piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 19

          Po trzech godzinach spędzonych w pociągu, w końcu wysiadłam na znajomym dworcu w moim rodzinnym miasteczku. Wyszłam szybko na ulicę i skierowałam swe kroki w stronę ukochanego domu. Na szczęście droga była prosta i krótka, więc w niespełna 5 minut byłam już na miejscu. Jesień zaglądała do ogródka, w którym spędziłam na zabawach z rodzeństwem całe dzieciństwo. Minęłam szybko płot i weszłam do budynku. Już na klatce schodowej czuć było przyjemny zapach pieczonego chleba. Weszłam na pierwsze piętro i po cichu otworzyłam drzwi. Od progu usłyszałam głośne szczekanie psa. Niestety tym razem nie udało mi się go przechytrzyć. Czujny jak zawsze. Suczka podbiegła do mnie i ciesząc się skakała, podgryzając od czasu do czasu moje spodnie.
          Odstawiłam walizkę i ruszyłam przed siebie uprzednio zamykając mieszkanie. Spojrzałam w lewo. W kuchni pustka. W takim razie weszłam do pokoju dziennego, naprzeciw. Pierwsze co ujrzałam to zdziwione spojrzenia rodziców. Siedzieli, jak to robili często, w fotelach, oglądali telewizję i pili popołudniową herbatę. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok. Podeszłam do mamy i usiadłam jej na kolanach. Przytuliłam ją mocno i pocałowałam w policzek. To samo zrobiłam z tatą.
- Co tu robisz córciu? Czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? - zapytała mama.
- Emily nic wam nie mówiła? Rozmawiałam z nią przez telefon i mówiła, że przekaże... - powiedziałam.
          Jak na zawołanie, jak huragan, wpadła do mieszkania i wbiegła do pokoju.
- No w końcu! - krzyknęła i rzuciła się na mnie. - Czemu kazałaś nam czekać tak długo?!
- Pracowałam... I miałam złamaną nogę, dzisiaj zdjęli mi gips. Jerry wyjechał i nudziło mi się już samej w domu - wytłumaczyłam to bardziej rodzicom niż brunetce, bo ona już o tym, wiedziała.
- Wiedziałem, że tak będzie - odezwał się w końcu tata. - Poznała pewnie jakiegoś chłopa i już została! - zaśmiał się.
- Oj tato! - krzyknęłam przez śmiech. - Tęskniłam za wami!
- My za tobą też. Zagrzeję ci trochę domowego obiadu - powiedziała mama i poszła do kuchni.
          Siedziałam z tatą i Emily w pokoju i śmialiśmy się w głos. Weszła mama i postawiła na stole talerz z gorącą zupą. Podeszłam i wzięłam się za jedzenie. Tego mi brakowało. Spędziliśmy na rozmowie ponad godzinę. W końcu oznajmiłam, że jestem zmęczona i idę wziąć długą, gorącą kąpiel. Wyciągnęłam tylko z szafy świeży ręcznik i poszłam do łazienki. Spędziłam tam 40 minut. Kiedy wyszłam w pokoju czekała na mnie Meggie. Rzuciłam na podłogę rzeczy trzymane w ręce i podbiegłam do niej, mocno ją ściskając.
- Siostra! Kiedy wróciłaś?! Nawet nie napisałaś! - powiedziała z wyrzutem.
- Oj tam oj tam! Widzę, że jak mnie nie ma, to w pokoju jest w końcu czysto - zaśmiałam się.
- No nareszcie. A spróbuj tylko nabałaganić! - zarzekła się. - No podnieś to! - dodała po chwili wskazując na rozrzucone przed chwilą przez mnie rzeczy.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i zrobiłam o co prosiła.
- No to jakie plany na dzisiaj? - zapytała Emily wchodząc do pomieszczenia.
- Jakie znowu plany? Muszę się nacieszyć domem i własnym łóżeczkiem - odpowiedziałam niemal błagającym tonem. Już ja dobrze wiem, co ona mogła ode mnie chcieć.
- O nie! Idziemy w balet! Nie ma obijania się młoda damo - rzuciła z przekąsem i podeszła do mojej walizki.
- Ej, co robisz?! Na prawdę nie mam na to dzisiaj ochoty! - powiedziałam i załamałam ręce.
- No to powodzenia - rzuciła na odchodnym Meggie i poklepała mnie po ramieniu, chcąc dodać otuchy. Marnie jej to wyszło, ale niech jej będzie.
- Słodko czy z pazurem? - zapytała Emily grzebiąc w moich rzeczach.
