Siedziałam jak na szpilkach. Przed chwilą jeszcze chodziłam i nie wiedziałam co powinnam zrobić. W takich dniach żałuję, że mam wolne. Gdybym dziś pracowała, mojej głowy nie zaprzątałby jakiś okrutnie przystojny brunet! Co zrobić? Może napiszę do niego, żeby nie przychodził? Albo powiem mu, że źle się czuję. Nie! Wtedy tym bardziej będzie chciał przyjść. Co ze mną? Podrywa mnie przystojniak z zespołu znanego w całym świecie, a ja chcę go spławić! Wiele dziewczyn dałoby się zabić za jeden pocałunek, a ja dostałam ich setki i miałam dostać jeszcze więcej. A ja? Siedzę na kanapie i płaczę nad rozlanym mlekiem. I po co ty głupia Holly zaproponowałaś mu spanie w swoim łóżku?! Co ci gamoniu odbiło?! Wiem! To te jego oczy! Nie można im odmówić!
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mikrofali. Ciepłe mleko. Będzie kakao! Wstałam i ruszyłam do kuchni w celu przygotowania tego jakże zbawczego napoju. Nie obyło się oczywiście bez wpadnięcia na ścianę. Zamyślona Holly to bardzo niezdarna Holly. Przygotowałam napój i wróciłam do salonu, uważając tym razem na wystające gdzie nie trzeba ściany. Siedziałam i w całkowitej ciszy popijałam kakao. Cóż... Pech to pech. Nawet to mi nie pomogło.
Nie mogę siedzieć cały dzień w domu. Muszę wyjść. Ale nie wiem o której Zayn chce przyjść. Trudno. Poczeka. Albo sobie pójdzie, co z pewnością ułatwiło by sprawę. Wzięłam torebkę, zamknęłam drzwi na klucz i weszłam do windy. Po chwili znalazłam się już na ulicy.
Idąc przed siebie nieprzytomnie potrącałam ludzi, którzy wyklinali moje niewłaściwe zachowanie. Nie obchodziło mnie to. Nie słuchałam. Szłam i myślałam. Weszłam do parku i usiadłam na ławce. Pomyślałam, że może mogłabym kogoś zapytać o zdanie. O radę. Ale kogo? Nikogo tu nie znam. No może poza chłopakami. I Eleanor. No właśnie. Ona. Tylko czy ufam jej na tyle, żeby móc się z nią podzielić doświadczeniami ostatniej nocy i czy mogę pytać ją o radę? Przecież Zayn'a zna lepiej. Nie będzie obiektywna. A może to moja jedyna szansa?
Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam numer do dziewczyny.
- Holly! Co tam słychać? - odezwał się jej radosny głos.
- Hej. Mam do ciebie prośbę.
- Wal!
- Potrzebuję rady. Takiej babskiej. Twojej!
- Haha! Jasne. Spotkajmy się. Co teraz robisz?
- Siedzę na ławce w parku i staram się opanować emocje.
- Nie przesadzaj Holly. Jestem z tobą! Może do ciebie przyjadę? - zaproponowała.
- Jasne. Będę czekać - odpowiedziałam i rozłączyłam się.
I co teraz? Teraz pójdę do domu i będę czekać na Eleanor. Mam nadzieję, że przyjedzie szybko. W przeciwnym razie Zayn ją uprzedzi i nie będę mogła już z nią porozmawiać. Idąc do domu zaszłam do sklepu po butelkę wina. Znowu! Jak tylko znalazłam się w mieszkaniu poszłam na taras zapalić. Długo myślałam o tym co powinnam zrobić w zaistniałej sytuacji. Baby są głupie! Zawsze się przejmują, nawet kiedy nie mają czym.
Zadzwonił dzwonek. Zgasiłam papierosa i poszłam otworzyć drzwi. Eleanor! Jak dobrze...
- Właź.
- Dzięki - uśmiechnęła się. - Co takiego pilnego?
- Mam problem. Ale najpierw usiądźmy. - wskazałam jej dłonią kanapę w salonie i sama ruszyłam za nią do pokoju.
- No więc? - dopytywała.
- Może jesteś głodna? Chcesz coś? Albo do picia? - zaproponowałam. - Mam wino!
- Nie! Siadaj i się nie wykręcaj. - poklepała miejsce obok siebie i uśmiechnęła się "na zachętę".
- No dobrze... Więc... Nie wiem czy powinnam... - jąkałam się.
- Wal! Dziewczyno! - przerwała zniecierpliwiona.
- Ok. Tak jakby spędziłam noc z Zayn'em. - powiedziałam i czekałam na reakcję.
- No i? - zapytała po chwili.
- Ty mi powiedz... - spuściłam głowę.
- Ehh... Trudno mi powiedzieć cokolwiek, bo nie znam sytuacji, a ty wcale mi w tym nie pomagasz - spojrzała na mnie jakby czekała na ciąg dalszy opowieści.
- Bo nie wiem co mam ci powiedzieć.
- Spaliście ze sobą? - zapytała prosto z mostu.
- To znaczy co? Jeśli chodzi ci o seks, to nie. - wytłumaczyłam.- Ale mogło do tego dojść. - dodałam cicho.
Minuta ciszy.
- Czyli co? Dziewczyno, mów mi co robiliście - zniecierpliwiła się.
- Ojej! Przyszedł do mnie i powiedział, że go wykopali z łóżka, więc zaprosiłam go do siebie. Potem poszliśmy zapalić, było mi zimno, więc mnie objął. Wróciliśmy, Zayn się rozebrał, położyliśmy się do łóżka, on mnie przytulił. Potem gadka-szmatka i nagle "chciałbym cię pocałować". To chyba trochę dziwne, nie? - opowiadałam. - No to pozwoliłam mu pocałować się w policzek, ale zaczął całować mnie po całej twarzy, coś powiedział i odwrócił się dupą! Potem mnie przepraszał za to, że mnie całował, a potem znowu się całowaliśmy. Było blisko do.. wiesz czego. A potem poszliśmy spać. Rano nawet nie chciał o tym rozmawiać! Powiedział tylko, że przyjdzie dzisiaj wieczorem...
Wszystko powiedziałam na niemal jednym wydechu. Przez chwilę musiałam dojść do siebie, a wtedy spojrzałam na Eleanor, która wpatrywała się w przeciwległą ścianę.
- El.. Pomóż! Co mam zrobić? - zapytałam błagalnym głosem.
- Musisz z nim pogadać. - powiedziała w końcu stanowczym tonem. - Musisz przejąć kontrolę. Jak tu przyjdzie, to nie pozwól mu się nawet dotknąć. Każ mu usiąść i się spowiadać. Musi cię szanować. A Zayn akurat ma tendencję do częstego zmieniania kobiet. To znaczy, nie tyle zmieniania, co bardzo lubi je podrywać. Lepiej, żeby nie chciał cię tylko uwieść. Musisz uważnie obserwować każdy jego ruch. Nie pozwalaj mu na zbyt wiele. Jeśli bardzo mu się podobasz to na ciebie poczeka. A jak trzeba będzie to nawet zawalczy.
Przez cały czas, gdy to mówiła patrzyła mi prosto w oczy. Widać było, że przejęła się tą sprawą. Nie ma co się dziwić. W końcu Zayn to jej przyjaciel, a mnie ponoć bardzo polubiła. Postawiłam ją więc w samym centrum tego wszystkiego. Było mi z tego powodu trochę głupio, ale bardzo potrzebowałam kogoś do zwierzenia się.
- A co jeśli kiedy go zobaczę, to spanikuję i nie będę w stanie nic zrobić? - zapytałam.
- Nie możesz spanikować. I nie daj się jego oczom. Chyba zauważyłaś je, no nie? - zapytała i mrugnęła do mnie okiem.
- Tak zauważyłam! - powiedziałam i rzuciłam w nią poduszką.
- To wiesz na co uważać!
Zaczęłyśmy się śmiać. Pogadałyśmy jeszcze trochę i Eleanor opuściła moje mieszkanie. Ja natomiast poszłam jeszcze raz zapalić. Moje ręce się trzęsły. Z trudnością trzymałam papierosa między palcami. Usilnie starałam się go jednak nie upuścić. Skupiałam się na tym tak bardzo, że nie myślałam już o niczym innym. Kiedyś papieros się jednak kończy. Wróciłam do środka i rzuciłam się na łóżko. Leżąc z twarzą schowaną w poduszkę zastanawiałam się kiedy przyjdzie. Mijały kolejne godziny. Zdążyłam przenieść się z łóżka na kanapę, później na krzesło w kuchni, następnie na parapet, taras (musiałam zapalić), znowu łóżko i kiedy byłam już w drodze do salonu usłyszałam dzwonek do drzwi.
Spanikowałam! A przecież Eleanor zabroniła mi panikować! Powoli podeszłam do drzwi. Odliczyłam od 10 w dół i spokojnie je uchyliłam. Tak. Stał tam. Uśmiechał się (tak pięknie)! Odsunęłam się od drzwi i wpuściłam gościa do środka. Nic nie mówiąc wszedł i skierował się prosto do salonu. Ruszyłam za nim i po chwili siedzieliśmy już na kanapie i nie wiedząc co powiedzieć patrzeliśmy się na siebie.
- Jak minął ci dzień? - zaczął niepewnie.
- Mało istotne - odpowiedziałam, bo nie musi wiedzieć, że znaczną część dnia spędziłam z Eleanor na rozmawianiu o nim. - Musimy pogadać.
Stało się to, czego najmniej bym się spodziewała. Zayn zwiesił głowę i zaczął bawić sznurkiem od bluzy. Czyżby się speszył? Niemożliwe. To Zayn Malik!
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo nie lubię mówić o takich rzeczach. - odezwał się nagle i spojrzał mi prosto w oczy. - Znalazłem się w sytuacji, w której nigdy nie byłem. Zawsze wszystko było łatwiejsze. Wiesz, nigdy nie czułem do dziewczyny tego, co do ciebie. Wiem! To może wydawać się dziwne, bo znamy się teoretycznie miesiąc, ale w praktyce wychodzi na dobrą sprawę 2 dni. Ale to nie zmienia faktu, że chciałbym spróbować z tobą czegoś więcej niż przyjaźni. Wyśmiej mnie jeśli chcesz, ale bardzo mi się podobasz, a to co czułem wczoraj upewniło mnie tylko w tym, że chcę z tobą być, że jesteś mi potrzebna. Nie miało tak być. Mieliśmy być przyjaciółmi, dobrze się razem bawić i wczoraj, no w sumie dzisiaj, wszystko legło w gruzach, bo już nie potrafię myśleć o tobie jak o przyjaciółce.
Urwał. W jego oczach widziałam strach, ale też ulgę. Trzymanie tego w sobie musiało mu bardzo ciążyć. Ale teraz już wiem.
- Powiedz coś - poprosił i spuścił wzrok. Dopiero teraz spostrzegłam się, że gapię się na niego z lekko otwartymi ustami.
- Nie wiem co - odpowiedziałam zachrypniętym głosem. Głupia chrypa! Dlaczego musi pojawić się zawsze, gdy chcę być stanowcza?!
- Cokolwiek - teraz już szeptał.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Siedziałam i patrzyłam jak chłopak bawi się tymi przeklętymi sznurkami. Bardzo chciałam go wtedy przytulić, pocałować. Ale nie mogłam. Musiałam trzymać się planu. Tylko co w tej sytuacji można uznać za plan?
Sznurki zaczęły mnie irytować. Złapałam Zayn'a za dłoń. Poczułam jak zadrżał. Więc to prawda? Podobam mu się? Ciało nie umie kłamać. Spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym nadzieją i strachem.
- Zayn, ja... - zaczęłam, ale urwałam, bo... no właśnie. Bo co? - Nie wiem czy powinniśmy. Nie wiem czy tak od razu... Co jeśli kiedy poznamy się lepiej znienawidzimy się i zniszczymy przyjaźń? Ty będziesz miał chłopaków, poradzisz sobie. A ja? Zostanę sama, stracę wszystko. Boję się zrobić coś, czego później oboje będziemy żałować.
- Nie będziemy...
- Nie wiesz tego! Po prostu nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Więc proszę, przekonajmy się...
- Chcesz wszystko postawić na jedną kartę! Poza tym pomyśl! Teraz jesteś tu, ale za chwilę będzie trasa, koncerty, fanki, tysiące kilometrów! Nie jestem pewna, czy dam radę...
- Eleanor i Danielle dają, to ty też dasz! Obiecuję, będzie dobrze - powiedział i przytulił mnie mocno.
I co teraz? Co ja mam zrobić? Tak wspaniale czułam się w jego ramionach. Było mi tak dobrze. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w niego. Zapach perfum wymieszany z zapachem dymu tytoniowego wypełnił mi nozdrza. Mogłabym tak pozostać na dłużej. Ale życie jest inne. Teraz jest fajnie, ale związek to nie jest tylko przytulanie i dawanie buziaków. To coś więcej.
- Zayn, nie możemy. - powiedziałam i odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie oczami pełnymi smutku. - To za szybko. Związek między nami nie ma szansy przetrwać. Nie teraz. Może kiedyś. Na tę chwilę znamy się zbyt krótko i zbyt słabo. Ja nie chcę ryzykować.
- Więc jak to teraz będzie wyglądać? Już ci powiedziałem. Nie potrafię o tobie myśleć jak o przyjaciółce. Nie chcę o tobie tak myśleć. Chcę, żebyś była w moim życiu kimś więcej. Kimś wyjątkowym. Chcę żyć z tobą i dla ciebie! Proszę, daj mi szansę. - złapał mnie za rękę i pocałował wierzch mojej dłoni, pozostawiając na niej przyjemne uczucie ciepła.
- Zayn - szepnęłam. - Nie chcę stracić cię zanim całkiem zdobędę. Teraz nie jestem jeszcze na to gotowa. Ale kiedyś będziemy razem, obiecuję.
Przysunęłam się do niego i mocno przytuliłam. Schowałam twarz w zagłębieniu szyi i znów wdychałam ten piękny zapach. Jego zapach. Objął mnie ramionami, mocno i pocałował w głowę. Z moich oczu mimowolnie popłynęła samotna łza, żeby za chwilę zatonąć w gąszczu blond włosów i zniknąć. Siedzieliśmy tak przytuleni dłuższą chwilę.
- Daj mi tę noc. Proszę - odezwał się. - Poza tym obiecałaś...
- Zayn, utrudniasz to wszystko. To zły pomysł.
- Ale obiecałaś... - zaczął marudzić.
- No dobra. Ale tylko ta noc. - zastrzegłam się i spojrzałam mu w oczy. Po co ja to robiłam?! Nie wolno mi patrzeć w TE OCZY!!! Spuściłam szybko wzrok i odsunęłam się lekko.
- Co się stało? - zapytał.
- Hipnotyzujesz - odpowiedziałam wymijająco i wstałam. - Wina?
- Jasne - uśmiechnął się i poszedł za mną do kuchni.
Nalałam wina do kieliszków i jeden wzięłam sobie, a drugi podałam brunetowi. Upiliśmy po łyku i wróciliśmy do salonu, biorąc ze sobą butelkę. Nie rozmawialiśmy. Wiem, mieliśmy się poznawać. Ale żadne z nas nie chciało nic mówić. Poznawaliśmy się w milczeniu. O dziwo cisza nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. Uśmiechaliśmy się do siebie jakbyśmy znali się dużo dłużej niż od wczoraj.
W pewnej chwili Zayn wstał i wyciągając do mnie dłoń powiedział:
- Chodź, zapalić.
Ujęłam wyciągniętą rękę, a chłopak splótł nasze palce razem. Mimowolnie się uśmiechnęłam pod nosem. On też, zauważyłam to. Zacisnął mocniej palce i pociągnął mnie w stronę tarasu. Zanim się jednak zorientowałam wylądowałam na swoim łóżku, a Zayn zaraz na mnie.
- Przebiegły - powiedziałam.
Chłopak zaśmiał się, a ja zamarłam. Nasze twarze były tak blisko. Jego oczy, usta, nos. On... No i stało się! Nasze twarze dzieliło niebezpiecznie mało milimetrów. Zauważyłam drgnięcie jego ust. Do czego on zmierza? Zrobiło mi się gorąco. Bardzo... Nagle uniósł brwi i uśmiechnął się.
- Rumienisz się - szepnął, a mi zrobiło się jeszcze cieplej.
Nie mogąc wydusić słowa zaprzeczyłam delikatnym ruchem głowy. Serce natomiast waliło mi jak młotem. Zamknęłam oczy, żeby trochę się uspokoić. Jeszcze żaden facet nie podziałał na mnie tak jak on. Mocniej przycisnął mnie do siebie, a ja wciągnęłam głośno powietrze. Koniuszkiem palca dotknął mojej dolnej wargi. Patrzył mi prosto w oczy, a ja spojrzałam na jego jakże pociągające usta, które są tak miękkie i delikatne. Byłam pewna, że gdyby nie fakt, że leżę, z pewnością bym się przewróciła.
- Pragnę cię - szepnął mi do ucha. - Bardzo...
Musnął ustami płatek mojego ucha. Odczułam to nawet tam - na dole. Co on ze mną robi? Zaczął całować mnie w okolicy ucha i na szyi. Jego dłoń przesunęła się w dół docierając do mojej talii, następnie biodra i w końcu do pośladków. Moje ciało przeszył przyjemny dreszcz. Chcę tego. Tak bardzo, że za moment wykrzyczę mu to w twarz. To koniec! Chwyciłam jego idealnie ułożone włosy i pocałowałam. Nim minął ułamek sekundy, Zayn oddał pocałunek, a ja jęknęłam w jego usta z rozkoszy i pragnienia.
Obrócił nas tak, że teraz to ja leżałam na nim. Podniosłam się i usiadłam na nim okrakiem. Idąc moim tokiem myślenia uniósł plecy i jednym ruchem zdjął ze mnie bluzkę. Nie pozostając dłużna rozpięłam jego bluzę i delikatnie zsunęłam ją z jego ramion. Następnie moje dłonie powędrowały do koszulki, która niezwłocznie wylądowała na podłodze.
- Jesteś pewna? - zapytał i spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie - odpowiedziałam krótko i zatopiłam swoje wargi w jego ustach.
Owinął dłonią mój kucyk i pociągnął go lekko do tyłu unieruchamiając mi głowę. Sam natomiast całował mnie po szyi i dekolcie. Wolną dłonią rozpiął guzik moich spodenek i powoli zsunął je z pupy. Położył mnie na poduszce i zdjął swoje spodnie. Kładąc się przycisnął mnie do materaca. W okolicy podbrzusza poczułam jego wzwód, na co na moich policzkach pojawiły się czerwone plamy. Jego dłoń powędrowała do moich majtek i po chwili czułam jego rozpalone palce pocierające delikatnie moją łechtaczkę. Z moich ust wydarł się głośny jęk, a moje paznokcie wbiły się w jego plecy. Zadrżał. Zdjął ze mnie resztki ubrania i sam zsunął swoje bokserki. Całując mnie po brzuchu powoli zbliżał się ku dołowi. Całował mnie zarówno delikatnie jak i zachłannie. Zacisnęłam dłonie na prześcieradle. On natomiast musnął językiem moją łechtaczkę doprowadzając mnie tym samym do obłędu. Powoli i delikatnie zaczął mnie tam lizać. Gdy przyspieszył poczułam drżenie swoich kolan. Już nie mogłam. Zaczęłam wić się krzyczeć z przyjemności. Poczułam skurcz w każdej możliwej komórce ciała. Dysząc opadłam na poduszkę i próbując uspokoić oddech spojrzałam na chłopaka. Jego oczy błyszczały a na twarzy malował się pełen radości uśmiech. Zbliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Poczułam jak jego dłonie wędrują do moich kolan i powoli, ale pewnie rozsuwają je i unoszą do góry.
- Nie ma już odwrotu - szepnął mi do ucha i przystawił czubek swojej męskości do mojej pochwy.
To ten moment. Poczułam jak wchodzi we mnie z impetem. Nie mogąc się powstrzymać wydałam zduszony jęk. Poruszał się we mnie najpierw powoli, później przyspieszał i znowu zwalniał. Moje ciało zaczęło drżeć. Wyczuwając to mulat zaczął wchodzić we mnie mocniej i chyba trochę głębiej. Nie kontrolowałam już się. Gdyby nie fakt, że przygniatał mnie swoim ciałem, pewnie wyleciałabym już w kosmos. Oboje zaczęliśmy nierówno oddychać i jęczeć.
- Holly, ja... - zaczął i wlał się we mnie. Opadł na mnie z wyczerpania i oddychając ciężko wtulił twarz w moje włosy.
Czułam się wspaniale. Jakby zeszło ze mnie ogromne ciśnienie, które z każdym dniem stawało się co raz bardziej uciążliwe. Chłopak zszedł ze mnie i położył się obok. Odwróciłam się w jego stronę, a on naciągnął na nas kołdrę. Patrzyłam w jego oczy, które hipnotyzowały mnie do reszty. jego twarz złagodniała i pojawił się na niej szeroki uśmiech.
- Dziękuję - powiedział i pocałował mnie.
- Co teraz? - zapytałam.
- A co ma być? Obudzisz się rano i stwierdzisz, że chcesz ze mną być, że jesteśmy sobie pisani i nie możesz mnie od siebie odrzucić.
- Ja...- zaczęłam, ale zająknęłam się.- Zayn...
- Wiem, nic nie mów - położył na mych ustach palec i delikatnie je pomasował.
Westchnęłam i zamknęłam oczy. Nie było nawet 21, mi już chciało się spać. Gdy zaczęłam już przysypiać obudził mnie głos zmartwionego chłopaka.
- Holly?
- Hmm?
- Ja nie zabezpieczyłem się - powiedział i zmarszczył czoło.
- Wiem... - odpowiedziałam.
- Nie martwisz się? - zapytał ze zdziwieniem.
- Nie... - odparłam. - Biorę tabletki.
- Serio - zdziwił się jeszcze bardziej. W sumie nie wiem dlaczego.
- Serio... muszę. Kiedyś ci o tym powiem. Ale teraz śpij - posłałam chłopakowi ciepły uśmiech i dałam buziaka.
Zamknął oczy i schował twarz w moje włosy. Pogładziłam go po policzku i zamknęłam powieki. Tak przytuleni zasnęliśmy.
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
czwartek, 25 kwietnia 2013
Rozdział 6
Obudziłam się w objęciach Zayn'a. Mimo, że spałam tylko jakieś 2 godziny, nie czułam zmęczenia. Może tylko trochę kaca. Przeklęta głowa! Spojrzałam na twarz chłopaka. Ciągle spał. A wyglądał jak zupełnie inna osoba. Takiego Zayn'a nie znałam. Na początku wydawał się lekko gburowaty i zapatrzony w siebie. Teraz jednak wyglądał tak zwyczajnie. Jakby wszystko gdzieś uleciało i był tylko on. Taki prawdziwy. Nie chciałam jeszcze wstawać. To było zbyt piękne. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego tors. Chyba wyczuł, że się kręcę, bo przytulił mnie nieco mocniej. Mogłabym tak leżeć w nieskończoność. Niestety. Odgłos stłuczenia dobiegający z salonu podniósł mnie tak, że usiadłam na łóżku ze skwaszoną miną. podniósł się też Zayn i obdarzył mnie pięknym uśmiechem. Nie miałam na to czasu.
Pomimo błagań chłopaka, żebym została, wygramoliłam się z łóżka i pędem ruszyłam w stronę salonu. No tak! Jak mogłam zapomnieć? Nagi Harry stanął przede mną jak wryty trzymając w dłoni resztki szklanki.
- Sorki - szepnął i zrobił minę zbitego psa.
- Harry... - zaczęłam.
- Hmm?
- Ubierz się - wskazałam palcem w sami-wiecie-które miejsce i wróciłam do pokoju.
- Miałeś rację - zaczęłam na widok leżącego Zayn'a. - Mogłam poczekać aż się ubierze.
Chłopak zaśmiał się i gestem wskazał miejsce obok siebie. Posłusznie położyłam się na łóżku. Mulat obrócił się w moją stronę i zaczął przypatrywać.
- Co jest? - zapytałam zbita z tropu.
- Jeszcze jest dzisiaj - uśmiechnął się zadziornie.
- No i?
- Do 24 mam czas!
- Ahh, no tak - zaśmiałam się. - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie takie "dzisiaj" miałam na myśli.
- No, dlatego tak się upewniałem.
- Zayn, musimy wstawać - powiedziałam i podniosłam się, na co chłopak szybko zareagował ciągnąc mnie za łokieć w dół.
Wylądowałam na swoim miejscu i z pytającą miną się na niego spojrzałam. Ten natomiast trochę posmutniał.
- Co się stało? - zapytałam.
- Jak wstaniemy to wszytko się skończy, prawda?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wpatrzyłam się w sufit i czekałam. Nie wiem na co. Ale czekałam.
- Zayn... - zaczęłam po chwili.
- Hmm?
- Jak ty to sobie teraz wyobrażasz?
- ...
- No bo, związek między nami jest chyba w tym momencie niemożliwy. Nie znamy się, a ja nie chciałabym zrobić czegoś głupiego i ...
- Ciii..... - przerwał mi. - Mieliśmy porozmawiać o tym jutro.
- Odkładanie tego jest bez sensu!
- Wcale nie. Nie pozwolę ci zniszczyć tej chwili gadaniem! - zaprotestował. - Po prostu leżmy dopóki nas tyłki nie rozbolą.
- Zayn. Trzeba sprzątać...
- Ehh... No dobra... - powiedział, ale nie ruszył się z miejsca.
- To wstajemy? - zapytałam.
- Za chwilę - mruknął i pocałował mnie w czoło.
Znów to samo. Dreszcz przebiegł mi po plecach. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Pogłaskałam jego szorstki od zarostu policzek. On też się uśmiechnął i pocałował mnie tym razem prosto w usta. Trwaliśmy tak przez chwilę nie mogąc się od siebie oderwać. Nastąpiło to dopiero gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Oboje się zerwaliśmy. Zayn zaczął się ubierać, a ja pobiegłam do garderoby. Oparłam się o drzwi i jęknęłam niezadowolona z tak brutalnego przerwania tej wspaniałej chwili. Co za pech! Nadszedł więc czas wybrania ubrania. Dzisiaj sprzątanie, więc założyłam [KLIK], zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy w kucyk. Tak wyszykowana wyszłam z garderoby. W pokoju nie było już Zayn'a. Poszłam więc do salonu, w którym chłopacy zamiast sprzątać napierdzielali się poduszkami.
Nagle w moją stronę zaczął biec Harry. Rzucił się na mnie, a gdy już leżałam usiadł okrakiem na moich nogach i uderzył poduszką. Na szczęście zdążyłam nakryć twarz rękami.
- Słoneczko wstało! - zaczął krzyczeć.
Po chwili wstał i podał mi rękę, by ja też mogła się podnieść. Jak tylko moje stopy stanęły twardo na ziemi, ten wziął mnie na ręce i zaczął mną kręcić to w jedną to w drugą stronę. Nie trwało to na szczęście długo, bo po chwili postawił mnie i patrząc mi w oczy powiedział:
- Dobrze, że już się nie gniewasz! - i dał mi potężnego buziaka w policzek.
- Co was tak wszystkich wzięło na całowanie mnie? - mówiąc to spojrzałam wymownie na Zayn'a. Ten natomiast zarumienił się i spuścił wzrok. Na szczęście nikt oprócz mulata nie zorientował się o co chodzi.
Wzięliśmy się do pracy. Sprzątanie zajęło nam dobre 1,5 godziny. Padliśmy zmęczeni na kanapę.
- To co teraz? - zapytał Niall.
- Śniadanie? - zaproponował Harry.
Zgodnie pokiwaliśmy głowami i już po chwili Harry śmignął do kuchni.
- To co? Śniadanie? - zapytał Zayn pokazując mi paczę papierosów.
Nie czekając chwili wstałam i ruszyłam w stronę swojego pokoju, a Zayn ruszył za mną. Gdy tylko drzwi od pokoju trzasnęły poczułam, że chłopak ciągnie mnie za rękę w swoją stronę. Zanim się zorientowałam czułam na swoich ustach jego wargi. Staliśmy ta całując się namiętnie. Zayn podsadził mnie tak, że nogami oplotłam jego biodra i tak wyszliśmy na taras. Co on ze mną robił? Nie mogłam przestać myśleć o tym, żeby go całować i przytulać. A przecież już miałam dać sobie spokój z facetami. No i Nate prosił, żebym nie wdawała się w żaden romans. Co za głupia ja!
Ześliznęłam się z chłopaka i podeszłam do barierki odpalając papierosa. Podszedł do mnie i musnął mnie wargami w szyję. Odpadam! Nikt nie powinien zbliżać się do mojej szyi. NIKT! Bo kiedy tylko to następuje, głupia Holly leci z nóg na podłogę. Bez wyjątków. Zayn widząc co się ze mną dzieje objął mnie w talii nie pozwalając się przewrócić. Znów to samo. Te niewyżyte motyle!
- Zayn! - krzyknęłam i odzyskując kontrolę nas własnym ciałem uciekłam od niego i stanęłam w odległości metra, by nie mógł mnie już tak zaskoczyć.
- Smaczne to śniadanie - uśmiechnął się zalotnie i odpalił papierosa.
Zaśmiałam się. Ten gościu jest niemożliwy. Staliśmy tak mierząc się od stóp do głów, przyglądając najmniejszym szczegółom. Byłam pewna, że znał już dokładną ilość moich piegów, które tak starannie ukrywałam. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich blondyn.
- Co tu tak cicho? - zapytał. - I śmierdzi. - dodał patrząc na papierosy.
- Nie interesuj się, blondi - odpowiedział Zayn i mrugnął do przyjaciela.
- Śniadanie gotowe. Pospieszcie się, chyba, że chcecie jeść zimną jajecznicę! - powiedział i wybiegł jakby przestraszona, że i jemu może wystygnąć.
Skończyliśmy palić i ruszyliśmy do kuchni. Nałożyliśmy sobie jajecznicę, nalaliśmy kawę i poszliśmy do salonu zjeść. Po skończonym posiłku siedzieliśmy jeszcze przez chwilę i oglądaliśmy telewizję. Nadeszła godzina 13 i chłopacy musieli się zbierać. Odprowadziłam ich do drzwi, po czym zebrałam brudne naczynia i poszłam je umyć. Zmęczona nocą i poraniem położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w sufit. Miałam w głowie pustkę. Usłyszałam wibrację na stoliku nocnym. wzięłam telefon do ręki i odczytałam sms'a.
"Przyjdę wieczorem. Do 24 mam czas." Mimo, że wiadomość przyszła od nieznanego numeru, dobrze wiedziałam czyj on jest. Zapisałam kontakt i odpisałam: "Będę czekać."
Pomimo błagań chłopaka, żebym została, wygramoliłam się z łóżka i pędem ruszyłam w stronę salonu. No tak! Jak mogłam zapomnieć? Nagi Harry stanął przede mną jak wryty trzymając w dłoni resztki szklanki.
- Sorki - szepnął i zrobił minę zbitego psa.
- Harry... - zaczęłam.
- Hmm?
- Ubierz się - wskazałam palcem w sami-wiecie-które miejsce i wróciłam do pokoju.
- Miałeś rację - zaczęłam na widok leżącego Zayn'a. - Mogłam poczekać aż się ubierze.
Chłopak zaśmiał się i gestem wskazał miejsce obok siebie. Posłusznie położyłam się na łóżku. Mulat obrócił się w moją stronę i zaczął przypatrywać.
- Co jest? - zapytałam zbita z tropu.
- Jeszcze jest dzisiaj - uśmiechnął się zadziornie.
- No i?
- Do 24 mam czas!
- Ahh, no tak - zaśmiałam się. - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie takie "dzisiaj" miałam na myśli.
- No, dlatego tak się upewniałem.
- Zayn, musimy wstawać - powiedziałam i podniosłam się, na co chłopak szybko zareagował ciągnąc mnie za łokieć w dół.
Wylądowałam na swoim miejscu i z pytającą miną się na niego spojrzałam. Ten natomiast trochę posmutniał.
- Co się stało? - zapytałam.
- Jak wstaniemy to wszytko się skończy, prawda?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wpatrzyłam się w sufit i czekałam. Nie wiem na co. Ale czekałam.
- Zayn... - zaczęłam po chwili.
- Hmm?
- Jak ty to sobie teraz wyobrażasz?
- ...
- No bo, związek między nami jest chyba w tym momencie niemożliwy. Nie znamy się, a ja nie chciałabym zrobić czegoś głupiego i ...
- Ciii..... - przerwał mi. - Mieliśmy porozmawiać o tym jutro.
- Odkładanie tego jest bez sensu!
- Wcale nie. Nie pozwolę ci zniszczyć tej chwili gadaniem! - zaprotestował. - Po prostu leżmy dopóki nas tyłki nie rozbolą.
- Zayn. Trzeba sprzątać...
- Ehh... No dobra... - powiedział, ale nie ruszył się z miejsca.
- To wstajemy? - zapytałam.
- Za chwilę - mruknął i pocałował mnie w czoło.
Znów to samo. Dreszcz przebiegł mi po plecach. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Pogłaskałam jego szorstki od zarostu policzek. On też się uśmiechnął i pocałował mnie tym razem prosto w usta. Trwaliśmy tak przez chwilę nie mogąc się od siebie oderwać. Nastąpiło to dopiero gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Oboje się zerwaliśmy. Zayn zaczął się ubierać, a ja pobiegłam do garderoby. Oparłam się o drzwi i jęknęłam niezadowolona z tak brutalnego przerwania tej wspaniałej chwili. Co za pech! Nadszedł więc czas wybrania ubrania. Dzisiaj sprzątanie, więc założyłam [KLIK], zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy w kucyk. Tak wyszykowana wyszłam z garderoby. W pokoju nie było już Zayn'a. Poszłam więc do salonu, w którym chłopacy zamiast sprzątać napierdzielali się poduszkami.
Nagle w moją stronę zaczął biec Harry. Rzucił się na mnie, a gdy już leżałam usiadł okrakiem na moich nogach i uderzył poduszką. Na szczęście zdążyłam nakryć twarz rękami.
- Słoneczko wstało! - zaczął krzyczeć.
Po chwili wstał i podał mi rękę, by ja też mogła się podnieść. Jak tylko moje stopy stanęły twardo na ziemi, ten wziął mnie na ręce i zaczął mną kręcić to w jedną to w drugą stronę. Nie trwało to na szczęście długo, bo po chwili postawił mnie i patrząc mi w oczy powiedział:
- Dobrze, że już się nie gniewasz! - i dał mi potężnego buziaka w policzek.
- Co was tak wszystkich wzięło na całowanie mnie? - mówiąc to spojrzałam wymownie na Zayn'a. Ten natomiast zarumienił się i spuścił wzrok. Na szczęście nikt oprócz mulata nie zorientował się o co chodzi.
Wzięliśmy się do pracy. Sprzątanie zajęło nam dobre 1,5 godziny. Padliśmy zmęczeni na kanapę.
- To co teraz? - zapytał Niall.
- Śniadanie? - zaproponował Harry.
Zgodnie pokiwaliśmy głowami i już po chwili Harry śmignął do kuchni.
- To co? Śniadanie? - zapytał Zayn pokazując mi paczę papierosów.
Nie czekając chwili wstałam i ruszyłam w stronę swojego pokoju, a Zayn ruszył za mną. Gdy tylko drzwi od pokoju trzasnęły poczułam, że chłopak ciągnie mnie za rękę w swoją stronę. Zanim się zorientowałam czułam na swoich ustach jego wargi. Staliśmy ta całując się namiętnie. Zayn podsadził mnie tak, że nogami oplotłam jego biodra i tak wyszliśmy na taras. Co on ze mną robił? Nie mogłam przestać myśleć o tym, żeby go całować i przytulać. A przecież już miałam dać sobie spokój z facetami. No i Nate prosił, żebym nie wdawała się w żaden romans. Co za głupia ja!
Ześliznęłam się z chłopaka i podeszłam do barierki odpalając papierosa. Podszedł do mnie i musnął mnie wargami w szyję. Odpadam! Nikt nie powinien zbliżać się do mojej szyi. NIKT! Bo kiedy tylko to następuje, głupia Holly leci z nóg na podłogę. Bez wyjątków. Zayn widząc co się ze mną dzieje objął mnie w talii nie pozwalając się przewrócić. Znów to samo. Te niewyżyte motyle!
- Zayn! - krzyknęłam i odzyskując kontrolę nas własnym ciałem uciekłam od niego i stanęłam w odległości metra, by nie mógł mnie już tak zaskoczyć.
- Smaczne to śniadanie - uśmiechnął się zalotnie i odpalił papierosa.
Zaśmiałam się. Ten gościu jest niemożliwy. Staliśmy tak mierząc się od stóp do głów, przyglądając najmniejszym szczegółom. Byłam pewna, że znał już dokładną ilość moich piegów, które tak starannie ukrywałam. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich blondyn.
- Co tu tak cicho? - zapytał. - I śmierdzi. - dodał patrząc na papierosy.
- Nie interesuj się, blondi - odpowiedział Zayn i mrugnął do przyjaciela.
- Śniadanie gotowe. Pospieszcie się, chyba, że chcecie jeść zimną jajecznicę! - powiedział i wybiegł jakby przestraszona, że i jemu może wystygnąć.
Skończyliśmy palić i ruszyliśmy do kuchni. Nałożyliśmy sobie jajecznicę, nalaliśmy kawę i poszliśmy do salonu zjeść. Po skończonym posiłku siedzieliśmy jeszcze przez chwilę i oglądaliśmy telewizję. Nadeszła godzina 13 i chłopacy musieli się zbierać. Odprowadziłam ich do drzwi, po czym zebrałam brudne naczynia i poszłam je umyć. Zmęczona nocą i poraniem położyłam się na łóżku i wpatrzyłam w sufit. Miałam w głowie pustkę. Usłyszałam wibrację na stoliku nocnym. wzięłam telefon do ręki i odczytałam sms'a.
"Przyjdę wieczorem. Do 24 mam czas." Mimo, że wiadomość przyszła od nieznanego numeru, dobrze wiedziałam czyj on jest. Zapisałam kontakt i odpisałam: "Będę czekać."
środa, 24 kwietnia 2013
Rozdział 5
Hej, Hej! Witam! T chyba moja pierwsza nota odautorska :D Czuję się jakbym pisała do samej siebie! I pewnie tak jest ;P W każdym razie, jeśli ktoś zdecydował się przeczytać ten krótki fragment opowiadania, to proszę niech zostawi komentarz! Wystarczy mi zwykłe "przeczytałam/ -em". Z góry dzięki :)
_________________________________________________
_________________________________________________
Dni mijały szybko. Jerry postanowił wyjechać w czwartek, więc weekend spędziłam sama. Tylko w piątek towarzystwa dotrzymała mi Eleanor, bo poszłyśmy na zakupy. Niestety "wolne" nie trwa wiecznie. W poniedziałek czekał mnie pierwszy (oficjalnie) dzień w pracy. Polegał on na zapoznaniu się z moim tymczasowym "planem lekcji", bo przez najbliższe dwa tygodnie moim zadaniem jest uczęszczanie na kursy doszkalające. W sumie nic strasznego. Kila razy mijałam się na korytarzu firmy z menadżerem chłopaków, a raz nawet z nimi. Cóż... Nie mogę tego nazwać ekscytującym spotkaniem. Niall zapytał tylko, czy wiem coś na temat przyjazdu Jerry'ego. Nie wiedziałam.
Mijał tydzień po tygodniu. W końcu nadszedł dzień, w którym mijał równo miesiąc od mojej wyprowadzki. Hmm... Chyba trzeba się za to napić! Wracając z pracy zamiast iść prosto do domu weszłam do sklepu. Podeszłam do półki z alkoholami. Będę pić do lustra, więc to nie może być nic mocnego. Wino! Carlo Rossi Sweet Red. O tak! Wzięłam butelkę i ruszyłam do kasy. W połowie drogi przypomniało mi się, że nie mam kieliszków. Ruszyłam więc do odpowiedniego działu. Znalazłam. Idealne! Przechodząc koło stoiska ze słodyczami wzięłam jeszcze paczkę żelków. Całkiem sporą paczkę... Doszłam w końcu do kasy. Zapłaciłam. Kasjerka szukała dla mnie reszty, gdy ja spojrzałam w prawo. Liam. Kiedy zobaczył na sobie mój wzrok uśmiechnął się, kiwnął głową i jakby nigdy nic uciekł. Co ja mu zrobiłam? Nie myśląc dużo wzięłam resztę pieniędzy i ruszyłam w stronę domu.
Idąc myślałam dużo o moim miesięcznym pobycie w Londynie. Od kiedy wyjechał Jerry okrutnie mi się nudziło. Brakowało mi przyjaciela. Muszę o tym pomyśleć w najbliższym czasie, w przeciwnym wypadku umrę z samotności.
Weszłam do dobrze znanego mi już budynku. Weszłam do windy i wcisnęłam przycisk "3". Gdy drzwi się otworzyły zmęczona poczłapałam do swojego mieszkania. Wyciągnęłam klucze, włożyłam je w zamek, ale te ani drgnęły. Czy to możliwe, żebym zapomniała zamknąć dom? Przekręciłam klamkę. Otwarte. Zrobiłam krok do przodu i znalazłam się w mieszkaniu. Pierwsze co zobaczyłam to kilka osób siedzących w salonie i śmiejących się w głos. Zamknęłam wejściowe drzwi i ruszyłam w kierunku, z którego dochodziły śmiechy. Na mój widok wstał Nate i zaczął:
- Ciszaaaaa!!!! - wydarł się na co lekko się skrzywiłam. "Jak w domu" pomyślałam. - Holly przyszła! Holly... - zwrócił się tym razem do mnie. - Jesteś z nami już miesiąc. Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że bardzo się z tego cieszymy! Mam nadzieję, że się nie gniewasz - skończył i mocno mnie przytulił.
- Nie gniewam się... - wychrypiałam. - Ale mnie zaskoczyliście - dodałam po cichu ledwo dowierzając własnym oczom.
Zanim zdążyłam powiedzieć coś jeszcze do pokoju wpadła Eleanor.
- O! Jesteś już! Jak dobrze! - uśmiechnęła się i przywitała mnie uściskiem. - Matko! Jak ty wyglądasz! Musisz się ubrać! - i pociągnęła mnie za rękę do mojego pokoju.
- Co wy tu wszyscy robicie? - zapytałam kiedy byłyśmy już same.
- Nate spotkał Louisa i powiedział mu, że dzisiaj mija dokładnie miesiąc od kiedy tu jesteś. Zaproponował, żeby urządzić ci przyjęcie, bo pewnie czujesz się tu nadal trochę obco. No wiesz, nowe miasto, nowa praca, nowi znajomi... - zaczęła trajkotać a ja siedząc na łóżku nie mogłam się nadziwić jej doskonałej dykcji i umiejętności tak szybkiego mówienia.
- Wiesz, właściwie wczoraj, w niedzielę, minął równo miesiąc. Ale ja też liczyłam od poniedziałku - uśmiechnęłam się. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i weszła do garderoby. Po chwili usłyszałam tylko:
- Rusz się! Nie ma czasu! Ciągle tam siedzisz?
Zganiła mnie! No normalnie poczułam się zbesztana. Niechętnie wstałam z łóżka i weszłam za nią do garderoby. Zastałam tam dziewczynę z sukienką w ręce stojącą przed regałem z butami.
- Żółte, czy różowe? - zapytała. - Różowe. - odpowiedziała samej sobie. Rzuciła mi ubranie i wyszła z pomieszczenia. Zdjęłam ubranie i nałożyłam sukienkę, a potem szpilki [KLIK]. Włosy rozpuściłam, a usta pomalowałam delikatną różową pomadką. Tak uszykowana wróciłam do salonu, gdzie wszyscy już na mnie czekali. Mimo to nie dostrzegli mnie dopóki wychodzący na papierosa Zayn nie powiedział głośno "Ja pierdole!". Stał tak przez chwilę przyglądając się mi, po czym nic nie mówiąc wyszedł na balkon. Zaśmiałam się i zajęłam jego miejsce przy stole.
Impreza się rozkręciła. Okazało się, że nie tylko ja pomyślałam dziś o alkoholu. Na stole stało 6 butelek piwa, 2 butelki wina i butelka wódki. Był też szampan, ale ta butelka była już całkiem pusta i stała samotnie pod ścianą. W pewnej chwili doszła do nas Danielle, dziewczyna Liama. Następna świetna osóbka w towarzystwie. Dziewczyny są wprost przemiłe. A towarzystwo się spiło. Wraz z Zayn'em i Liam'em odprowadziliśmy Nate'a i Merry do taksówki. Po chwili z budynku wypadł Louis i Eleanor. Pożegnali się z nami i ruszyli chodnikiem przed siebie. Wróciliśmy do domu. Było już bardzo późno. Zbliżała się 4. Danielle poprosiła Liam'a, żeby wracać już do domu. Harry, Niall i Zayn natomiast postanowili zostać, żeby jutro pomóc mi sprzątać.
Gdy zwinęli się już wszyscy, którzy mieli, chłopaki rozłożyli kanapę w salonie, a ja przyniosłam jakiś koc i poduszkę. Będą mieli trochę ciasno, ale sami tego chcieli. Poszłam do kuchni i oparłam się o blat. Za dużo wypiłam. Teraz chciało mi się palić. Ale najpierw prysznic. Poszłam do łazienki, wzięłam 5-minutowy prysznic i przebrałam się w piżamę. Poszłam do pokoju i położyłam na łóżku. W salonie zrobiło się cicho. No może poza faktem, że niekiedy słychać było chrapanie. Włączyłam laptopa i sprawdziłam czy Emily nie napisała. Nic! Odłożyłam urządzenie i w momencie gdy głową niemal dotykałam podłogi drzwi od pokoju otworzyły się i stanął w nich nie kto inny jak Zayn.
- Hej, nie mogę spać. Zimno mi i zepchnęli mnie z wyra - pożalił się.- Mogę?
- Jasne wchodź - uśmiechnęłam się i gestem wskazałam, że może usiąść na łóżku.
- Właściwie chce mi się palić. A tobie? - zapytał wskazując na drzwi od tarasu.
- Chodźmy więc - wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Ledwo otworzyłam drzwi a na mojej skórze poczułam nieprzyjemnie zimny wiatr. Zadrżałam lekko, ale zrobiłam kilka kroków i oparłam się o barierkę. Chwilę później podszedł do niej też Zayn i poczęstował mnie papierosem. "Dzięki" mruknęłam i zaciągnęłam się mocno dymem. Staliśmy przez chwilę w zupełnej ciszy. Nie była jednak niezręczna. Może to przez alkohol, który mimo wszystko w pewnym stopniu zawładnął moim umysłem i ciałem. Z zimna zaczęłam się lekko trząść.
- Zimno ci? - zapytał chłopak i nie czekając na odpowiedź objął mnie ramieniem. Nie powiem, przyjemne uczucie.
- Dzięki - powiedziałam i uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Słuchaj, nie chcę psuć ci humoru, ale... - zawahał się i spojrzał na mnie.
- Ale co? - zapytałam oczekując odpowiedzi.
- Gniewasz się na Harry'ego jeszcze? Bo wiesz, on strasznie to przeżywa. Jest mu bardzo przykro i ...
- Nie gniewam się już. - przerwałam mu i dokończyłam papierosa.
- To dobrze...
Chyba mu trochę ulżyło, bo zrobił się nieco spokojniejszy. Wróciliśmy do pokoju i usiedliśmy na łóżku. Miałam dziwne wrażenie, że brunet nie mówi mi wszystkiego. Nie chciałam jednak na siłę od niego tego wyciągać. Może sam mi powie.
- Chcesz spać dziś ze mną? - wypaliłam. Miałam pewien plan.
- A mogę? - zapytał ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Jeśli chcesz... Wyjątkowo dzisiaj! - dodałam i zaśmiałam się.
- Ale jak bardzo dzisiaj? - dopytywał, co było już trochę dziwne.
- No dzisiaj - odpowiedziałam i zrobiłam minę pt. "o co ci kurna chodzi?".
- Ale obiecujesz?!
- No chyba tak...
- To z chęcią - powiedział i wszedł pod kołdrę.
Zgasiłam światło i położyłam się obok niego. Nakrył mnie kołdrą i mocno do siebie przytulił. Dziwne... Ale jeszcze dziwniejsze było to co zrobił później.
- Zapomniałem! - powiedział i wstał. Zdjął spodnie i koszulkę, po czym położył się w dokładnie tej samej pozycji obejmując mnie ramieniem.
- Zayn?- zaczęłam. - Dlaczego się rozebrałeś?
- Bo w ubraniach się nie śpi. Właśnie, nie radzę ci wchodzić rano do salonu.
- CO?! - przestraszyłam się.
- No przynajmniej dopóki nie zobaczysz Harry'ego.
- O co ci do cholery chodzi? - zapytałam.
- No, bo on jest nagi. Tak całkiem - dodał widząc moją twarz oświetloną jedynie przez blask księżyca.
- Spoko. Jerry też śpi nago - powiedziałam, na co chłopak się zaśmiał.
Spojrzał na mnie. Tak inaczej niż zwykle.
- Jesteś niesamowita - wyszeptał nie mrużąc oczu.
Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Czyżby sławny Zayn Malik powiedział mi, że jestem niesamowita? O kurka!
- Chciałbym cię pocałować. - i do tego jaki bezpośredni.
Uśmiechnęłam się i obróciłam głowę wystawiając policzek. Zaśmiał się i bardzo delikatnie musnął go wargami. Gdy poczułam jego ciepły oddech zadrżałam. Wyczuł to. Za jednym pocałunkiem szedł następny i następny, a ja ledwo zdołałam utrzymać przytomność. Nie myślałam wtedy o niczym. Po chwili poczułam jego dłoń na drugim policzku. Obrócił moją twarz przodem do swojej, po czym pocałował mnie w czoło, potem w jedno oko i drugie, w nos, policzek, brodę, ciągle omijając moje usta. Wiedziałam co robi. Wiedziałam doskonale. Chciał narobić mi chęci, żebym to ja go pocałowała.
- Holly - wyszeptał, a ja nie mogąc nic powiedzieć czekałam na ciąg dalszy. - Ja chyba zwariowałem. - powiedział po czym odsunął się ode mnie i runął na poduszkę.
Zajęło mi sporo czasu zrozumienie co się dzieje. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego z wyrzutem. Leżał zasłaniając twarz dłońmi. Co mu chodzi po głowie? Wahając się ujęłam jego dłoń i zdjęłam z twarzy. Jego mina mówiła "przepraszam, jestem idiotą". Zabrał rękę i odwrócił się do mnie tyłem.
- Zayn - wychrypiałam. - Zayn, odwróć się. Powinniśmy chyba porozmawiać.
- Nie. Nie chcę. Nie teraz. - powiedział i nakrył się kołdrą tak, że zasłoniła całą jego głowę.
Położyłam się. Ale ja się nie poddaję. Odwróciłam się w jego stronę i wtuliłam w jego plecy tak, że leżeliśmy "na łyżeczki". W tej pozycji czekałam. Czekałam ładne kilka minut, które ciągnęły się jakby były godzinami. Na dworze zaczęło się już rozjaśniać kiedy Zayn odwrócił się i postanowił coś powiedzieć.
- Przepraszam - wyszeptał.
- Nie masz za co - odpowiedziałam. Prawda była taka, że mimo, iż to, co zrobiliśmy było niestosowne, bardzo mi się podobało. Nigdy wcześniej nie pomyślałam o nim jak o mężczyźnie. Był kolegą, znajomym. Aż do dzisiaj...
- Mam, nie powinienem...
- Pozwoliłam na to - przerwałam mu. - I ani trochę tego nie żałuję - dodałam i uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Co znaczy to, że nie żałujesz? - zapytał ze zdziwieniem na twarzy.
- Bardzo mi się to podobało. - powiedziałam. - Jeszcze nikt nigdy nie doprowadził mnie do takiego stanu, w jakim dzisiaj się znalazłam za sprawą twojej nieskromnej osoby. - dodałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie ma za co - szepnął i mimowolnie się uśmiechnął.
Leżeliśmy chwilę w ciszy. Zayn objął mnie w pasie ręką i schował twarz w poduszkę najwyraźniej nie chcąc, bym zobaczyło jego uśmiechnięty ryjek. One jeszcze nie wie, że ja wiem wszystko! W mojej głowie działo się tak wiele, że nie wiedziałam o czym pomyśleć najpierw. Ciepło płynące z ciała Zayn'a rozgrzewało mnie do czerwoności. Czułam się jakby milion niewyżytych motyli popierniczał mi w brzuchu. Wrażenie spotęgowała zaciskająca się dłoń chłopaka na wysokości mojego łokcia. Zadrżałam. Znowu! A on znowu to wyczuł! Tym razem jednak zabrał rękę i nagle poczułam się taka naga. On nie może tak robić!
- Zayn?
- Hmm? - zamruczał kusząc jeszcze bardziej. Nie wytrzymałam.
- Zayn. Pocałuj mnie. - zażądałam.
- Co? - zdziwił się i spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Chcę żebyś mnie pocałował. Teraz! - niemal wykrzyczałam.
Wahając się chłopak zbliżył swoją twarz i widząc błaganie w moich oczach zanurzył swoje wargi w moich. Tego chciałam. Tego potrzebowałam. Najpierw nieśmiało oddałam pocałunek, który z każdą chwilą stawał się bardziej namiętny. Nie chciałam przestawać. Przerwaliśmy tylko na chwilę, by złapać oddech. Zayn przeniósł się z pocałunkami na moją szyję i dekolt. Mój oddech stał się szybszy, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Pod koszulką poczułam jego gorącą dłoń. Objął nią moją wąską talię i lekko zacisnął. Nie mogąc już wytrzymać wydałam cichy, zduszony jęk, na dźwięk którego chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc. Spojrzał mi prosto w oczy. Nie chciałam się z nim kochać, chociaż z drugiej strony tak bardzo pragnęłam poczuć go w sobie. Chyba wyczuł moje wahanie, bo zabrał dłoń z mojej talii i zatopił ją w moich długich włosach. Po raz kolejny pocałował mnie w usta. Mimo wszystko byłam mu wdzięczna, że nie nalegał. Niewątpliwie uratował sytuację.
- Holly? - wyszeptał prosto w moją twarz, ciągle dotykając swoim nosem mojego.
- Hmm? - mruknęłam muskając jego wargi.
- Nie wiem. - odparł po chwili zastanawiania się. - Cieszę się, że Lou spotkał dzisiaj Nate'a.
- Ja też - powiedziałam i spojrzałam mu prosto w oczy.
Odsunął nieznacznie twarz i pozwolił naszym spojrzeniom się spotkać. Po chwili zszedł ze mnie i położył się obok. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Porozmawiamy jutro - powiedział. - Powinniśmy chociaż trochę się przespać.
Pokiwałam tylko głową i pocałowałam jego dłoń. Nie chciałam, by ta noc się kończyła. Nigdy!
- Śpij dobrze - szepnął, po czym pocałował moje odsłonięte ramię.
sobota, 20 kwietnia 2013
Rozdział 4
Obudziłam się na lekkim kacu. Znowu! Z wielką niechęcią (dosłownie) zepchnęłam się z łóżka. Nic nie działa bardziej pobudzając jak wylądowanie tyłkiem na twardej podłodze! Wstałam niezwykle się przy tym ociągając. Pomasowałam obolałe zakończenie pleców i poszłam do kuchni. Zerknęłam tylko do sąsiedniego pokoju. Jerry jeszcze śpi. Niech śpi! Nalałam do szklanki zimnej wody i szybko ją wypiłam. Poszłam do garderoby. Wybrałam [KLIK] i zrobiłam delikatny makijaż. Dziś czeka mnie wizyta w nowej pracy. Umówiłam się z Nate'm na 14. A jest? Hmm... Chyba śnię! 8:30! I co ja mam robić do tego czasu? Może zacznę od śniadania...
Poszłam do kuchni. Co bym zjadła? Nic! Nie jestem głodna. Ale później będę. W takim razie zjem sobie gofra z dżemem, do tego kubek gorącej kawy i Holly jest szczęśliwa. Jak widać - nie trzeba dużo! Zjadłam, umyłam naczynia i wróciłam do pokoju. Z nudów włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać facebook'a. Nic... nic... nic... Już wiem! Obczaję tych ze wczoraj! Jak oni się nazywali? Kurde. Hmm... Pewnie skoro są znani, to jeśli wpiszę "Eleanor i Louis" to coś się pokaże. Bingo! "Louis Tommlinson, członek znanego boybandu One Direction", bla bla bla. I już wiem co to za zespół. Youtube. Nagrywali pamiętniki. Zaraz obczaję. To co zobaczyłam było przynajmniej dziwne. Wyłączyłam szybko to 'coś' nie chcąc patrzeć na Harry'ego i włączyłam muzykę. Leżałam tak pewnie długo, bo kiedy wstałam i udałam się do kuchni Jerry chodził po mieszkaniu w bokserkach i marudził, że został brutalnie obudzony przez jakieś jęki, które nazywam muzyką.
- Jest 12. Trzeba się zbierać. - powiedziałam, gdy Jerry zapinał spodnie.
- Zaraz, nie poganiaj. - marudził nakładając koszulkę. - Ciepło czy zimno?
- Nie wiem. Ruszaj się! - powiedziałam i poszłam do pokoju. Spakowałam do torebki klucze, portfel i telefon. Wcześniej zadzwoniłam jeszcze po taksówkę i chwilę później zjeżdżaliśmy już windą w dół. Wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy prosto do mojej nowej pracy.
Na miejscu przywitał nas Nate i gestem zaprosił do środka.
- Holly, musisz wiedzieć, że mamy dzisiaj w firmie bardzo ważnych gości. Bardzo bym chciał, abyś była na spotkaniu z nimi. Wiem, że pracę zaczynasz dopiero w poniedziałek i masz wolne, jednak jest to dla ciebie okazja do nauczenia się nawiązywania dobrych kontaktów z klientami.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do szefa i zachęcająco pokiwałam głową. - Z wielką chęcią. Tylko trzeba zająć czymś Jerry'ego, bo nie wiem czy wysiedzi grzecznie na tyłku przez ten czas.
- Nie ma sprawy. Jerry, grasz na czymś? - zwrócił się do mojego brata.
- Na basie. A co? - odpowiedział z uśmiechem.
- Mam dla ciebie zajęcie. - odpowiedział tajemniczo i poprowadził nas długim korytarzem prosto do dużej sali, w której stała masa różnych instrumentów. - Baw się! - zwrócił się do niego.
Jerry jak to Jerry podbiegł do basu, włączył piec i już go nie było. Nie powiem, pomysł godny mojego szefa. Zostawiliśmy chłopaka w jego Pokoju Marzeń i udaliśmy się windą na 7 piętro. Nie powiem, że widok nieco mnie przeraził, bo mam okrutny lęk wysokości. Nie rozglądając się na boki szłam za Nate'm wpatrując się nerwowo w jego całkiem szerokie plecy. W końcu dotarliśmy do pomieszczenia, w którym miało się odbyć spotkanie.
- Nie musisz nic robić. Przedstawię cię, ty się uśmiechniesz, podasz w razie czego rękę, usiądziesz i będziesz obserwować. Ok? - powiedział Nate.
- Jasne. - odpowiedziałam. - W tym pokoju też są takie wielkie okna?
- Tak, czemu?
- Mam lęk wysokości. - chyba spaliłam buraka. Tak, na pewno to zrobiłam.
- Usiądziesz tyłem. - uśmiechnął się, przyjacielsko mnie objął. Otworzył drzwi i gestem wskazał mi, żebym weszła.
Tak, okna były ogromne. A widok z nich był przerażający. Małe ulice, ludzie jak mrówki, samochody niczym małe żuczki. Brr... Straszne!
- Witam, nazywam się Nate Robbinson, jestem kierownikiem firmy, a to jest Holly Amorth, nasza pracownica. Przyszła tu dziś w roli obserwatora. - przedstawił nas Nate.
Spojrzałam na osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Starszy mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń. Niezwłocznie ją uścisnęłam. Spojrzałam na innych. Nie wierzę! To oni! Przywitali się kolejno. Harry zrobił to chyba z wielką niechęcią, której nie udało mu się ukryć. Louis za to uśmiechnął się do mnie niesamowicie szczerze i ciepło, co podniosło mnie lekko na duchu.
Spotkanie trwało ok. 1,5 h. Byłam nim strasznie znudzona. Chłopcy chyba też, bo co chwila któryś z nich ziewał. Mnie też się udzieliło. Nie mogłam sobie jednak na to pozwolić, więc za wszelką cenę się powstrzymywałam. Kiedy w końcu mężczyźni zakończyli omawianie spraw biznesowych, Nate zaproponował wszystkim spacer po wieżowcu. Entuzjazm na twarzach chłopców był wymowny. Niestety nie podzielałam go. Spacer po tych wszystkich korytarzach i salach, szczególnie na wysokich piętrach, przerażał mnie. Widząc moją, chyba wystraszoną minę, Louis podszedł i zarzucił mi ramię na szyję.
- Co jest mała? - zapytał. "No nie" - pomyślałam.
- Mała, to może być twoja pała, ja jestem niska, więc nigdy więcej tak nie mów. - syknęłam przez zaciśnięte zęby tak, żeby tylko on mógł to usłyszeć.
- Przepraszam. Ale i tak się zapomnę i powiem tak jeszcze nie raz - odszepnął.
- Nie waż się nawet - zmierzyłam go z pogardą i odwróciłam wzrok.
- Nie mam zamiaru przejmować się twoimi fochami. Więc? Co ci? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha - nie poddawał się.
- Duchów się nie boję. W przeciwieństwie do wysokości - odpowiedziałam. Zaśmiał się.
- A więc to tak? A ja myślałem, że takie dziewczyny ja ty niczego się nie boją... - powiedział z miną jakby nad czymś rozmyślał.
- Dziewczyny jak ja? To znaczy jakie? - wyswobodziłam się z jego ujęcia i spojrzałam mu w oczy.
- No wiesz. Takie - i wskazał na mnie.
- Rozwiń proszę...
- No wiesz. Nasze wczorajsze spotkanie polegało na tym, że przez dobre pół godziny odmawiałaś nam stolika, o który cię błagaliśmy. Jesteś strasznie uparta! - powiedział i się zaśmiał.
- Wiem. Ale odmawiałam wam tylko przez Harry'ego! - powiedziałam i skinęłam głową w stronę bruneta z lokami. - Chciał mnie przekupić! Nienawidzę facetów, którzy myślą, że jak mają pieniądze to mogą mieć wszystko. Zdenerwowało mnie też, że w jego oczach wyglądam jak dziewczyna, którą można kupić za dychę.
- Nie jest tak! W naszej sytuacji każda pół-ścianka może okazać się zbawienna. Jak poszliście, to jakieś pół godziny później wpadły nasze fanki i musieliśmy iść, bo dziewczyny się rozzłościły. Zrozum, że Harry próbował jedynie zdobyć dla nas chwilę spokoju przy stoliku, który akurat zajmowałaś. - tłumaczył Lou.
- No dobra! Skoro tak twierdzisz - dałam za wygraną. - Ale to nie znaczy, że nie będę już na niego zła!
- Spoko, tylko postaraj się zrozumieć. Właśnie, Eleanor mówiła o tobie ciągle. Przypadłaś jej do gustu. Lubi konkretne dziewczyny. A ty, cóż... jesteś bardzo konkretna.
- Co oznacza w waszym sloganie "konkretna" - chciałam się upewnić.
- No wiesz, bezpośrednia. Coś takiego. To nic złego, serio - odpowiedział i zaśmiał się z mojej podejrzliwości.
- Spoko. Więc co z Eleanor? - zapytałam.
- Chyba powinnyście umówić się na kawę, czy cokolwiek co lubią robić dziewczyny. - odpowiedział dziwacznie gestykulując rękami.
- Mogę do niej zadzwonić. Może jutro. Albo kiedyś tam. Muszę kupić jakieś ubrania, nadające się do pracy w takim miejscu.
- O! Ona jest dobra w zakupach. Powiem jej, więc musisz zadzwonić, bo inaczej zostanę jej obiadem! - powiedział i zrobił minę pt. "proszę, proszę, proszęęęęę....."
- Spoko - odpowiedziałam.
Przez całą drogę robiłam wszystko, żeby tylko nie patrzeć w dół. Louis za to starał się odwrócić od okien moją uwagę robiąc z siebie pajaca. Zaraz potem dołączył się do niego ten palacz. Właśnie. Nie poznałam jeszcze ich wszystkich. Poznałam w sumie tylko Louis'a i Harry'ego. Z rozmowy chłopaków udało mi się wywnioskować, że ten ciemny to Zayn. Reszta później.
Zjechaliśmy windą w dół. Ku mojemu zdziwieniu weszliśmy do sali, gdzie został mój brat. Grał sobie w najlepsze.
- Holly! Słyszysz to? Słyszysz jak chodzi? - zawołał na mój widok podekscytowany Jerry. W rękach trzymał bas i coś czuję, że nie uśmiechało mu się go odstawić.
- Słyszę! - odkrzyknęłam dla świętego spokoju i usiadłam na pufie.
Chłopcy podbiegli do instrumentów. Blondyn złapał gitarę akustyczną, ustalił z Jerry'm akordy i zaczęli grać. Bawili się w najlepsze. I dobra. Dzieci potrzebują dużo zabawy. Po chwili dosiadł się do mnie Nate.
- Złapałaś z nimi dobry kontakt. To dobrze. Tylko błagam, nie flirtuj z nimi! Nie potrzebne nam są romanse z klientami! - powiedział do mnie błagalnym tonem.
- Nie mam zamiaru. Poznałam ich wczoraj w klubie. Ten w paski jest spoko, ma dziewczynę, więc możesz być spokojny. - odpowiedziałam.
- A ten w loczkach? Słyszałem, że jest podrywaczem. No i ma z nich wszystkich najwięcej fanek...
- W lokach? Harry? To idiota - zaśmiałam się i pokręciłam głową.
- Skoro tak twierdzisz... - powiedział i odszedł do szefa zespołu.
Siedziałam tak jeszcze pół godziny. Pomyślałam, że może to jest dobry moment, żeby zadzwonić do Eleanor. Wyszłam z sali na korytarz. Usiadłam na kanapie pod oknem (na szczęście byliśmy na parterze), wyciągnęłam telefon i wybrałam nr "Eleanor, klub". Po kilku sygnałach usłyszałam dźwięk głosu dziewczyny w głośniku:
- Eleanor Calder, słucham.
- Cześć, tu Holly. Z klubu, pamiętasz? - zaczęłam niepewnie.
- No jasne! Czekałam, aż zadzwonisz! Opowiadaj... - zachęciła.
- Właśnie spotkałam Louisa. Będą się reklamować w firmie, w której pracuję. Powiedział, że powinnam zadzwonić, więc dzwonię. Poza tym chyba przydałaby mi się jakaś koleżanka w mieście.
- Spoko! Dobrze, że dzwonisz, bo strasznie się nudziłam. - powiedziała i zaśmiała się. Mówiłam już, że ma ładny śmiech?
- No i przydałaby mi się pomoc w zakupach. Lou mówi, że jesteś w tym dobra, więc może...
- No pewnie! Powiedz tylko gdzie i kiedy! - nie dała mi dokończyć.
- Gdzie to nie wiem, bo nie znam miasta - zaśmiałam się - ty decydujesz! A co do tego "kiedy" to też nie wiem. Do poniedziałku mam wolne, więc kiedy tylko masz czas.
- Dzisiaj już się nie opłaca, jutro nie mogę. Może w czwartek? Albo piątek?
- Chyba będzie spoko. Zapytam tylko brata kiedy wyjeżdża, bo chcę z nim pojechać na lotnisko i napiszę sms'a.
- No to jesteśmy umówione! - zawołała dziewczyna.
- Tak. To chyba do zobaczenia wkrótce - mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie.
- Trzymaj się nowa koleżanko! - pożegnała się i rozłączyła.
Wróciłam do sali i poczekałam aż chłopcy skończą grać. Gdy już to nastąpiło pożegnaliśmy się i pojechaliśmy taksówką do domu. Padnięta rzuciłam się na łóżko. Weszłam na facebook'a. Dostałam wiadomość od Emily "kocham cię", na którą od razu odpisałam, wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni. Jerry siedział na stołku i pił kawę. Wzięłam z lodówki pudełko truskawek, polałam je śmietaną i usiadłam obok brata.
- Mam propozycję pracy. - powiedział po chwili obracając się w moją stronę.
- Nate ci zaproponował pracę?! To świetnie! - uśmiechnęłam się.
- No nie do końca - odparł.
- Więc co?
- Chłopaki chcą, żebym został ich basistą. Ale nie na stałe. Chodzi o to, że ich basiście urodził się synek i wziął pół roku wolnego, żeby pomóc swojej dziewczynie. Do tego czasu chcą mnie.
- To chyba dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wpakowałam truskawkę do buzi.
- Myślisz, że powinienem się zgodzić? - zapytał.
- No pewnie! To duża szansa. A zawsze chciałeś zajmować się muzyką zawodowo!
- Zadzwonię do Liam'a... - wstał.
- Który to Liam? - zapytałam.
- Ten w krótkich włosach.
- A blondyn?
- Nie poznałaś ich?
- Nie wszystkich. Tylko Louisa i Harry'ego. No i Zayn'a.
- Blondyn to Niall.
- Dziwne imię...
- No wiem. Ale jest Irlandczykiem, więc kto ich tam wie - zaśmiał się i wyszedł z kuchni.
Reszta dnia minęła mi na rozmowie i paleniu papierosa przez Skype'a z Emily. Wykąpałam się i poszłam spać.
Poszłam do kuchni. Co bym zjadła? Nic! Nie jestem głodna. Ale później będę. W takim razie zjem sobie gofra z dżemem, do tego kubek gorącej kawy i Holly jest szczęśliwa. Jak widać - nie trzeba dużo! Zjadłam, umyłam naczynia i wróciłam do pokoju. Z nudów włączyłam laptopa i zaczęłam przeglądać facebook'a. Nic... nic... nic... Już wiem! Obczaję tych ze wczoraj! Jak oni się nazywali? Kurde. Hmm... Pewnie skoro są znani, to jeśli wpiszę "Eleanor i Louis" to coś się pokaże. Bingo! "Louis Tommlinson, członek znanego boybandu One Direction", bla bla bla. I już wiem co to za zespół. Youtube. Nagrywali pamiętniki. Zaraz obczaję. To co zobaczyłam było przynajmniej dziwne. Wyłączyłam szybko to 'coś' nie chcąc patrzeć na Harry'ego i włączyłam muzykę. Leżałam tak pewnie długo, bo kiedy wstałam i udałam się do kuchni Jerry chodził po mieszkaniu w bokserkach i marudził, że został brutalnie obudzony przez jakieś jęki, które nazywam muzyką.
- Jest 12. Trzeba się zbierać. - powiedziałam, gdy Jerry zapinał spodnie.
- Zaraz, nie poganiaj. - marudził nakładając koszulkę. - Ciepło czy zimno?
- Nie wiem. Ruszaj się! - powiedziałam i poszłam do pokoju. Spakowałam do torebki klucze, portfel i telefon. Wcześniej zadzwoniłam jeszcze po taksówkę i chwilę później zjeżdżaliśmy już windą w dół. Wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy prosto do mojej nowej pracy.
Na miejscu przywitał nas Nate i gestem zaprosił do środka.
- Holly, musisz wiedzieć, że mamy dzisiaj w firmie bardzo ważnych gości. Bardzo bym chciał, abyś była na spotkaniu z nimi. Wiem, że pracę zaczynasz dopiero w poniedziałek i masz wolne, jednak jest to dla ciebie okazja do nauczenia się nawiązywania dobrych kontaktów z klientami.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do szefa i zachęcająco pokiwałam głową. - Z wielką chęcią. Tylko trzeba zająć czymś Jerry'ego, bo nie wiem czy wysiedzi grzecznie na tyłku przez ten czas.
- Nie ma sprawy. Jerry, grasz na czymś? - zwrócił się do mojego brata.
- Na basie. A co? - odpowiedział z uśmiechem.
- Mam dla ciebie zajęcie. - odpowiedział tajemniczo i poprowadził nas długim korytarzem prosto do dużej sali, w której stała masa różnych instrumentów. - Baw się! - zwrócił się do niego.
Jerry jak to Jerry podbiegł do basu, włączył piec i już go nie było. Nie powiem, pomysł godny mojego szefa. Zostawiliśmy chłopaka w jego Pokoju Marzeń i udaliśmy się windą na 7 piętro. Nie powiem, że widok nieco mnie przeraził, bo mam okrutny lęk wysokości. Nie rozglądając się na boki szłam za Nate'm wpatrując się nerwowo w jego całkiem szerokie plecy. W końcu dotarliśmy do pomieszczenia, w którym miało się odbyć spotkanie.
- Nie musisz nic robić. Przedstawię cię, ty się uśmiechniesz, podasz w razie czego rękę, usiądziesz i będziesz obserwować. Ok? - powiedział Nate.
- Jasne. - odpowiedziałam. - W tym pokoju też są takie wielkie okna?
- Tak, czemu?
- Mam lęk wysokości. - chyba spaliłam buraka. Tak, na pewno to zrobiłam.
- Usiądziesz tyłem. - uśmiechnął się, przyjacielsko mnie objął. Otworzył drzwi i gestem wskazał mi, żebym weszła.
Tak, okna były ogromne. A widok z nich był przerażający. Małe ulice, ludzie jak mrówki, samochody niczym małe żuczki. Brr... Straszne!
- Witam, nazywam się Nate Robbinson, jestem kierownikiem firmy, a to jest Holly Amorth, nasza pracownica. Przyszła tu dziś w roli obserwatora. - przedstawił nas Nate.
Spojrzałam na osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Starszy mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń. Niezwłocznie ją uścisnęłam. Spojrzałam na innych. Nie wierzę! To oni! Przywitali się kolejno. Harry zrobił to chyba z wielką niechęcią, której nie udało mu się ukryć. Louis za to uśmiechnął się do mnie niesamowicie szczerze i ciepło, co podniosło mnie lekko na duchu.
Spotkanie trwało ok. 1,5 h. Byłam nim strasznie znudzona. Chłopcy chyba też, bo co chwila któryś z nich ziewał. Mnie też się udzieliło. Nie mogłam sobie jednak na to pozwolić, więc za wszelką cenę się powstrzymywałam. Kiedy w końcu mężczyźni zakończyli omawianie spraw biznesowych, Nate zaproponował wszystkim spacer po wieżowcu. Entuzjazm na twarzach chłopców był wymowny. Niestety nie podzielałam go. Spacer po tych wszystkich korytarzach i salach, szczególnie na wysokich piętrach, przerażał mnie. Widząc moją, chyba wystraszoną minę, Louis podszedł i zarzucił mi ramię na szyję.
- Co jest mała? - zapytał. "No nie" - pomyślałam.
- Mała, to może być twoja pała, ja jestem niska, więc nigdy więcej tak nie mów. - syknęłam przez zaciśnięte zęby tak, żeby tylko on mógł to usłyszeć.
- Przepraszam. Ale i tak się zapomnę i powiem tak jeszcze nie raz - odszepnął.
- Nie waż się nawet - zmierzyłam go z pogardą i odwróciłam wzrok.
- Nie mam zamiaru przejmować się twoimi fochami. Więc? Co ci? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha - nie poddawał się.
- Duchów się nie boję. W przeciwieństwie do wysokości - odpowiedziałam. Zaśmiał się.
- A więc to tak? A ja myślałem, że takie dziewczyny ja ty niczego się nie boją... - powiedział z miną jakby nad czymś rozmyślał.
- Dziewczyny jak ja? To znaczy jakie? - wyswobodziłam się z jego ujęcia i spojrzałam mu w oczy.
- No wiesz. Takie - i wskazał na mnie.
- Rozwiń proszę...
- No wiesz. Nasze wczorajsze spotkanie polegało na tym, że przez dobre pół godziny odmawiałaś nam stolika, o który cię błagaliśmy. Jesteś strasznie uparta! - powiedział i się zaśmiał.
- Wiem. Ale odmawiałam wam tylko przez Harry'ego! - powiedziałam i skinęłam głową w stronę bruneta z lokami. - Chciał mnie przekupić! Nienawidzę facetów, którzy myślą, że jak mają pieniądze to mogą mieć wszystko. Zdenerwowało mnie też, że w jego oczach wyglądam jak dziewczyna, którą można kupić za dychę.
- Nie jest tak! W naszej sytuacji każda pół-ścianka może okazać się zbawienna. Jak poszliście, to jakieś pół godziny później wpadły nasze fanki i musieliśmy iść, bo dziewczyny się rozzłościły. Zrozum, że Harry próbował jedynie zdobyć dla nas chwilę spokoju przy stoliku, który akurat zajmowałaś. - tłumaczył Lou.
- No dobra! Skoro tak twierdzisz - dałam za wygraną. - Ale to nie znaczy, że nie będę już na niego zła!
- Spoko, tylko postaraj się zrozumieć. Właśnie, Eleanor mówiła o tobie ciągle. Przypadłaś jej do gustu. Lubi konkretne dziewczyny. A ty, cóż... jesteś bardzo konkretna.
- Co oznacza w waszym sloganie "konkretna" - chciałam się upewnić.
- No wiesz, bezpośrednia. Coś takiego. To nic złego, serio - odpowiedział i zaśmiał się z mojej podejrzliwości.
- Spoko. Więc co z Eleanor? - zapytałam.
- Chyba powinnyście umówić się na kawę, czy cokolwiek co lubią robić dziewczyny. - odpowiedział dziwacznie gestykulując rękami.
- Mogę do niej zadzwonić. Może jutro. Albo kiedyś tam. Muszę kupić jakieś ubrania, nadające się do pracy w takim miejscu.
- O! Ona jest dobra w zakupach. Powiem jej, więc musisz zadzwonić, bo inaczej zostanę jej obiadem! - powiedział i zrobił minę pt. "proszę, proszę, proszęęęęę....."
- Spoko - odpowiedziałam.
Przez całą drogę robiłam wszystko, żeby tylko nie patrzeć w dół. Louis za to starał się odwrócić od okien moją uwagę robiąc z siebie pajaca. Zaraz potem dołączył się do niego ten palacz. Właśnie. Nie poznałam jeszcze ich wszystkich. Poznałam w sumie tylko Louis'a i Harry'ego. Z rozmowy chłopaków udało mi się wywnioskować, że ten ciemny to Zayn. Reszta później.
Zjechaliśmy windą w dół. Ku mojemu zdziwieniu weszliśmy do sali, gdzie został mój brat. Grał sobie w najlepsze.
- Holly! Słyszysz to? Słyszysz jak chodzi? - zawołał na mój widok podekscytowany Jerry. W rękach trzymał bas i coś czuję, że nie uśmiechało mu się go odstawić.
- Słyszę! - odkrzyknęłam dla świętego spokoju i usiadłam na pufie.
Chłopcy podbiegli do instrumentów. Blondyn złapał gitarę akustyczną, ustalił z Jerry'm akordy i zaczęli grać. Bawili się w najlepsze. I dobra. Dzieci potrzebują dużo zabawy. Po chwili dosiadł się do mnie Nate.
- Złapałaś z nimi dobry kontakt. To dobrze. Tylko błagam, nie flirtuj z nimi! Nie potrzebne nam są romanse z klientami! - powiedział do mnie błagalnym tonem.
- Nie mam zamiaru. Poznałam ich wczoraj w klubie. Ten w paski jest spoko, ma dziewczynę, więc możesz być spokojny. - odpowiedziałam.
- A ten w loczkach? Słyszałem, że jest podrywaczem. No i ma z nich wszystkich najwięcej fanek...
- W lokach? Harry? To idiota - zaśmiałam się i pokręciłam głową.
- Skoro tak twierdzisz... - powiedział i odszedł do szefa zespołu.
Siedziałam tak jeszcze pół godziny. Pomyślałam, że może to jest dobry moment, żeby zadzwonić do Eleanor. Wyszłam z sali na korytarz. Usiadłam na kanapie pod oknem (na szczęście byliśmy na parterze), wyciągnęłam telefon i wybrałam nr "Eleanor, klub". Po kilku sygnałach usłyszałam dźwięk głosu dziewczyny w głośniku:
- Eleanor Calder, słucham.
- Cześć, tu Holly. Z klubu, pamiętasz? - zaczęłam niepewnie.
- No jasne! Czekałam, aż zadzwonisz! Opowiadaj... - zachęciła.
- Właśnie spotkałam Louisa. Będą się reklamować w firmie, w której pracuję. Powiedział, że powinnam zadzwonić, więc dzwonię. Poza tym chyba przydałaby mi się jakaś koleżanka w mieście.
- Spoko! Dobrze, że dzwonisz, bo strasznie się nudziłam. - powiedziała i zaśmiała się. Mówiłam już, że ma ładny śmiech?
- No i przydałaby mi się pomoc w zakupach. Lou mówi, że jesteś w tym dobra, więc może...
- No pewnie! Powiedz tylko gdzie i kiedy! - nie dała mi dokończyć.
- Gdzie to nie wiem, bo nie znam miasta - zaśmiałam się - ty decydujesz! A co do tego "kiedy" to też nie wiem. Do poniedziałku mam wolne, więc kiedy tylko masz czas.
- Dzisiaj już się nie opłaca, jutro nie mogę. Może w czwartek? Albo piątek?
- Chyba będzie spoko. Zapytam tylko brata kiedy wyjeżdża, bo chcę z nim pojechać na lotnisko i napiszę sms'a.
- No to jesteśmy umówione! - zawołała dziewczyna.
- Tak. To chyba do zobaczenia wkrótce - mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie.
- Trzymaj się nowa koleżanko! - pożegnała się i rozłączyła.
Wróciłam do sali i poczekałam aż chłopcy skończą grać. