strasznie mi głupio... - wyszeptałam patrząc mu w oczy.
- Jasne... Nie ma sprawy - powiedział.
- Nie gniewasz się? Nie lubię jak jesteś na mnie zły...
- Holly - zaczął i złapał mnie za ramiona. - Nie mieszaj mi w głowie! - syknął, odwrócił się i wyszedł.
           Stałam jak wryta. Jak może prosić mnie o to, skoro sam miesza w mojej głowie?! Muszę z nim jeszcze dzisiaj porozmawiać. Może poczekam aż trochę się spije, to wyciągnę z niego wszystko. Tak, wiem, to bardzo nieodpowiednie, ale skuteczne!
          Odstawiłam alkohol do lodówki i ruszyłam za chłopakiem. Weszłam do salonu, w którym pełno było ludzi. Odszukałam wzrokiem Jerry'ego i podeszłam do niego.
- Co jest stara? - zapytał.
- Gadałam z Zayn'em, ale póki co, nic konkretnego...
- Daj mu chwilę - powiedział. - A tymczasem zostaw niepotrzebne rzeczy u mnie i chodź się napić!
          Pokiwałam głową i ruszyłam na górę. Przeszłam do pokoju brata i rzuciłam na łóżko torbę i bluzę. Nie zastanawiając się długo, wróciłam na dół i zanim podeszłam do chłopaków, wstąpiłam do kuchni po szklankę i kieliszek. Lepiej być nie mogło! Tym razem w kuchni spotkałam Tracy!
- Hej - przywitałam się niepewnie.
Dziewczyna nawet nie spojrzała, odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi.
- Zaczekaj, Tracy! - krzyknęłam i dogoniłam dziewczynę.
- Czego chcesz? - zapytała oschle.
- Przeprosić - odpowiedziałam szybko. - Głupio mi z powodu tego, co stało się wczoraj. Zrozum, Zayn to mój przyjaciel i czy ci się to podoba, czy nie, tęsknię za nim. Wczorajsza akcja to taki akt desperacji. Przepraszam, nie powinnam było tego robić...
- Masz rację, nie powinnaś. - powiedziała i wyszła.
          No to z głowy. Przeprosiłam ich, teraz czas na Jerry'ego. Wyszłam z kuchni i spojrzałam znacząco na brata z dumą w oczach. Ten nie czekając ani chwili podszedł do Tracy i nawiązał z nią rozmowę. Odwróciłam od nich wzrok, żeby nie wydało się to podejrzane i podeszłam do Niall'a i Harry'ego.
- I coś ty dziewczyno wymyśliła?! - zaczął Harry wyciągając w moją stronę ramiona, w które od razu się wtuliłam.
- Urządziłam selekcję - odpowiedziałam wyrywając się i przytulając blondyna.
- Niezbyt mądrze! Uraziłaś nas! - powiedział naburmuszony Niall.
- Chciałam zobaczyć, któremu bardziej zależy - uśmiechnęłam się przepraszająco do obu i wzięłam butelkę wódki do ręki. - Kto pije?
- JA! - krzyknęli obaj i wystawili ręce z kieliszkami w moją stronę.
          Tak minęła mi większa część wieczoru. Wypiłam bardzo dużo, ale chyba nie tak dużo jak Zayn, który wchodził na jeden stopień schodów 10 minut. Chciałam podejść do niego i mu pomóc, ale drogę zagrodziła mi Tracy.
- Holly, możemy porozmawiać?
- Jasne... - powiedziałam i odeszłam z brunetką na bok.
- Nie uda ci się to - powiedziała zatrzymując się gwałtownie i stając przede mną.
- Ale co? - zapytałam lekko zbita z tropu.
- Jerry powiedział, że wciąż zależy ci na Zayn'ie.
- Ta, i co?
- Jest mój! - krzyknęła. - Nawet nie próbuj mi go odbić!
- Taa... Chwilowo wymknął mi się z rąk, ale to tylko kwestia czasu, kiedy znowu będzie mój. - powiedziałam mrużąc oczy ze zdenerwowania.
- Śnisz!
- Nie, to ty żyjesz w bajce... Tylko, że twoja bajka nie skończy się dobrze. Książe cię opuści! - powiedziałam z zawiścią.
- Nie byłabym tego taka pewna. Nie jesteś go warta. Takie nic! On jest gwiazdą, a ty robisz mu reklamy... Myślisz, że cię chce?! Zapomnij! Żebyś chociaż ładna była! Wracaj lepiej do swojego miasteczka, zanim całkiem się zbłaźnisz!
          Nie wiedziałam co powiedzieć. Laska zmieszała mnie z błotem. Nie mówiąc nic odwróciłam się i odeszłam. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego domu. Poszłam w stronę schodów i zaczęłam się po nich wspinać. Na moje nieszczęście, albo też szczęście, potknęłam się  ostatni stopień i wylądowałam na podłodze. Poczułam silny ból w kolanie. Do oczu napłynęły mi łzy, a za chwilę strumieniami lały się po policzkach i szyi. Uniosłam się lekko na łokciach i poczułam jak ktoś pomaga mi wstać. Próbowałam stanąć, ale zachwiałam się na nogach i poleciałam w dół. W ostatniej chwili ktoś mnie złapał i i wziął na ręce. Zamarłam.
          Piękne, duże, kakaowe oczy utkwione w moich. Nos koło nosa. Ciepły oddech na policzku i miliony dreszczy przebiegających wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Nic ci nie jest? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Nie wiem - odpowiedziałam szeptem.
- Nie możesz chodzić, to oczywiste, że coś ci jest - powiedział.
- Nieistotne...
          Chłopak uśmiechnął się i ruszył w stronę swojego pokoju. Wszedł, ramieniem zapalił światło i usadził mnie na łóżku. Nie zważając na moje protesty, złapał moją nogę i obejrzał ją dokładnie.
- Musimy jechać do lekarza.
- Zawołaj El, ona miała dzisiaj nie pić, może mnie odwieźć.
- Ja pojadę...
- Jesteś pijany, widziałam jak wchodziłeś po schodach - zaprotestowałam.
- Przynajmniej nic sobie nie zrobiłem! - zaszydził. - I udawałem. Chciałem wcześniej iść spać.
- Czemu? - zapytałam.
- Żeby już cię dziś nie spotkać. - powiedział patrząc mi w oczy, na co się zarumieniłam i lekko zmieszałam. - No i mam dość Tracy i jej gadania...
- Czemu mnie unikasz? - zapytałam, na co chłopak odłożył delikatnie moją nogę, co i tak zabolało i podszedł do szafy.
- Bo nie ufam sobie, kiedy jesteś blisko - powiedział, zakładając bluzę i biorąc drugą do ręki.
- Co to znaczy? - zapytałam, z lekką irytacją i zaciekawieniem.
- Nie pytaj, ubieraj się - powiedział i rzucił we mnie bluzą.
          Nie pytając - jak prosił - założyłam pachnącą nim bluzę i spróbowałam się podnieść, ale padłam na łóżko jęcząc z bólu. Zayn natychmiast podbiegł i chyba nie wiedział co zrobić, bo raz dotykał mojej nogi, a później policzka i rąk. Wziął mnie w końcu na ręce i wyniósł z pokoju. Zszedł po schodach i wszedł w istne piekło. Dziesiątki gapiów spoglądało na nas i rozmawiało po cichu między sobą, chichocząc cichutko co chwilę. Malik podszedł do Jerry'ego, powiedział, że wiezie mnie do szpitala i odszedł. Zatrzymał się jeszcze kiedy Tracy zagrodziła mu drogę i kazała mu odstawić mnie na podłogę, żebym radziła sobie sama. Nawet jej nie odpowiedział. Prychnął, ominął ją i wyszedł z domu.
          Nie wiem jak, otworzył drzwi samochodu i wpakował mnie tam. Nie obeszło się oczywiście bez bólu i łez, ale udało się i chwilę później byliśmy już w drodze do szpitala. dotarliśmy na miejsce w niespełna 20 minut. Tam zostałam z rąk chłopaka przeniesiona na wózek, a na nim pojechałam prosto na oddział ratunkowy. Po prześwietleniu i podaniu mi leków przeciwbólowych, lekarz postawił diagnozę:
- Złamana...



***

W końcu jest! Wróciłam dziś do domu i od razu dokończyłam pisać rozdział! Ostatnio zawiesił mi się internet i ponad połowa tekstu się nie zapisała, przez co całkowicie odechciało mi się pisać. Dziś jednak zmobilizowałam się i oto on! Miłego czytania! ;*

poniedziałek, 22 lipca 2013

Nowy!

Z wielką radością muszę wam powiedzieć, że dziś lub jutro do 14 dodam nowy rozdział! W końcu mam czas, żeby coś wystukać! Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszę :P Niestety jutro już wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę. Biorę ze sobą zeszyt i długopis, więc będę pisać i dodam coś po powrocie :D Więc do później! ;*

środa, 17 lipca 2013

Wróciłam :)

Hej hej! Wróciłam! Ale tylko dlatego, że moja mama trafiła do szpitala i ktoś musi ją odwiedzać, a jako jedyna nie pracuję! Nie mam chwilowo czasu na pisanie nowego rozdziału, więc mocno przepraszam! Napiszę go jak tylko znajdę chwilę :)

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 13.2

          Czekałam. Czekałam. I jeszcze raz czekałam. Na darmo. Była już godzina 15., a ich ciągle nie było. Spędziłam pół dnia na czekaniu, a nic mi z tego nie przyszło. Może to ma być dla mnie jakaś nauka. Może powinnam zadziałać, a nie tylko czekać! Wstałam więc z kanapy w salonie, porwałam z podłogi torebkę i wybiegłam z domu. Wsiadłam do stojącej pod blokiem taksówki i podałam kierowcy adres mieszkania chłopaków. Przez całą drogę myślałam, jak powinnam się zachować. Nakrzyczeć na nich, czy udawać, że nic się nie stało. Zwyciężyła moja wybujała duma i postanowiłam nie okazywać uczuć.
          Wysiadając z samochodu, przykleiłam do twarzy jeden z najładniejszych moich uśmiechów i podeszłam do drzwi. Zapukałam. Nie musiałam czekać długo. Drzwi otworzy po raz kolejny Zayn. Tym razem nie powiedział nawet "cześć". Odwrócił się pozostawiając otwarte drzwi i ruszył schodami na górę. Prychnęłam tak głośno, żeby mnie usłyszał i weszłam do mieszkania. Swoje kroki skierowałam prosto do salonu. Ten był jednak pusty. Skoro tak... Weszłam po schodach i ruszyłam na koniec korytarza. Podeszłam do drzwi z prawej strony i nacisnęłam klamkę. Skoro nikt rzeczywiście nie chce mi pomóc, zrobię to sama. Czas, start!
          Moim oczom ukazał się Malik z jakąś brązowowłosą dziewczyną na kolanach. Uśmiechnęłam się szeroko, weszłam i rzuciłam się na jego łóżko.
- Ojej! Już zapomniałam jakie to łóżko jest wygodne! - powiedziałam entuzjastycznie, choć nigdy wcześniej na nim nawet nie siedziałam.
- Holly, co ty tutaj robisz? - zapytał przez zaciśnięte zęby Zayn.
- Odwiedzam miejsce, w którym pierwszy raz...! No przestań. Przecież mówiłeś, że mogę dziś do ciebie wpaść! - zrobiłam zdezorientowaną minę i spojrzałam na niego z wyrzutem. Chyba powinnam zostać aktorką.
- Wyjdź, proszę - powiedział i wstał, zrzucając z kolan dziewczynę.
- To niezbyt miłe zapraszać kogoś, a później go wyganiać - powiedziałam i również się podniosłam.
- Nie zapraszałem cię tutaj. Idź już.
- Jasne... Chodź na sekundkę - szepnęłam przechodząc koło niego i pociągnęłam go za rękaw, prowadząc za drzwi.
          Gdy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, chłopak złapał mnie za ramiona i oparł o ścianę.
- Co ty kurwa robisz?!
- Ja? Odbieram to, co moje - szepnęłam mu prosto w usta, odpychając mocno od siebie.
- Mówiłem ci, że w tej chwili nie możemy być razem...- zaczął.
- Nie po to przyszłam- przerwałam mu.
- Nie? To po co? - zapytał zdezorientowany.
- Po moją nadszarpaną dumę. Musisz wiedzieć, że podjęłam twoje wyzwanie. I mam zamiar wygrać.... -powiedziałam i skierowałam się w stronę pokoju Jerry'ego.
- Jakie do cholery wyzwanie? Co ci się przyśniło?! - wołał za mną, ale mu nie odpowiedziałam.
          Bez pukania weszłam do pokoju brata i podeszłam do łóżka. Rzuciłam się na nie i czekałam aż Jerry coś powie. On natomiast stał niewzruszony pod drzwiami  z założonymi rękami na piersiach i patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.
- No co?! - jęknęłam w poduszkę, nie podnosząc głowy.
- Wiedziałem, że jesteś pojebana, ale bez przesady...
- A co? Mam stać i patrzeć jak ta wywłoka mi go zabiera?! - zapytałam podnosząc się na łokciach.
- Mogłabyś podejść do tego inaczej. Zastanawiałaś się, czy twoje zachowanie jej nie skrzywdzi?
- To ona krzywdzi mnie. Zabroniła Zayn'owi się ze mną spotykać! A miał być moim przyjacielem. Nie pozwolę jej na to! - krzyknęłam i wstałam.
- Ale nie tak! Chcesz się na niej zemścić? To rzeczywiście takie odpowiedzialne i dojrzałe!
- Jerry! Nie mogę go stracić! Zayn musi wiedzieć, jak ja się z tym czuję. Chcę tylko, żeby tak jak kiedyś wpadał do mnie zapalić, czy wypić kawę! Nie wiem co mam ze sobą zrobić bez niego! Zaczęłam się spóźniać do pracy, bo nie budzą mnie już jego sms'y! W sklepie spędzam kilka godzin, bo to on zawsze wrzucał wszystko do koszyka, a ja siedziałam w nim i to wszystko łapałam. Zostałam sama! Ty też nie masz dla mnie czasu, ale to rozumiem. Nie chcę, żeby wszyscy wokół mnie skakali, ale nie chcę być sama! Nie umiem...
- Więc zrób to w dojrzały sposób...
- Jak?
- Pokaż mu co stracił... - zaproponował z głupim uśmieszkiem, który mógł znaczyć tylko jedno - konspira!
- Co masz na myśli?
- Wiesz... Pomyśl przez chwilę jak facet... Najbardziej podniecająca dla facetów jest rzecz, której nie mogą mieć. Bądź niedostępna. Olej! Ale pojawiaj się. Musi często cię widzieć. Jak chcesz, to mogę spróbować załatwić z Tracy, żebyście mogli się spotykać.
- Mógłbyś to dla mnie zrobić? - zapytałam z nadzieją, choć nie potrzebowałam odpowiedzi na to pytanie.
- Dla ciebie wszystko, ale nie za darmo...
- Czego chcesz? - w ułamku sekundy zmieniłam swój ton z podekscytowanego na podejrzliwy.
- Przeproś ich.
- Co?!
- Przeproś. To wszystko, co masz zrobić. Jeśli ci się uda, zrobimy kolejny krok, a później następny i w końcu odzyskasz Malika.
- Zrobię wszystko - powiedziałam z determinacją.
- Miło mi to słyszeć. Zrób to jutro na imprezie.
- Dobra. To idę. Pogadasz z tą...
- Nie kończ - zaśmiał się - pogadam. A właśnie! Harry i Niall połapali się z sms'ami...
- Kurwa! Czego nie zrozumieli z "nie mów temu drugiemu"?!  krzyknęłam i odwracając się na pięcie ruszyłam w stronę wyjścia.


***

Niestety nie uda mi się skończyć tego rozdziały dzisiaj, bo za minut 5 wyjeżdżam. Jestem jednak w euforii wynikającej z odebrania wyników matury. Cieszę się jak debil, bo poszło mi całkiem nieźle! Postanowiłam więc dodać ten, kolejny, fragment rozdziału, który niefortunnie ukaże się w trzech częściach. Bawcie się dobrze i cieszcie wakacjami! Do zobaczenia za dwa tygodnie! ;*

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 13.1

          Obudziłam się z myślą "chce, niech ma". Taki humor trzyma się mnie od ostatniego spotkania z Zayn'em tydzień temu. Zdeterminowana odrzuciłam kołdrę i wstałam na równe nogi. Prysznic! Pobiegłam do łazienki, umyłam się, później zęby i w ręczniku przeszłam do garderoby. Wybrałam strój i ubrałam się [KLIK]. Dziś ważny dzień. Przez cały ostatni tydzień układałam plan. Czas więc wcielić go w życie i rozpocząć wojnę. Zjadłam śniadanie, a później wyszłam na taras, żeby zapalić papierosa. W głowie miałam mętlik, jednak jednego byłam pewna - zryję Mu beret! I to tak, żeby nie wiedział jak się nazywa!
          Z planem zapoznałam chłopaków i mimo, że Jerry nie zgadzał się ze mną, postanowiłam zrobić swoje. Zemsta jest słodka. Na początek - zmieszać go z błotem. Do tego potrzebuję osobnika płci przeciwnej, który akurat nie jest ze mną spokrewniony, i imprezy, na której będzie Zayn z Tracy. Ani jedno, ani drugie nie stanowiło większego problemu. Wahałam się jedynie nad wyborem samca. Zaoferowało się dwóch, którzy akurat nie mają partnerki. Pomocy chciała udzielić nawet Eleanor, "udostępniając" mi Lou, ale z prostej przyczyny odmówiłam - Zayn nie uwierzyłby, że Louis zamieniłby El na jakąkolwiek inną dziewczynę.
          Jedynym sprawiedliwym, choć niezbyt uczciwym sposobem na wybranie odpowiedniego faceta, było poddanie obu próbie. Kto pierwszy, ten lepszy. Stojąc na tarasie napisałam do Harry'ego i Niall'a identycznego sms'a: "przyjdź do mnie, tylko nie mów Harry'emu/Niall'owi." Pół godziny i powinni tu być. Który przyjedzie jako pierwszy, temu prawdopodobnie bardziej zależy. Wygra więc ten, który dotrze tu drugi. Dlaczego? Odpowiedź jest zaskakująco prosta - mniej mu zależy, a to oznacza, że będę miała mniejsze wyrzuty sumienia. W sumie, nie powinnam mieć ich wcale, bo sami tego chcieli, ale cóż... Moja moralność... Nie muszę chyba dużo mówić... Wyścig czas zacząć panowie!

***

Oto zapowiedź kolejnego rozdziału. Jeszcze raz więc zapytam: Harry czy Niall?! :D

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 12

- Jedz, Holly! - krzyknął Jerry, a ja spojrzałam na niego spode łba i prychnęłam głośno.
- Kurwa, jedz to! - wrzasnął ponownie.
          Patrząc na niego z wyrzutem wstałam i przemierzając korytarz poszłam do swojego pokoju, a dokładniej do garderoby. Zamknęłam drzwi, zdjęłam piżamę i zupełnie naga położyłam się na podłodze. I tak od trzech tygodni. Nie jadłam, nie piłam, z domu wychodziłam tylko do pracy, która stała się dla mnie całym światem od kiedy do chłopaków wprowadziła się nowa dziewczyna Zayn'a. Rozumiem, że są razem, ale do cholery, dlaczego od razu ze sobą mieszkają?! Chciałabym ją poznać, mimo, że bardzo się tego boję. Nie wiem nawet jak wygląda i ja się nazywa, bo mój laptop leży zakurzony pod łóżkiem.
          Po 20 minutach leżenia na wykładzinie zrobiło mi się niewygodnie i zimno, więc wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzięłam do ręki bieliznę, ubranie, i założyłam je na siebie [KLIK]. Wyszłam z garderoby i rozejrzałam się po pokoju. Żywego ducha! Przeszłam do salonu, a później do kuchni. Jerry już poszedł. I dobrze... Mam już dość jego nadopiekuńczości. Wiem, że chce dobrze, ale to strasznie irytujące.
          W moim brzuchu zaburczało. Coś nowego. Może przechodzi mi już depresja. Podeszłam do lodówki i ją otworzyłam. O dziwo pełna. Jerry się postarał. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, wypiłam kilka łyków kawy i wybiegłam z domu. Jestem już spóźniona. Mam nadzieję, że Nate nie będzie zły... Wsiadłam do taksówki i już za chwilę byłam na miejscu. Kierowca mi się udał, jechał skrótami... Wbiegłam do budynku, przywitałam się z ochroniarzem, z którym czasem wyjdę na papierosa i pobiegłam do biura szefa. Bez pukania weszłam do gabinetu i zaczęłam się tłumaczyć:
- Nate, przepraszam cię bardzo, od rana mam problemy z psychiką, wybaczysz psychopatce? - zapytałam robiąc maślane oczy.
- Ostatnio masz te problemy zbyt często - zaczął poważnym tonem. - Holly, teraz nie mam czasu. Przyjdź w porze lunchu, muszę z tobą poważnie porozmawiać.
- Nate...
- Idź, przeszkadzasz mi... - skończył i otworzył mi drzwi, dając do zrozumienia, że czas na mnie.
          Czy ten dzień może się już skończyć?! Nie! Bo dopiero się zaczął! Cholerka... Podeszłam wolnym krokiem do swojego biurka i ciężko opadłam na krzesło. Włączyłam komputer. Zadania na dziś. Kurde! Plakaty promujące płytę One Direction. Czy ja, do cholery, znajdę dzisiaj choć odrobinę spokoju?! Nie? To zajebiście!
          Biorę się do pracy. Najpierw zdjęcie. O żesz! Ile ich jest?! Dobra, to w takim razie później. Albo pojadę do nich i pomogą mi coś wybrać. Tekst... Też później. A co teraz? Papieros! Tak!
          Wstałam, zwinęłam z oparcia krzesła torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia dla personelu. Teoretycznie nie powinnam tamtędy chodzić, ale ugadałam się z odpowiednią osobą, więc mogę tam robić co zechcę. Przeszłam przez szerokie drzwi i wyszłam na dwór. Oparłam się plecami o nagrzaną od słońca ścianę i odpaliłam papierosa. Muszę coś zrobić. To znaczy z moją pracą. Co jeśli Nate mnie wywali? Mam jeszcze pół godziny do spotkania z nim, a to wcale nie jest zbyt wiele czasu. Cóż, jeśli trzeba będzie, padnę na kolana i będę go błagać o litość.
          20 minut później stałam już przed jego gabinetem. Drżałam ze strachu i zdenerwowania. Co tam drżałam, wyglądałam jakbym dostała ataku padaczki! A Nate'owi się nie spieszyło. Szedł powoli korytarzem w moją stronę, nawet na mnie nie patrząc. Podszedł do drzwi i otworzył je przede mną. Weszłam do środka i stanęłam sztywno przed jego biurkiem.
- Usiądź - powiedział i sam usiadł na swoim wielkim i z pewnością bardzo wygodnym fotelu.

***

          Z biura Nate'a dosłownie wybiegłam. Dał mi wolne na dziś, więc nie czekając chwili wyłączyłam służbowy komputer i wyszłam z budynku firmy. Nie wiedziałam jak czuć się w tej sytuacji. Wiem tylko, że muszę koniecznie szybko jechać do chłopaków i pogadać z Jerrym. Złapałam taksówkę i wpakowałam się do niej nie oglądając się za siebie. Nie wiem, co mam w tej sytuacji zrobić. Wszytko we mnie wrzało, twarz miałam czerwoną, a moje ręce drżały. Co chwila mruczałam coś do siebie, przez co kierowca spoglądał na mnie co jakiś czas z zainteresowaniem i chyba zażenowaniem.
          Minęło jakieś pół godziny zanim pojazd zatrzymał się przed domem zespołu. Szybko zapłaciłam, wysiadłam i zapukałam do drzwi. Otworzył mi nie kto inny jak Zayn. Wpuścił mnie do środa i po krótkim "cześć" uciekł schodami na górę. Zdezorientowana udałam się w stronę salonu, gdzie na kanapie siedział Jerry, a na podłodze, na przeciwko siebie siedzieli Niall i Harry. Blondyn z otwartą buzią czekał, by pochwycić w usta rzuconą przez Harry'ego żelkę. Gdy mu się nie udało, zawył z wściekłości i dopiero kiedy mnie zobaczył ucichł i uśmiechnął się szeroko.
- Witamy w naszych skromnych progach. Czym możemy Pani służyć?! - krzyknął Irlandczyk wstając z podłogi.
- Cześć Niall - przywitałam się dając mu buziaka w policzek. - Cześć Harry. Jerry, do kuchni - dodałam.
- Serio? Ja też tęskniłem, siostra! - zawołał ironicznie, ale podniósł się z kanapy i ruszył w moją stronę.
- To coś poważnego, czy możemy poprzeszkadzać? - zapytał Curly z ewidentną nadzieją w głosie.
- Nie wtrącaj się, Harry. Nie teraz. Zawołam was jak coś - odpowiedziałam, niezbyt miło i wyszłam ciągnąc za sobą Jerry'ego.
          Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy stole. Chłopak wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem i chyba zmartwieniem w oczach. Ja natomiast siedziałam i nie wiedziałam od czego zacząć. Przeczuwając, o co chcę zapytać, Jerry powiedział:
- Wszystko z nim OK. Tylko Tracy zabroniła mu się z tobą spotykać.
          Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie spodziewałam się miłego powitania ze strony mulata, ale wiadomość o tym, że nie może przebywać ze mną w jednym pomieszczenia zmieszała mnie z ziemią.
- To dobrze - odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Dobrze? Jaja sobie ze mnie robisz?! Ona jest jakaś pojebana! - wrzasnął na cały dom Jerry.
- Ciszej, bo zaraz przyjdzie i będzie awantura - powiedział wyłaniający się zza drzwi Niall.
- Nie podsłuchuj! - krzyknęłam oburzona.
- Serio myślałaś, że będziemy grzecznie siedzieć na kanapie zastanawiając się, o czym rozmawiacie? - zapytał ironicznie Harry, wychylając się zza blondyna.
- UGH!!! No dobra, chodźcie tu. - powiedziałam i przewróciłam oczami.
          Weszli do kuchni i usiedli. Niall na krześle, a Harry na blacie.
- Dobra, słuchajcie...

***

- Nie powinnaś się tak tym przejmować. - powiedział Niall i uśmiechnął się do mnie szeroko, pokazując wszystkie swoje zęby.
- Ma rację, poradzisz sobie - dopowiedział Jerry wstając.
- No nie wiem. Gdzie idziesz? - zapytałam.
- Do tego kiepa. Jest ci chyba winien wyjaśnienia - odpowiedział i wyszedł nie oglądając się na nas.
- Super...  - westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach.
          Nagle poczułam jak coś, a raczej ktoś dotyka mojego ramienia. Później drugie coś, lub ktoś dotyka drugiego ramienia. Nie wiedząc co się dzieje podniosłam wzrok do góry, a gdy tylko to zrobiłam zostałam ściśnięta w mocnym uścisku dwóch zidiociałych ludziów.
- Dzięki chłopaki, ale chyba jednak się wycofam - szepnęłam niemal niesłyszalnie.
- Zwariowałaś?! Nie mogłabyś zrobić niczego głupszego - powiedział Harry.
- To nie jest tylko moja decyzja - powiedziałam zdecydowanie głośniej i spojrzałam mu w oczy.
- Jest - powiedział Horan.
- Nie - teraz spojrzałam na niego. - Nie zrobię niczego, co mogłoby mu zaszkodzić.
- Holly! Nie zachowuj się jak głupia pipa!!! To twoje życie i on nie może decydować za ciebie. Weź się w garść, zepnij dupę i zrób to, co będzie dla CIEBIE najlepsze! - krzyknął Styles i klepnął mnie dość mocno w plecy.
- Dobra, dobra, ale nie bij! - zażartowałam i odpłaciłam się mu tym samym.
          Jak to na tym okrutnym świecie bywa, musieliśmy skończyć tę pogawędkę, ponieważ do kuchni wszedł Zayn i Jerry. Brat kiwnął głową na chłopaków i wyszli zostawiając mnie sam na sam z mulatem.
- Dostałeś przepustkę - prychnęłam i spojrzałam Malikowi prosto w oczy.
- Daj spokój, Holly... - szepnął i odwrócił wzrok.
- Nie bądź śmieszny - powiedziałam.
- Ja śmieszny?! To ty do tego doprowadziłaś! To twoja wina! Gdybyś nie naskoczyła na tę dziewczynę w restauracji, a później na tego dziennikarza, to nie byłoby problemu - krzyknął wytykając mnie palcem.
- A więc tak myślisz? - zapytałam z niedowierzaniem. - Dobra! To widzimy się niedługo! - krzyknęłam i wyszłam z pomieszczenia trącając go po drodze.
          Pożegnałam się z chłopakami i bratem, dałam buziaka Eleanor, która zeszła akurat na dół po coś do picia i wyszłam. Chce wojny, to będzie ją miał. Podjęłam decyzję... A on mnie sprowokował. Czas, START!!!

xoxo Holly!

niedziela, 23 czerwca 2013

Help!

Hej wam :) 
Jestem właśnie w trakcie pisania następnego rozdziału. Mam z nim wielki problem, bo pomysłów tysiące i na żaden nie mogę się zdecydować. Dlatego właśnie zwracam się z prośbą do Was, abyście nieco mi pomogli. Mianowicie: Harry czy Niall? Napiszcie w komentarzu tylko imię i dalej już będę wiedziała co robić! Z góry wielkie dzięki! ;*

sobota, 22 czerwca 2013

Liebster Award Blog

Uwaga uwaga!!!
Za sprawą Nelka aa zostałam nominowana do Liebster Award Blog.

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować boga, który Cię nominował.

Oto pytania, które dostałam i moje odpowiedzi:
1. Masz drugie imię? Jak tak, to podaj.
       Otóż, nie mam!
2. Ulubiony zespół?
       The Offspring! <3
3. Kiedy zaczęłaś pisać bloga?
       10 kwietnia 2013
4. Ulubiony kraj?
       Trudno wybrać jeden, ale z tych, które odwiedziłam najbardziej podobało mi się w USA.
5. Ulubiona pora roku?
       Wiosna, zdecydowanie!
6. Skąd bierzesz swoje inspiracje?
       Z obserwacji! :D
7. Twoje imię?
       Chciałam być na blogu anonimowa, ale trudno - Marta.
8. Gdybyś miała trzy życzenia jakie by były?
       - Wyjechać do San Francisco i Nowego Jorku.
       - Dostać się na studia i z nich nie wylecieć.
       - Spotkać wreszcie miłość mojego życia!!! ;P
9. Kim chcesz zostać w przyszłości?
       Mamą - najlepszy zawód na świecie <3
10. Wolisz czytać książki, czy oglądać filmy?
       Hmm... Uwielbiam jedno i drugie, chyba, że chodzi o ekranizacje książek, wtedy wolę papier :D
11. Kto wie z twoich najbliższych o twoim blogu?
       Tylko pies :P

Blogi, które nominuję:
1. http://www.ellizabeth-story.blogspot.com/
2. http://whispers-and-love.blogspot.com/
3. http://pocaluneksmierc.blogspot.com/
4. http://allyandonedirection.blogspot.com/
5. http://kaja-story2.blogspot.com/
6. http://forever-together-or-alone.blogspot.com/
7. http://silence-tells-me-more.blogspot.com/
8. http://i-have-to-vin.blogspot.com/
9. http://touch-of-silence.blogspot.com/
10. http://magiczna-tajemnica.blogspot.com/
11. http://walk-away-and-stay.blogspot.com/

Pytania ode mnie :)
1. Twoje imię.
2. Twój wiek.
3. Ostatni głupi sen (pytanie zainspirowane moim dzisiejszym snem - siedziałam w samochodzie na dworcu pkp i jadłam długopisy :D)
4. Twój ulubiony kolor (może być kilka)
5. Kto jest twoim idolem/autorytetem?
6. Twój ulubiony film i serial.
7. Ulubiona piosenka (szukam nowego repertuaru do playlisty ;P)
8. Ulubiona książka, lub autor.
9. Umiesz/lubisz gotować? Albo jeść? :D
10. Ile czasu dziennie spędzasz przed komputerem?
11. Jak wyobrażasz sobie swoje życie za 40 lat?



Drodzy bloggerzy, do dzieła!
Wybaczcie pytania, brałam je z tyłka, bo nie umiem wymyślać takich rzeczy ;P
C'ya! ;*




środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 11

          Musi mieć dziewczynę też mi coś! To niech ją sobie narysuje i wytnie! Robi to dla mojego dobra? Jakoś nie czuję się uszczęśliwiona... Mam nadzieję, że jak jutro opowiem to Jerry'emu, to zabije najpierw mnie, za głupotę, a później jego, za to, że jest takim wielkim idiotą! Z resztą... Niech mu będzie... Zobaczymy, kto wyłamie się jako pierwszy. Chce zgrywać ważniaka, to niech zgrywa... Jestem silniejsza, niż na to wyglądam, a zazdrość jeszcze mnie napędza...
          Szłam przed siebie, nie oglądając się na nic. Kilka razy potrąciłam idących z naprzeciwka ludzi. Olałam idących za mną gazeciarzy, którzy myśleli, że ich nie widzę. Szłam i myślałam. W głowie miałam mętlik. Nienawidzę, kiedy mi zależy. Wolę, kiedy jest mi wszystko jedno... Ale zależało... Bardzo!
          Problem polega na wyrzutach sumienia. No bo, co by było gdybyśmy od początku zaczęli się ze sobą spotykać? A teraz co? Nie możemy być razem, bo tak bardzo zjebałam! Po całości... Powinnam go przeprosić? Nie... On też nie jest bez winy... Dalibyśmy radę bez tej całej szopki z dziewczyną...
          W kieszeni spodni usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Zayn. Odrzuciłam połączenie. To już czwarty raz... Nie minęło pół minuty, a telefon zadzwonił znowu. Numer nieznany. Serio? To żałosne. Ale cóż... Raz się żyję... Nie mogę go ciągle unikać.
- Halo?
- Holly?
- Nie, Święty Mikołaj. Czego chcesz?
- Przyjedziesz do nas? To bardzo ważne.
- Do was, czy do ciebie?
- Musimy porozmawiać...
- Wszystko już sobie wyjaśniliśmy - chciałam odłożyć telefon, ale usłyszałam spanikowane "czekaj". - No co?!
- Proszę, to bardzo ważne... - powiedział.
- Zayn, daj mi spokój. Nie mam ochoty na wasze gierki. Nie mieszaj mnie w to. Proszę cię tylko o to, żebyś zostawił mnie w spokoju. Zadzwoń jak zatęsknisz. Tylko najlepiej już nie w tym stuleciu, bo łeb ukręcę!
- Holly, to nie to, co myślisz...
- A co?
- Nasz menadżer chce z tobą rozmawiać.
- Ach tak? To mu powiedz, żeby pocałował mnie w dupę, bo nie jestem tobą i wcale nie muszę się go słuchać!
- Holly, do cholery! Nic nie rozumiesz! Proszę, zrób to dla mnie!
- Dla ciebie? Chyba z chuja spadłeś! Nie licz na to!
- Więc zrób to dla mnie - usłyszałam nieco inny głos. Jerry? Miał przyjechać dopiero jutro! O co tu chodzi?
- Jerry?
- Nie, twoja stara!
- Twoja też, co ty robisz w Londynie? Miałeś być dopiero jutro!
- Ale jestem dzisiaj. Przyjedź proszę, chcę z tobą porozmawiać. I lepiej wsadź poduszkę w spodnie, bo jak ci kopa zasadzę, to zrobisz w majty...
- No dobra! Już jadę! Ale lepiej mnie trzymaj, żebym czasem nie wydrapała Zayn'owi tych jego ślicznych oczu!
- Mam śliczne oczy? - znowu on...
- Wal się! - krzyknęłam i rozłączyłam się.
          Faceci! O co im kurna w życiu chodzi? Zawróciłam i poszłam z powrotem w stronę domu. Nie dam im tej satysfakcji i nie przybiegnę tak szybko. Droga minęła mi tak szybko, że nie zauważyłam kiedy minęłam wejście do budynku. Co to kurde dzień zawracania? Zawróciłam znowu i weszłam do budynku, a później windy. Wjechałam na trzecie piętro i weszłam do domu. Rzuciłam torebkę w kąt obok drzwi i poszłam na taras z paczką papierosów w ręce. Odpaliłam jednego i mocno zaciągnęłam się dymem. Nie wiem dlaczego ludzie mówią, że palenie uspokaja. Wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie. W sytuacjach takich jak ta, czuję się jeszcze bardziej nerwowa niż byłam.
          Z każdą chwilą bałam się coraz bardziej. Nie Jerry'ego, ani tego co ma mi do powiedzenia. Bałam się spotkania z Zayn'em. A jeśli będzie tam ta jego nowa dupa? Cóż, nie uniknę tego spotkania. Jedyne co mogę zrobić, to wziąć się w garść i stawić temu czoła.
          Pod wieczór zaczęło robić się chłodno. Przebrałam się więc [KLIK] i wyszłam z domu. Podróż taksówką dłużyła mi się niesamowicie. Kilka razy miałam ochotę wysiąść, gdy kierowca zatrzymywał się na światłach. Zrobiłam to jednak dopiero, gdy zatrzymał się przed domem chłopaków. Zapłaciłam i na trzęsących się nogach ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam dzwonek i czekałam. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty Jerry.
          Pomimo złego humoru, na widok brata, moje usta mimowolnie wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. Staliśmy tak kilka minut, gdy nagle poczułam silne uderzenie w plecy. Odskoczyłam natychmiast od brata i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Pojebało cię?! - zapytałam. - Za co to?
- Już ty dobrze wiesz za co! - powiedział.
- Oj dobra, ale bez przesady... O co ci kurde chodzi?
- Ja ci powiem o co! Ale nie teraz... Chodź - powiedział i wskazał dłonią drzwi, żebym w końcu weszła do domu.
         Tak też zrobiłam. Gdy tylko drzwi za nami się zamknęły usłyszałam szybkie kroki w naszą stronę. Nie muszę zgadywać, żeby wiedzieć kto idzie. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Eleanor. Uścisnęła mnie na przywitanie i ciągnąc za rękę na górę, powiedziała:
- Wiedziałam, że będziesz wyglądać mało imprezowo. Zaraz to naprawimy.
          Cokolwiek miało to znaczyć, nie zaprzeczałam. Byłam gotowa zrobić wszystko, byleby opóźnić spotkanie z Zayn'em. Poszłam więc grzecznie za dziewczyną, by za chwilę wejść do pokoju, jak się okazało (poznałam po koszulkach w paski walających się po podłodze) Louis'a. Usiadłam na łóżku i czekałam aż Eleanor odezwie się choć słowem.
- Wolisz spodnie, czy sukienkę? - zapytała po chwili.
- Nie wiem. Goliłam dzisiaj nogi, więc może być sukienka. - odpowiedziałam beznamiętnie.
          Czekałam tak jeszcze 10 minut, dopóki dziewczyna nie odwróciła się do mnie, trzymając w ręku sukienkę i unosząc znacząco brwi. Nie powiem, podobała mi się. No i kolor! Idealny dla mnie... Nie zwlekając ani chwili założyłam ją i dobrałam dodatki [KLIK]. Trudno mi to przyznać, ale wyglądałam nieziemsko. Cóż za brak jakiejkolwiek skromności! No, trudno...
- El... - zaczęłam - Sukienka jest genialna, ale możesz mi powiedzieć po co te wszystkie przebieranki?
- Nie powinnam ci mówić, ale w sumie i tak już po wszystkim. Chłopaki chcieli zrobić ci imprezę niespodziankę, bo Jerry przyjechał wcześniej. Zayn miał cię na nią przyprowadzić, ale wiele się zmieniło. Pokłóciliście się, więc niespodzianka nie wyszła, bo to Jerry musiał cię poprosić, żebyś przyszła. Co tak właściwie się stało? Zayn milczy. Od powrotu od ciebie siedzi sam w pokoju i wyszedł tylko na chwilę, kiedy do ciebie zadzwoniliśmy.
- El, nie wiem co się stało. Było wspaniale, a potem powiedział mi, że przez ten skandal musi mieć dziewczynę i nie mogę być nią ja. Poczułam się tak strasznie źle... A później powiedział, że ludzie mają się dowiedzieć, że jestem dla niego nikim. To boli... - powiedziałam niemal szeptem.
- Mała... Wiem doskonale jak się czujesz - zaczęła Eleanor pocieszającym tonem. - Nawet nie wiesz jak wiele razy Danielle zrywała z Liam'em tylko po to, żeby było o nich głośno... To jest showbiznes.... Tutaj wszystkie chwyty są dozwolone! I jeśli zależy ci na Zayn'ie musisz być cierpliwa i wyrozumiała. To co zrobił było konieczne. Nie każ mu wybierać między tobą a marzeniami. No i pomyśl! Jeśli przetrwacie to i wciąż będziecie czuć to samo, to gwarantuję ci, że będziecie ze sobą do usranej śmierci - zakończyła z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Dobra! - powiedziałam. - Ale nie obiecuję, że ta jego dziewczyna nie wyjdzie stąd bez oczu.
          Eleanor zaśmiała się, wstała z łóżka i podeszła do drzwi.
- Idziesz? - zapytała, na co pokiwałam głową i ruszyłam za nią.
          Zeszłyśmy po schodach na dół i weszłyśmy do salonu, gdzie przywitały nas spojrzenia wszystkich obecnych. Kątem oka zauważyłam Zayn'a siedzącego w rogu pokoju na fotelu i gapiącego się tępo w szklankę z bursztynowym napojem (pewnie whisky). Nie czekając podeszłam do niego. Gdy byłam już blisko spojrzał na mnie wzrokiem pełnym smutku i nadzieji.
- Cześć - powiedziałam cicho siadając na oparciu fotela.
- Cześć - odpowiedział i odsunął się nieznacznie.
Siedzieliśmy przez chwilę w zupełnym milczeniu, nie patrząc na siebie, nie dotykając się. Pierwszy raz czułam się w jego towarzystwie niezręcznie.
- Jak bardzo mnie nienawidzisz? - zapytał, przerywając ciszę.
- Wcale... Zayn, ja po prostu się boję... - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Chodź do mnie - powiedział, a ja usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się w niego.
- Zayn?
- Hmm? - zamruczał, wtulając się bardziej w moje włosy.
- Ja chyba nie dam rady...
- Z czym?
- Z tym wszystkim. Chciałabym móc być twoją przyjaciółką, ale w tej sytuacji jest to niemożliwe.
- O czym ty mówisz? Potrzebuję cię-zajęczał i przytulił mnie mocno.
- Mimo, iż bardzo bym chciała, nie potrafię zaakceptować tego co się dzieje. Potrzebuję cię, ale bez ogona z cyckami.
- Holly! Spójrz na mnie - powiedział i obrócił moją twarz tak, że prawie stykaliśmy się nosami. Czułam na twarzy jego ciepły oddech. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Poradzimy sobie - szepnął. - Razem. Hmm?
          Pokiwałam głową. Na ustach poczułam jego delikatne wargi. Tak długo na to czekałam. Objęłam ramionami jego szyję i szybko zapomniałam o otaczającym nas świecie. Niestety, nie byliśmy sami. Oderwałam się od niego i przytuliłam mocno. Spędziliśmy tak pół wieczoru żartując i śmiejąc się z pijanych osób. W końcu sami zaczęliśmy pić i się bawić. Było lepiej niż sądziłam, że będzie.
         Jako, że mam mądrego starszego brata, odciągnął mnie niemal siłą od Zayn'a i położył spać w swoim pokoju pilnując, żeby dobijający się do drzwi Zayn nie wtargnął do środka. Czekał tak aż zasnę, by w końcu samemu położyć się obok i smacznie zachrapać.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 10

          Siedziałam jak wryta. To miał być koniec dnia, a nie jakiś ciąg dalszy! Do moich uszu doleciał dźwięk telefonu. Wzięłam urządzenie do ręki i odebrałam.
- Widziałaś już? - zapytał męski głos.
- Ehe - wydukałam, nie wiedząc co mogłabym powiedzieć.
- Przyjadę zaraz...
- Ok! - rozłączyłam się.
          Wstałam z łóżka, opatuliłam się swetrem i poszłam do kuchni. W takich chwilach najlepsze jest kakao. Przygotowałam ciepły napój i poszłam do salonu. Usiadłam na wygodnej kanapie i patrząc pusto w przestrzeń myślałam nad tym co teraz się wydarzy. Nie minęło wiele czasu, a ktoś zapukał do drzwi. Ktosiem okazał się Zayn, oczywiście. Nie witając się wszedł zdenerwowany do środka. Poszłam za nim zamykając uprzednio drzwi. Usiadłam obok niego na kanapie i czekałam aż coś powie.
- Gnój... - szepnął i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
- Wiem... Przepraszam, ja nie wiedziałam, że to się może wydarzyć, zrozum, ja... - zaczęłam się tłumaczyć, ale mi przerwał.
- Przestań... - powiedział. - To nie twoja wina. Może rzeczywiście przesadziłaś, ale to nic takiego.
- Nic takiego? - zapytałam jak głupia. - Nie jesteś zły?
- Zły? Nie... - zaśmiał się. - Ale ty chyba będziesz...
- Jak to?
- Sama zobaczysz... Ale raczej nie wychodź bez ciemnych okularów z domu...
- Co masz na myśli? - dopytywałam.
- Uwierz, że do jutra będą cię znały wszystkie nasze fanki i raczej cię nie polubią. Staniesz się rozpoznawalna. Będziesz obiektem nienawiści milionów dziewczyn na całym świecie!
- Skromniacha z ciebie! - zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
- Nie boisz się? Odważna! - powiedział i zaczął mnie gilgotać.
- Nie boję! - powiedziałam przez śmiech. - A ty nie będziesz miał problemów?
- Niee... Na wszystkich zdjęciach mam czapkę i okulary. Nie widać, że to ja. Menadżer napisze sprostowanie do prasy i będzie spoko - powiedział.
- No skoro tak, to nie mamy się czym przejmować.
- Zobaczymy czy będziesz tak śpiewać jutro, jak przed twoim domem pojawią się gazeciarze...
- Nie wiedzą, gdzie mieszkam!
- Nie? - zrobił dziwną minę - A chodź na balkon. - powiedział i założył czapkę i okulary, po czym pociągnął mnie za rękę na taras.
          Jak dla mnie, nic ciekawego. Domy, ulice, przechodnie. Norma.
- I o co ci chodzi? - spojrzałam pytająco na chłopaka.
- Już tłumaczę. Kiedy tu przyszedłem było znacznie więcej osób. Pewnie poszli do domu. Ale! - zawiesił na chwilę głos - tamten facet - wskazał palcem na jakiegoś przechodnia - kręci się tu od kiedy przyszedłem. Wcześniej był z jakąś laską, pewnie robią zmiany, bo jest już późno.
- Tamten facet? A wygląda tak nieszkodliwie... - powiedziałam.
- Tacy są najgorsi. Uważaj na nich jutro, albo jak będziesz szła do pracy.
- Ehe, dobra... Tej! Facet! - wydarłam się do niego. O dziwo spojrzał się. Sam się zdemaskował. Pewnie jakiś świeżak... - Ty do mnie?!
           Teraz udaje, że nie wie o co chodzi, ale po kolejnym "ej" z mojej strony zawołał:
- Czy łączy panią coś z Zayn'em Malikiem z One Direction?
- A kto to? - udawałam głupią.
- Ponoć widziano panią z nim dzisiaj w restauracji...
- Jest pan pewien?
- Nie, stąd pytanie!
- Długo pracuje pan w tym zawodzie?!
- Dwa tygodnie!
- Z "nowakami" nie rozmawiam! Idź pan w chuj! - krzyknęłam i odeszłam od barierki. Usiadłam na fotelu pod ścianą i odpaliłam papierosa.
- No to teraz masz przejebane! - powiedział Zayn ze śmiechem i usiadł koło mnie również wyciągając z paczki fajkę.
- W dupie to mam! Nie będzie mi się pod oknem kręcił!
- Po takiej akcji? Będzie! I przyprowadzi znajomych - zaśmiał się znowu i pokręcił głową.
- No to trudno.
          Skończyliśmy palić w milczeniu. Było już po północy, kiedy Zayn oświadczył, że idzie, bo będzie miał jutro dużo do zrobienia w związku z zaistniałą sytuacją, którą niestety niechcący pogorszyłam. Odprowadziłam chłopaka do drzwi.
- Widzimy się jutro? - zapytał stojąc w progu.
- Nie wiem. Zobaczymy jutro - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
- W takim razie do jutra - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
          Gdy wyszedł, nie czekając na nic, poszłam w stronę łóżka i układając się na nim wygodnie, zasnęłam.
          Obudziłam się dość wcześnie. Zegarek na półce wskazywał godzinę dziesiątą. Wstałam, umyłam się i ubrałam [KLIK]. Włosy zostawiłam rozpuszczone. W lodówce wciąż było pusto. Wzięłam telefon do ręki. Zayn chciał się dziś ze mną zobaczyć, to niech zrobi śniadanie i przyjedzie, a co?! Wybrałam numer chłopaka i zadzwoniłam.
- Halo?
- Zrobisz mi słońce śniadanie? - zapytałam słodkim głosem.
- A może jakieś "cześć"? - zapytał ze śmiechem.
- Kanapki. Z serkiem. I weź kawę, bo też już nie mam.
- A keczup masz? - zapytał wzdychając głośno do telefonu.
- Mam. To kiedy będziesz?
- Za 20 minut.
- Ok.
          Rozłączyłam się i wzięłam do ręki laptopa. Spojrzałam na tę samą stronę co wczoraj. Moim oczom ukazał się kolejny artykuł ze mną w roli głównej. Nawet nie czytałam. Wyłączyłam urządzenie i przeszłam się po mieszkaniu, zbierając porozstawiane naczynia. Skoro mam chwilę czasu, to trochę ogarnę. W końcu jutro przyjeżdża Jerry. Zaniosłam naczynia do kuchni i włożyłam do zmywarki. Później weszłam do łazienki i nastawiłam pranie.
          Gdy stałam na tarasie i podlewałam kwiaty usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam mulata, który zamarł w dziwnej pozycji - był zgięty w pół i miał wyciągnięte w moją stronę ręce, jakby chciał mnie pogilgotać. Z pewnością tak właśnie było, ale go uprzedziłam.
- Kurde! - krzyknął.
- Ty! Chciałeś mnie! Pogilgotać? - zapytałam powoli się do niego zbliżając.
- Co robisz? - zapytał i zaczął się cofać.
- Mszczę się! - powiedziałam i rzuciłam się na chłopaka.
- Za co? - zapytał, dusząc się ze śmiechu.
- Za zakradanie się i zamiar gilgotania mnie.
- No weź...
- Kara musi być! - krzyknęłam i zaczęłam gilgotać go jeszcze bardziej.
- Nie dam ci kanapek!
- Kanapek? - zapytałam opamiętując się i przestając gilgotać. - A z serkiem?
- Ehe - odpowiedział łapiąc z trudem oddech i trzymając się za brzuch.
- No dobra, 1:1! Idziemy jeść - powiedziałam i ruszyłam do kuchni, a chłopak poczłapał za mną.
          Usiedliśmy na krzesełkach i zaczęliśmy objadać się chlebkiem.
- Nie ty je robiłeś, prawda? - zapytałam patrząc na Zayn'a podejrzliwym wzrokiem.
- Ja! - odparł.
- Pewny jesteś?
- No dobra, Harry!
- Wiedziałam... - zaśmiałam się rzucając w niego kawałkiem żółtego sera.
- O nie! - wykrzyknął robiąc unik.- Jak mogłaś?!
- No normalnie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Jaka ty chamska dzisiaj!
- Ja? Coś ty - uśmiechnęłam się szeroko i wystawiłam chłopakowi język.
- Człowiek skurwiel! Zaraz cię ugryzę! - zagroził.
- Dobra, a w co? - zapytałam.
- W ten długi jęzor! - odpowiedział.
          W ułamku sekundy nasze miny się zmieniły. Z chęcią pozwoliłabym mu na to, ale... Zayn odwrócił wzrok i udawał, że nic nie powiedział, a ja spaliłam raczka i wzięłam szybki łyk kawy, przez co się zakrztusiłam. Tak - typowa Holly! Nie patrząc na nic chłopak podbiegł do mnie, wyjął mi z ręki kubek i odstawił na stół, po czym podniósł mnie z krzesła, postawił na nogi i uderzył mocno w plecy.
- Ał! - krzyknęłam i mu oddałam ciągle kaszląc.
- Chcesz się bić? - zapytał po czym podniósł mnie, przerzucił sobie przez ramię i poszedł do mojego pokoju.
          Zanim zorientowałam się, co zamierza zrobić, poczułam jak lecę. Chwilę później upadłam na łóżko, które cicho zaskrzypiało. Tak się bawimy? No dobra... Przewidując kolejny ruch mulata, przeturlałam się na bok, a on upadł w miejsce, w którym przed chwilą leżałam, głośno przeklinając. Zanim się podniósł usiadłam na jego plecach i zaczęłam po nich skakać.
- O ty! - krzyknął i podniósł się na łokciach i kolanach, przez co spadłam z niego i wylądowałam z hukiem na podłodze.
- Ty chamie! - wrzasnęłam i szybko się podniosłam.
Skoczyłam na niego, ale ten złapał moje nadgarstki i położył na plecach. Teraz to on usiadł na mnie i zaczął łaskotać. Zaczęłam piszczeć i wiercić się. Od śmiechu bolały mnie policzki i brzuch.
          Nagle poczułam ciężar chłopaka na całym ciele. Zmęczony rozłożył się na mnie i z udawaną przesadą zaczął sapać w poduszkę, niby ze zmęczenia. Zaśmiałam się jeszcze raz, po czym zrzuciłam go z siebie, na co jęknął i położył się obok.
- Co robimy? - zapytał.
- Dzieci - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Dobra - powiedział i położył znowu na mnie.
- Spadaj, żartowałam - powiedziałam i odepchnęłam go lekko.
- Wiem, już lecę!
          Nie zdążyłam zareagować kiedy chłopak usiadł na mnie okrakiem, podniósł ręce do góry i przechylił się, lecąc tym samym na podłogę i uderzając w nią głośno. Usłyszałam tylko jego cichy jęk i krótkie "kurwa".
- Co jest? - zapytałam podnosząc się.
- Boli - zajęczał.
- Podmuchać?
- Tak. I buzi! - odpowiedział podsuwając mi nadgarstek pod nos.
           Dmuchnęłam, pocałowałam i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Lepiej?
- Lepiej, chodź zapalić - wstał i pociągnął mnie za rękę na taras.
          Wyszliśmy i wyciągnęliśmy papierosy. Staliśmy tak patrząc co chwila na siebie.
- Nie obrazisz się? - zapytał po chwili Zayn.
- A czemu? - odpowiedziałam pytaniem.
- Muszę ci coś powiedzieć. Ale proszę, nie bądź zła...
- No ok... - nie wiedziałam, czy nie będę zła. W takich chwilach się o tym nie myśli. Za wszelką cenę chciałam wiedzieć, co chce mi powiedzieć.
- Tylko wiedz, że to nie był mój pomysł i że gdyby ode mnie to zależało, to bym się w to nie pakował!
- No mów, do cholery!
- Muszę mieć dziewczynę... -wyrzucił z siebie najciszej jak tylko mógł.
- Co?!
- Muszę...- szepnął.
- Słyszałam! - prychnęłam.
- Holly, obiecałaś!
- Nie obrażam się!
- Holly... Po tej akcji po prostu muszę mieć dziewczynę. Menadżer już jej szuka.
- Menadżer szuka ci dziewczyny?! - zapytałam kpiąco.
- Tak - pokiwał głową.
- To ja miałam nią być. Jak możesz?! Najpierw przychodzisz i niemal błagasz, żebym się z tobą umówiła, zgadzam się pod warunkiem, że dasz mi trochę czasu, a później mówisz, że będziesz miał inną dziewczynę?! Zastanów się gościu, co ty robisz?!
- Holly, mówiłem, że to nie mój pomysł. Muszę podpisać kontrakt z jakąś laską, na np. pół roku, pokażę się z nią kilka razy przed kamerami i tyle. Ciągle mi na tobie zależy Holly... - podszedł i złapał mnie za rękę.
- Ładnie mi to okazujesz...
- Proszę cię... próbuję cię chronić. Kiedy wszyscy dowiedzą się, że jesteśmy dla siebie nikim, dadzą ci spokój...
- Jestem dla ciebie nikim? - zapytałam niemal przez łzy.
- Co? Nie! Nie to chciałem powiedzieć! - powiedział załamany.
- Ale powiedziałeś! - krzyknęłam i wyrwałam dłoń z jego uścisku.
- Holly, uwierz mi, tak będzie lepiej dla wszystkich! - powiedział i wziął mnie w ramiona.
- Idź już, Zayn - wychrypiałam.
- Nie.
- Nie chcę cię tu widzieć.
- Nie odejdę teraz - powiedział i odsunął mnie lekko od siebie, tak by widzieć moją twarz. - Nie chcę nigdzie odejść, Holly.
- Ale ja chcę, żebyś już poszedł i dał mi się zastanowić. - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Nie rób mi tego... - powiedział błagalnym tonem.
- Więc ty też mi tego nie rób...
- Muszę...
- Ja też!
- Holly!
- Zayn!
          Nie wiedzieliśmy, co jeszcze powiedzieć. Staliśmy tak patrząc każde w inną stronę, bojąc się spojrzeć sobie w oczy. Nie chciałam tak ostro zareagować. Ale skrzywdził mnie. Nie sądziłam, że jest to możliwe. Ale chyba poważnie zaczęło mi na nim zależeć, a teraz wszystko legło w gruzach. Jak mam się z nim dalej przyjaźnić, kiedy nie będę mogła się do niego przytulać gdy tylko nadarzy się okazja, kraść mu całusów (co czasem robiłam, kiedy niczego się nie spodziewał - w końcu nie byliśmy normalnymi przyjaciółmi, z założenia mieliśmy być dla siebie kimś więcej). Co ja bez niego zrobię? Jest dla mnie najbliższą osobą w Londynie...
- Nie przekreślaj mnie... - szepnął mi do ucha Zayn, przytulając mnie mocno do siebie.
- A co mam zrobić? - zapytałam.
- Nie wiem. Nic już nie wiem... Ale potrzebuję cię bardziej, niż ci się wydaje...
- Więc pozwól mi zostać twoją dziewczyną - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie mogę... - odpowiedział po krótkim milczeniu. Spuścił wzrok i oparł swoje czoło na moim. - Tak bardzo bym tego chciał...
- Więc co stoi na przeszkodzie? - zapytałam.
- Bo to nie o to tu chodzi... Oni mają cię zostawić, a nie interesować się tobą jeszcze bardziej - odpowiedział.
- Już ci powiedziałam, że się ich nie boję!
- Bo jeszcze nie wiesz, co to znaczy!
- Więc daj mi się dowiedzieć!
- Nie!
- Czemu?!
- Bo nie!
- Nie wystarczy!
- Bo nie chcę, żebyś się zmieniła! Nie wiem! Co jeśli uderzy ci sodówa, albo się załamiesz?! Nie chcę cię stracić i to tyle! Chcę, żebyś została sobą na zawsze, bo właśnie taka jesteś wspaniała. Tyle! Wystarczy?! - wykrzyczał mi to w twarz potrząsając mną lekko.
- A co z tym, czego ja chcę?! - zapytałam, dźgając go palcem w klatę.
Milczenie...
- To się nie liczy, tak? - zapytałam już ciszej.
- Holly, to nie tak, że się nie liczy... Po prostu nie rozumiesz...
- Jasne... Bo jestem tylko małą, głupią Holly, z małej mieściny, która poznała wielką gwiazdę i została przez nią wydymana, na każdy możliwy sposób...
- Nie mów tak, proszę...
- Dlaczego? Przecież tak właśnie jest...
- Przestań...
- Nie - powiedziałam stanowczo. - Wyjdź.
- Holly...
- Idź! - krzyknęłam i odepchnęłam go mocno od siebie.
          Stał przez chwilę i nie wiedział co zrobić, ale widząc moją determinację cofnął się i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam twarz. Westchnął, podszedł do mnie, pocałował w czoło i wyszedł. Z moich oczu popłynęły łzy. Wróciłam do pokoju, wzięłam torebkę i wyszłam z domu, głośno trzaskając drzwiami.



***
Jest 10! Dziękuję za wszystkie komentarze i czekam na następne! Piszcie, co sądzicie ;*

środa, 15 maja 2013

Info!

Hej hej! Z racji tego, że blog z każdym dniem ma coraz więcej wyświetleń, chciałabym się dowiedzieć ile osób czyta moje opowiadanie. Proszę więc, aby każdy czytający napisał w komentarzu choćby zwykłe "ja". Z góry wielkie dzięki!

A teraz dla zainteresowanych!
Następny rozdział postaram się dodać jutro, ewentualnie pojutrze. Jeśli mi się nie uda, zrobię to dopiero w ostatnim tygodniu maja, ponieważ 17-go wyjeżdżam i nie będzie mnie co najmniej do 26-go!

To wszystko na dzisiaj! Słodkich snów ;*


Rozdział 9

          Od mojego ostatniego spotkania z Zayn'em minął już tydzień. Przez ten czas chłopak nie miał czasu na spotkania ze mną. Pracują nad kolejną płytą i całe dnie spędzają na aranżacjach, nagrywaniu, itd. Nie mam mu tego za złe. To większa część jego życia i mimo wszystko praca. Owszem, chciałabym się z nim zobaczyć, ale jestem cierpliwa i mogę poczekać.
          Siedziałam właśnie z kubkiem kawy w ręce i laptopem na kolanach, gdy dostałam sms'a. O patrzcie! Od Zayn'a.
Co tam? Masz chwilę?
A to ciekawe...
No jasne. O co chodzi? - odpisałam.
Za 10 minut wpadnę! - na widok wiadomości zadrżałam. W końcu się doczekałam. W głowie miałam już ułożony plan. Nie poddam mu się tak szybko jak ostatnio. Niech sobie nie myśli.
Czekam - odpisałam.
          Odłożyłam laptopa, wstałam i poszłam do kuchni. Moje bose stopy wydawały cichy plask, gdy stąpały po zimnej podłodze. Matko, jaki tu syf - pomyślałam. Prawda jest taka, że jestem bałaganiarą. I to jaką! Umieściłam brudne naczynia w zmywarce, włożyłam tabletkę i wcisnęłam start. Chociaż tyle... Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Do moich nozdrzy napłynął zapach olejku do kominka. W pokoju pachniało zieloną herbatą z mandarynką. Wstałam i podeszłam do komody. Palące się świeczki mogą stać się kuszące i podejrzane. Nie ma co ryzykować. Mimo, że nadawały klimat, dmuchnęłam w nie i wesoło tańczący płomień zgasł.
          Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Przyszedł. Przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi. Na jego widok na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Stęskniłam się za nim. Bardziej niż się spodziewałam. Na przywitanie pocałował mnie w policzek, po czym wszedł do środka.
- Jak tam? - zapytałam.
- Zmęczony... Ale szczęśliwy. Ładnie nam dzisiaj poszło. Zrobiliśmy aranżację do czwartej już piosenki. Jutro będziemy to ćwiczyć. Powoli zaczyna boleć mnie gardło...
- Chodź do kuchni. Zrobię coś ciepłego do picia, bo chyba zmarzłeś - uśmiechnęłam się do niego i pociągnęłam do pomieszczenia obok.
- Nie jest źle - powiedział i się zaśmiał.
- Jaja sobie robisz? Masz czerwone policzki i nos. Aż tak zimno jest?
- No dobra, wygrałaś. Jest okrutnie zimno! Myślałem, że zamarznę jak czekałem na taksę.
          Zaśmiałam się. Nalałam wody do czajnika i wstawiłam ją do ugotowania. Z lodówki wyciągnęłam ciasto z truskawkami i ukroiłam nam po kawałku. Chwilę później siedzieliśmy już w salonie i w ciszy zajadaliśmy się ciachem, popijając je parującą herbatą.
- Zapalimy? - zapytał z nadzieją w głosie Zayn.
- Jasne - odpowiedziałam i poszliśmy na taras.
- Co robiłaś cały dzień?
- Byłam w pracy, ale w sumie nic ciekawego się nie działo. Wróciłam do domu i się nudziłam. Dobrze, że przyszedłeś. Nie pamiętam już kiedy miałam okazję z kimś pogadać...
- Stęskniłem się - odpowiedział z uśmiechem.
- Ja też - odpowiedziałam i zaśmialiśmy się oboje.
          Nic już nie mówiliśmy. W ciszy skończyliśmy palić i zmarznięci wróciliśmy do pokoju. Widząc, że się trzęsę Zayn podszedł do mnie i przytulił mocno. Staliśmy tak przez chwilę. Napięcie między nami z każdą minutą stawało się większe. Na szczęście Zayn zachował zimną krew, bo powiedział:
- Chyba już pójdę. Od rana mamy próby.
- Jasne... Ja idę do pracy - uśmiechnęłam się i oderwałam od chłopaka.
Poszliśmy w stronę drzwi. Gdy nadszedł czas pożegnania zaczęłam się bać. Co teraz się stanie? Zayn podszedł do mnie i jeszcze raz przytulił.
- Damy radę - szepnął. - Wytrzymamy...
- Wiem. Musimy - odpowiedziałam.
          Chłopak pocałował mnie w czoło i wyszedł. Zostawił mnie z wielkim mindfackiem. Nie zostało mi nic jak położyć się spać. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym poszłam do łóżka i nakryłam się ciepłą kołdrą. Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam. O czym? O wszystkim. I o niczym. Sama nie wiem. do głowy przychodziły mi same głupoty. W końcu zamknęłam oczy i udało mi się zasnąć.
          Dni mijały niesamowicie wolno. Wpadłam w pewną rutynę. Rano wstawałam, szłam do pracy, wracałam do domu, jadłam obiad, siadałam przed komputerem, myłam się i szłam spać. Nudy! Dziś natomiast obudziłam się i nie musiałam wstawać do pracy. Soboty mam wolne. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Spędziłabym tak pewnie pół dnia, gdyby nie telefon, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Halo? - zapytałam nie patrząc na wyświetlacz.
- Siostra! - krzyknął Jerry. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Tak dawno już z nim nie rozmawiałam!
- Jerry? Co jest? Coś się stało?
- Nie, no co ty! A w sumie trochę tak. - powiedział tajemniczo.
- Nie strasz, mów co się dzieje!
- No dobra. Za kilka dni przyjeżdżam do Londynu. Mam nadzieję na jakieś spotkanie, mała...
- Serio?! To fantastycznie! Kupiłam nową poduszkę, więc będziesz miał na czym spać! - zaśmiałam się.
- Nie nie... Nie będę mieszkał u ciebie. Pamiętasz jak mówiłem ci o możliwości grania z chłopakami? Wczoraj zadzwonił ich menadżer. Zamieszkam z nimi. Na początku chciałem z tobą, ale łatwiej będzie mi tam ze względu na próby, itd. Poza tym chyba powinienem ich trochę lepiej poznać..
- Zwolnij gościu! Czyli wolisz piątkę nieznajomych facetów niż kochaną siostrzyczkę? - zapiszczałam do słuchawki z udawanym żalem.
- No weeeeź nie wjeżdżaj mi na sumienie... Dobrze wiesz, że tak będzie lepiej. No i zostanę na długo, więc zdążysz się mną znudzić. - zaśmiał się.
- Ty chyba nie wierzysz w to co mówisz! Ja tobą? Chyba cię pojebało!
- Dobra, dobra! Meggie mówi, że masz o niej nie zapominać. Chce małego Big Bena.
- To niech sobie kupi! - zakpiłam, ale wiedziałam, że i tak jej go kupię.
- No to mała do zobaczenia!
- Daj znać kiedy dokładnie będziesz, to przyjadę na lotnisko i pojadę z tobą do chłopaków.
- Ok! Trzymaj się, pa!
- No pa...
           Telefon Jerry'ego wprawił mnie w bardzo pozytywny nastrój. Wstałam, umyłam się i ubrałam [KLIK]. Lodówa świeciła pustkami. Chyba koniecznie muszę iść na zakupy. Przedtem jednak kawa i papieros. Nie zdążyłam dojść z sypialni do kuchni, gdy mój telefon znów zadzwonił. Odebrałam, a z głośnika popłynął dźwięk głosu Zayn'a.
- Co robisz myszko?
Jakie to słodkie... Bleh!
- Nic takiego... Idę robić kawę i muszę pojechać na zakupy.
- Uuu... Mogę jechać z tobą?
- A nie macie dzisiaj próby?
- Nie. Weekend mamy wolny! - zawołał zacieszony chłopak.
- No to w takim razie nie mam nic przeciwko.
- Jestem w pobliżu, zaraz przyjadę. W sumie też bym się napił kawy, jeśli można oczywiście - powiedział.
- Jasne. Czekam!
          Rozłączył się, a ja wyciągnęłam z szafki dwa kubki, nasypałam brunatnego proszku i zalałam wcześniej ugotowaną wodą. Nie minęło kilka minut, a chłopak zapukał do drzwi i wszedł bez czekania aż otworzę. Wiedział, że może. W sumie tylko on tutaj przychodził, czasem wpadł jeszcze Nate, albo Eleanor. Chłopa podszedł do mnie, dał buziaka w policzek i pomógł zanieść kawę na taras. Tam odpaliliśmy papierosy stojąc tak po prostu rozmawialiśmy. Pasował mi taki układ. Zayn przychodził tak często jak mógł, ja zawsze czekałam. Postanowiliśmy nie sypiać już ze sobą. Dość szybko doszliśmy do porozumienia w sprawie naszego "związku". Ustaliliśmy, że najlepszą podstawą będzie przyjaźń, więc od niej właśnie zaczynamy. Czasem tylko, gdy jest mu gorąco i zdejmuje koszulę w podbrzuszu łapie mnie przyjemny skurcz, a na poliki występują rumieńce.
- To co robimy?- moje rozmyślenia zostały przerwane. Chłopak stał i wpatrywał się we mnie czekając na odpowiedź.
- Nie wiem. Muszę uzupełnić zapasy w lodówce... No i chyba jestem trochę głodna...
- No dobra. To jedziemy. Zbieraj się - powiedział, wziął ode mnie pusty już kubek i ruszył w stronę kuchni.
          Chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie Zayn'a i jechaliśmy do jakiegoś centrum handlowego. 20 minut później zatrzymaliśmy się obok wysokiego budynku z reklamami poszczególnych sklepów.
- Czekaj chwilę - mruknął Zayn, gdy miałam nacisnąć już klamkę i wysiąść. Założył czapkę z daszkiem i czarne okulary.
- No błagam!
Chłopak zaśmiał się i wysiedliśmy z samochodu. Weszliśmy do budynku. Mijaliśmy sklepy z ubraniami, butami i innymi dziwactwami. Najpierw jednak śniadanie. Weszliśmy do jakiejś małej restauracji i schowaliśmy się za półścianką. Wtedy Zayn zdjął maskujące rzeczy i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- No co? - zapytałam.
- Nic takiego. Módl się, żeby obsłużył nas facet - powiedział na co wybuchnęłam gromkim śmiechem.
- Bujasz. Nie jesteście aż tak znani...
          Niestety niespełna 5 minut później odwołałam to, co powiedziałam. Do naszego stolika podeszła młoda kelnerka i podała menu. Na widok mojego towarzysza zaczerwieniła się i poprosiła o autograf. A że nie miał gdzie się podpisać zaoferowała mu kark. Widząc to inne dziewczyny również zaczęły podchodzić. To jest jakaś paranoja! Idę z gościem na jedzenie, bo z głody wykręca mi brzuch, a tu otaczają nas puste lalunie i wystawiają najróżniejsze części ciała do podpisu. Siedziałam grzecznie. Serio! Byłam cierpliwa. Wszystko do czasu, gdy pewna klientka nie usiadła mu na kolanach i niby przypadkiem położyła dłoń na jego kroczu. Chłopaka zatkało. Podskoczył lekko i zrobił się cały czerwony. Chciało mi się śmiać, ale czarnuszek zrobił minę pod tytułem "ratuj, bo nie wyrobię", więc postanowiłam wkroczyć do akcji.
          Wstałam, obeszłam stolik i spojrzałam z góry na dziewczynę.
- Wstań - powiedziałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Co proszę? - zapytała udając niewiniątko.
- Wstań mówię, bo cię podniosę - odpowiedziałam.
Dziewczyna wstała i stanęła wyprostowana. Była wysoka. Bardzo. Tym bardziej przy mnie.
- Zjeżdżaj mała - powiedziała z grozą wymalowaną na twarzy.
- Mała powiadasz? - zaciekawiłam się. - Może wyjdziemy się przewietrzyć?
- Grozisz mi?
- O nie... Obiecuję... - powiedziałam i wskazałam ręką wyjście.
- Chyba śnisz...
- Zayn, wyjdź, bo nie chcesz przy tym być - zwróciłam się do chłopaka i podwinęłam rękawy.
- Holly, spokojnie - uspokajał mnie.
- Co to to nie... Lubię mieć na pewne rzeczy wyłączność - powiedziałam i złapałam dziewczyną za bluzę, po czym skierowałam swe kroki ku wyjściu z restauracji.
- Zostaw mnie! - krzyczała, na co reagowałam milczeniem.
- Taka odważna jesteś?! Uważaj na siebie, bo jak dalej będziesz dotykała w miejsca intymne nie swoich facetów, to może ci się coś stać.
- Zayn ma nową laskę? - zapytała, po czym wyjęła telefon. Wiedziałam co chce zrobić. Nie bawiąc się w "niby przypadkiem" wytrąciłam jej urządzenie z ręki, które roztrzaskało się na podłodze.
- Zapłacisz za to - powiedziała i złapała mnie ręką za włosy. SERIO?!
- Hahahaha! - roześmiałam się.
- Z czego się śmiejesz głupia szmato?! - wrzasnęła.
Wokół nas zebrał się już spory tłumek. W oddali zobaczyłam śmiejącego się Zayn'a w czapce i okularach.
- Będziesz mnie ciągnąć za włosy? - zapytałam z udawanym przejęciem. - Na twoje nieszczęście mam brata. Całe dzieciństwo bawiłam się z im w przepychanki. Co powiesz na zapasy w centrum handlowym?
W tym momencie odepchnęłam ją mocno. Wrzasnęła z przerażenia, zachwiała się i upadła. Nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam w stronę Zayn'a, złapałam go za rękaw i pociągnęłam w stronę parkingu.
- Znasz jakieś inne centrum handlowe? - zapytałam w biegu, na co w odpowiedzi dostałam głośny wybuch śmiechu.
          Zatrzymaliśmy się dopiero przed samochodem. Wsiedliśmy i zaczęliśmy pokładać się ze śmiechu i nawzajem przekrzykiwać. Gdy względnie się uspokoiliśmy, Zayn odpalił auto i ruszył z miejsca. Postanowiliśmy pojechać prosto do domu chłopaków, gdzie lodówa była pełna, a że zbliżała się już godzina 13 Harry z pewnością już coś gotował. Niestety nie zdążyliśmy nic zjeść, więc w drodze powrotnej burczało nam w brzuchach.
          Pół godziny później weszliśmy do domu i ruszyliśmy do salonu. Moim oczom ukazał się widok, którego nie chciałam widzieć. Na kanapie siedział Louis, a na nim okrakiem Eleanor.
- O fuuuuj! - krzyknął Zayn i niczym nie speszony podszedł do nich rzucając wcześniej El sukienkę leżącą na podłodze.
          Dziewczyna ubrała się i rzuciła chłopakowi spojrzenie pełne politowania. Potem wstała i podeszła do mnie. Dała mi buziaka w policzek i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Myśleliśmy, że nikogo nie ma - powiedziała i mrugnęła do mnie okiem. - Co u ciebie dziewczyno? Dawno się nie widziałyśmy.
- Taa... Chyba mam ci duuużo do opowiedzenia - powiedziałam i poszłam za dziewczyną do kuchni.
          Wyciągnęłyśmy z lodówki ser, ogórki i szynkę. Zrobiłyśmy sobie kanapki i usiadłyśmy przy stole.
- To co chcesz mi powiedzieć? - zapytała.
- O nie nie nie! Za dużo uszu w tym domu się kręci - powiedziałam. W tym samym momencie do kuchni wpadł potargany Lou i Zayn. - Sama widzisz...
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenie i uśmiechnęłyśmy się pod nosami.
- Gadacie o nas? - zapytał szatyn i usiadł koło brunetki.
- Chciałbyś - odpowiedziała i dała mu gryza kanapki.
- To czemu tak szybko umilkłyście? - zapytał Zayn opierając się o blat.
- Bo macie duże uszy - powiedziałam, na co El głośno się zaśmiała.
- Nasze uszy są spoko! - oburzył się Louis i teatralnie dumnie wypiął pierś.
- Spoko, ale duże.
- Pff!
- Dobra dobra! - zakończyła sprzeczkę Eleanor i łapiąc chłopaka za uszy pociągnęła go do wyjścia z kuchni.
- Świetne są! - dodała na odchodnym.
          Dzień mijał spokojnie. Obejrzeliśmy z Zayn'em mecz, pogadaliśmy, poobgadywaliśmy laskę z centrum i takie tam inne. Z czasem dołączali się do nas pozostali wracający z zakupów, porannego joggingu (Harry stwierdził, że musi w końcu zacząć dbać o kondycję), tudzież innych wątpliwych atrakcji. Dowiedziałam się przy okazji, że Jerry przyjeżdża już w poniedziałek i ustaliliśmy, że to ja razem z Louisem odbiorę go z lotniska.
          Cieszyłam się z przyjazdu brata. Bardzo za nim tęskniłam. Mam mu dużo do powiedzenia. Chcę, by wiedział o wszystkim. Wiem, że nie będzie zadowolony, ale może doradzi mi co powinnam zrobić. Albo po prostu pieprznie mnie w ten głupi łeb i powie, że muszę w końcu dorosnąć. Taak... Chyba tego mi najbardziej brakuje...
          Wieczór zapowiadał się niezwykle nudno. Liam pojechał spotkać się z Danielle, Louis wrócił z Eleanor do pokoju, Harry z Zayn'em dyskutowali o wyniku meczu, a Niall marudził, że musi poszukać jakiejś normalnej dziewczyny. Typowe... Biedni faceci... Lecą na nich miliony lasek, mogliby mieć każdą, nawet jeśli nie byłaby ich fanką, bo najnormalniej w świecie są atrakcyjni, ale nie... Ciągle z tymi dziewczynami coś nie tak...
          Nadeszła godzina 18. Pożegnałam się z chłopakami i weszłam do taksówki. Zayn chciał mnie odwieźć, ale Harry kazał mu zostać i dokończyć porcję spaghetti. Tak więc skończył się ten niesamowity dzień z 1D. No może nie był taki niesamowity. Ale ciekawy na pewno.
          Po powrocie do domu umyłam się i czyściutka położyłam się do łóżka. Wzięłam laptopa na kolana i zaczęłam przeglądać najróżniejsze strony. Moim oczom ukazał się dzisiejszy artykuł na jednej ze stron plotkarskich. No to będę sławna...


***
Pojawiły się pierwsze komentarze. Dziękuję! :*