- Ehh... Niech będzie z pazurem! - zaśmiałam się i przykucnęłam obok niej.
          Po dłuższym czasie wybrałyśmy to: [KLIK]. Buty pożyczyłam od Emily. Teraz trzeba zacząć się przygotowywać. Wysuszyłam włosy i nałożyłam na nie trochę pianki, żeby podkreśliła delikatne loczki. Spryskałam je odrobiną lakieru z brokatem. Włożyłam sukienkę. Jeśli chodzi o makijaż, to klasyczne, cieniutkie kreski, jakiś delikatny cień i delikatnie czerwone usta. Nie zakładałam specjalnie dużo biżuterii, bo nie lubię jak wplątuje mi się we włosy. Spakowałam jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, założyłam buty i byłam gotowa do wyjścia. Musiałam jeszcze poczekać na przyjaciółkę, która zwinęła się do domu, że sama się przygotować. Minęło jakieś półtorej godziny odkąd wyszła. Nie musiałam czekać długo, bo już po chwili usłyszałam wibrację telefonu, która była znakiem na to, że mogę już wyjść z domu.
          Pospiesznie zebrałam wszystkie rzeczy i trzaskając lekko drzwiami opuściłam mieszkanie. Zeszłam na dół i stanęłam przed wyjściem. Nie czekałam długo. Chwilę później pojawiła się przede mną taksówka, która zawiozła mnie i Em do klubu. Przywitałyśmy się z ochroniarzami, pokazując wcześniej dowody i weszłyśmy do środka. W pomieszczeniu było sporo osób. Nie było wolnych stolików, więc usiadłyśmy przy barze i zamówiłyśmy po drinku. Rozmawiałyśmy głośno o głupotach, gdy usiadł obok mnie jakiś mężczyzna. Wyglądał na 23/24 lata. Spoglądał na nas i uśmiechał się od czasu do czasu w naszą stronę.
- Chyba coś od ciebie chce - szepnęłam Emily na ucho.
- Myślę, że od ciebie - odpowiedziała i kiwnęła w jego stronę głową.
          Chyba mylnie odczytał jej intencję, bo przysunął się bliżej mnie i zagadał:
- Widziałem cię w gazecie. Jesteś sławna? - zapytał.
          Przez chwilę nie wiedziałam co mam zrobić, ale w ostateczności parsknęłam śmiechem i odwróciłam się do niego plecami. Ten jednak nie dawał za wygraną i obszedł moje krzesełko dookoła i spojrzał na mnie zaczepnym wzrokiem.
- No nie bądź taka. Ponoć kręcisz z jakąś gwiazdeczką - powiedział. - Nie sądzisz, że byłbym dla ciebie lepszy niż ten lipny muzykancik?
- Odejdź - powiedziałam. Byłam zdenerwowana, ale mogłam jeszcze utrzymać emocje na wodzy.
- Nie chcę odejść. Czekałem długo, aż pojawi się tu taka piękna dziewczyna - szepnął zbliżając swe usta do mojego ucha.
- Powiedziałam odsuń się! - krzyknęłam i odepchnęłam go.
- Wojownicza! - zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę, przez co musiałam zeskoczyć z krzesła.
- Dotknij mnie jeszcze raz! - ostrzegłam wyrywając dłoń.
Zrobił to! Tym razem jednak przegiął. Po całości. Nie przejmując się, co do niego mówiłam klepnął mnie w pupę. Nie zdążył jeszcze zabrać ręki, gdy moja pięść trafiła w jego policzek. Odwinęłam się raz jeszcze i oberwał gdzieś w okolicy podbródka.
          Złapałam oniemiałą Emily za rękę i odeszłam zostawiając go leżącego na krześle z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Ale dałaś, stara! - krzyknęła przyjaciółka i zaśmiała się głośno.
- Nie wiem z czego się cieszysz - odpowiedziałam i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku przy przeciwległej do baru ścianie.
- Strzeliłaś mu, jakbyś robiła to wcześniej! A nie robiłaś, prawda? - wciąż w lekkim szoku nadawała jak najęta.
- Em, nie zapominaj, że mam brata, dobra? - uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
- No o tym raczej nie umiem tak szybko zapomnieć, choć czasem bym chciała! Nie ważne, to co zrobiłaś było zajebiste!
- Tak tak... Niech ci będzie... - powiedziałam i rozejrzałam się po sali. - Chodź tańczyć!
          Pociągnęłam przyjaciółkę za rękę i wyprowadziłam na parkiet. Tam natomiast szybko znalazłyśmy partnerów i wciągnęłyśmy się w wir imprezowiczów.
          Wieczór minął bardzo szybko. Do domu wróciłam po godzinie trzeciej. Nogi mnie bolały od wysokich butów Emily. Tańczyłam tak długo, że rano nie będę mogła się podnieść przez zakwasy, które pewnie pojawią się na całym ciele. Zmyłam makijaż, przebrałam się w (powiedzmy) piżamę, na którą składała się zwinięta z szafy Zayn'a koszulka, wypsikana jego perfumami i krótkie spodenki. Zasnęłam w mgnieniu oka, myśląc tylko o tym, kiedy znowu go zobaczę.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 18

          Kilka dni po wyjeździe chłopaków czułam się jeszcze dobrze. Po miesiącu byłam już wrakiem człowieka. Siedziałam sama w domu. Przeniosłam się do swojego małego mieszkanka, bo w domu One Direction nie mogłam już wytrzymać. Brak jakichkolwiek obowiązków doprowadził do tego, że całymi dniami leżałam na łóżku i oglądałam filmy, które i tak nie wnosiły do mojego życia nic nowego, a wręcz przeciwnie - odciągały mnie od panującej rzeczywistości.
          Dziś jednak przyszedł dzień wyjścia z domu. Zawołałam taksówkę i wsiadłam do niej. Powiedziałam kierowcy, gdzie ma jechać i otworzyłam podręczny kalendarz. To już 44. dzień bez chłopaków, przede wszystkim Zayn'a. No i Jerry'ego. 20 minut później wysiadłam z pojazdu i przeszłam, a raczej przekuśtykałam do wnętrza ogromnego budynku. Doczekałam się! Dziś zdejmą mi gips. Pielęgniarka zaprowadziła mnie na drugie piętro i zostawiła przed gabinetem doktora, który zajmował się mną ponad miesiąc temu. Nie czekałam długo, kiedy drzwi otworzyły się i weszłam do środka.
- Jak się pani czuje? - zapytał - Noga ciągle boli?
- Nie, wszystko jest dobrze. Nie nadwyrężałam jej za bardzo - uśmiechnęłam się delikatnie. W głowie miałam jednak tylko jedną myśl: "nie gadaj tyle, tylko zdejmij to gówno ze mnie!"
- W takim razie, zobaczmy co tam się dzieje - powiedział i zabrał się do pracy.
          Lekarz zdjął gips, obejrzał nogę i z zadowoleniem pokiwał głową.
- Wydaje się zdrowa, ale zrobię pani jeszcze prześwietlenie. Nie musi się pani martwić, takie badanie mogę zrobić na miejscu.
Pokiwałam głową i zrobiłam co mi kazał.
          Pół godziny później stałam już na parkingu przed szpitalem. Bez gipsu! Chociaż to poprawiło mi trochę humor. Niestety wiąże się to z końcem leniuchowania. Jutro muszę wrócić do pracy. Tymczasem jednak udałam się do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam kawę z mlekiem i kawałek jabłkowej tarty. Rozsiadłam się w fotelu obok okna i czekając na zamówienie pogrążyłam się w milionie myśli, wiercących mi dziurę w głowie. Nie zauważyłam nawet kiedy podszedł kelner. Gadał coś do mnie, ale nie zwracając na niego uwagi, uparcie wpatrywałam się w ruchliwą ulicę. W końcu odszedł, a ja wzięłam się za jedzenie i picie kawy.
          W głowie miałam tylko jedną myśl: tęsknię. I to tak strasznie! Od kilku dni Czarnowłosy nie daje znaku życia. I co ja mam z nim zrobić? Nawet jeśli bardzo się denerwuję i mam ochotę być na niego zła - nie potrafię. Chciałabym, by był teraz ze mną, przytulił mnie i powiedział, że jest. Tylko tyle. Czy to tak wiele? Najwidoczniej tak. A najgorsze jest to, że nie mogę mieć mu tego za złe. Wiedziałam na co się godzę. Wiedziałam, że praca, sława, koncerty, nie pozwolą mi z nim być na normalnych, zwyczajnych warunkach. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to aż tak trudne. Nie mogę znieść myśli, że jest tak daleko. Poza moim zasięgiem.
          Spojrzałam na stolik i wzięłam się za jedzenie ciasta. Uregulowałam rachunek i ruszyłam do wyjścia. Po drodze do domu weszłam jeszcze do sklepu po coś na kolację i wsiadłam do taksówki. I znów to samo. Stanęłam  progu mieszkania i spuściłam głowę. Co za szarość. Muszę coś zrobić, bo inaczej zwariuję z braku czegokolwiek do roboty. Może teraz, gdy nie mam tego nieszczęsnego gipsu, uda mi się przekonać Nate'a, bym mogła wrócić do pracy. Tak przynajmniej czas leciałby może trochę szybciej.
          Od przeszło miesiąca nie czułam nic poza tęsknotą. Czas wziąć się za siebie, bo jeszcze trochę i będzie mi potrzebny lekarz. Postanowiłam zadzwonić do Nate'a. Na szczęście nie musiałam długo czekać. Odebrał po kilku sygnałach.
- Cześć Holly. Mów szybko o co chodzi, bo nie mam zbyt wiele czasu. - zaczął.
- Hej Nate. Zdjęli mi dzisiaj gips. Chciałabym wrócić do pracy. Okrutnie mi się nudzi. Nie mam już siły siedzieć w domu...
- Holly, powinnaś jeszcze odpoczywać. Twoje zwolnienie jest ważne jeszcze dwa tygodnie. Nie mogę go tak po postu zawiesić. Jeśli bardzo chcesz, mogę je skrócić o tydzień, ale więcej nie dam rady...
- Ahh... No jasne. Nie ma sprawy! Jakoś wytrzymam...
- Nie martw się, niedługo wrócą! Pozdrów Jerry'ego kiedy będziesz z nim rozmawiać.
- Pewnie... To do zobaczenia za tydzień, Nate! - powiedziałam i rozłączyłam się.
A było już tak blisko...
          Co robić, żeby nie zwariować?! Cóż... Aż tak kreatywna w tej chwili nie jestem. Opadłam na kanapę i zdjęłam buty. W sumie poszłabym gdzieś potańczyć. Ale sama? Grr... Wszystko przeciwko mnie! Dlaczego ten świat jest tak okrutny?!
          Nagle usłyszałam wibrację telefonu. Rzuciłam się na niego jak wygłodniały wilk na owcę. Może to Zayn! Spojrzałam na wyświetlacz i poczułam (choć nie powinnam) rozczarowanie.
- Halo? - odebrałam.
- Cześć mała, czemu się nie odzywasz?! Nie rozmawiałyśmy już chyba całe wieki! - odezwał się głosik mojej przyjaciółki.
- Hej Emily... Przepraszam... Tak jakoś to wszystko wyszło. Mam tyle wolnego, że nie wytrzymuję już z samą sobą. Nie mam nawet do kogo się odezwać.
- To czemu nie dzwonisz, głupia pałko?! Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć! - krzyknęła z wyrzutem.
- Wiem wiem... - mruknęłam. - Po prostu czuję się wypompowana. Potrzebuję jakiegoś kopa, bo wrosnę w łóżko, albo skamienieję czekając na miłość. Chyba zaczynam świrować...
- Chyba tak, to gadanie o czekaniu na miłość do ciebie nie pasuje... Co się stało ze starą Holly, która po prostu szła do klubu i tańczyła całą noc, wyliczając, z którym facetem jeszcze musi zatańczyć?! Ogarnij się bekso! - znów na mnie krzyczy!
- Dobra dobra mądralo! Zejdź już ze mnie i lepiej powiedz mi, jak idzie ci z Jerry'm? - zmieniłam szybko temat na mniej dla mnie drażliwy.
- Nie denerwuj mnie! Stoi w miejscu! Ostatnio mi powiedział, że zastanawia się nad powrotem do Steph! Mam już tego dosyć. Wyłożę się na to i tyle! Nie będę na każde jego zawołanie! - zbulwersowała się.
- No i słusznie. Co za debil! Jak on może chcieć do niej wrócić?! To przecież do dupy pomysł! Tyle co on przez nią wycierpiał, a ten jeszcze powrotów chce. Co za głąb! - ja również się zdenerwowałam.
- No nie zaprzeczę. A tak poza tym, to co u ciebie? Kiedy się zobaczymy? - zapytała już spokojniejszym głosem.
          I właśnie w tym momencie do głowy wpadł mi wręcz genialny pomysł! Skoro nie mam nic do roboty...
- Niedługo będę! Mam jeszcze tydzień wolnego. To chyba dobry moment na odwiedzenie rodziny, nie?!
- Taaak!!! - krzyknęła udając małą dziewczynkę. - To pakuj się i chcę cię widzieć najpóźniej jutro w domu! Zadzwonię do mamy!
- Ok... Papapa! - rozłączyłam się.
          Wspominałam już, że Emily mówi do moich rodziców "mamo" i "tato"? Nie? No to wspominam. Nastawiona już nieco bardziej pozytywnie do życia wstałam z kanapy i ruszyłam do garderoby. Zdjęłam z szafy walizkę, położyłam ją na środku pomieszczenia i otworzyłam jak tylko można najszerzej. podchodziłam kolejno do wieszaków i półek i ściągałam z nich potrzebne rzeczy, po czym wrzucałam je do walizki. Na koniec spakowałam kosmetyki i było już po wszystkim. Włączyłam komputer i sprawdziłam najbliższy pociąg. Za godzinę. Idealnie. Jeśli nie będzie korków zdążę jeszcze pójść do sklepu, żeby kupić jakąś gazetę i trochę przekąsek. czekają mnie 3 godziny jazdy. Ale przynajmniej nie będę już sama. Wrócę do domu.
          Ruszyłam z walizką do wyjścia. Zamknęłam drzwi na klucz i weszłam do windy. Zjechałam na dół, dzwoniąc w tym samym czasie po taksówkę. Nie musiałam czekać długo. Wsiadłam i ruszyłam na dworzec. Byłam tam jakieś pół godziny później - zupełnie tak ja przypuszczałam. Zapłaciłam kierowcy i ruszyłam w stronę kas biletowych. Na szczęście nie było długich kolejek. Przede mną były tylko dwie osoby, co oznaczałoby, że nie powinnam mieć problemu.
          Trzymając w ręku bilet, paczkę czipsów i napój, poszłam na peron. Do pociągu zostało mi tylko 10 minut. Na szczęście było ciepło, więc nie musiałam marznąć w oczekiwaniu. Usiadłam na ławce i zwróciłam twarz prosto w stronę grzejącego słońca. Nie zdążyłam się nim jednak nacieszyć, bo poczułam delikatne stukanie w ramię. Obróciłam twarz i ujrzałam małą dziewczynkę. Miała może 10 lat.
- Coś się stało? - zapytałam z uprzejmością.
- Ty znasz Zayn'a? Widziałam cię kiedyś w gazecie... - powiedziała cichym głosem.
- Yyy... Ta... Poznałam go, ale nie utrzymuję z nim kontaktu... - bąknęłam. Musiałam kłamać, mimo, że bardzo tego nie lubiłam. Chcieliśmy trzymać to w tajemnicy. Nie zna tej dziewczynki. Co jeśli powiedziałaby coś komuś nieodpowiedniemu?
- Aha... Jestem jego wielką fanką. Mam na imię Melanie. Możesz mu przekazać, że bardzo go kocham? Oczywiście jeśli go spotkasz... - spojrzała na mnie swymi dużymi oczyma nie pozwalając w ten sposób odmówić. Miała w sobie tyle nadziei...
- No pewnie - odpowiedziałam. - Chodź, zrobimy sobie zdjęcie. Jak go spotkam to pokażę mu twoją śliczną buzię!
          Wyciągnęłam z kieszeni telefon, objęłam dziewczynkę ramieniem i zrobiłam zdjęcie. Dziewczynka pożegnała się i uciekła. Śledziłam ją wzrokiem. Podbiegła do jakiejś kobiety, która pewnie jest jej mamą. Była bardzo uboga. Ubrana w stare i brudne ubrania, włosy miała poplątane, a stan jej butów wskazywał na to, że mają już wiele lat. W ułamku sekundy poczułam podziw dla tej małej. Ma na pewno bardzo trudne życie, ale ma w sobie tyle nadziei, radości i sympatii, że nawet dzieci, których życie usłane jest różami nie są w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Uśmiechnęłam się jeszcze do Melanie, która pomachała mi ręką na pożegnanie, odwróciłam się i weszłam do pociągu, który zdążył już podjechać.
           Pełna pozytywnych emocji, którymi naładowała mnie mała Mel, ruszyłam w podróż do rodzinnego domu. Do moich rodziców i najlepszych przyjaciół. Do siebie...



*****
Trzy miesiące. Nieco długo. Miałam na ten rozdział pełno pomysłów i po prostu nie mogłam się zdecydować. W końcu nie wybrałam żadnego i wymyśliłam coś zupełnie innego, "na żywca". Wiem, że dużo obiecuję, ale postaram się dodawać rozdziały częściej. Tymczasem jest już osiemnasty! Mam nadzieję, że wam się spodoba! Do następnego! :*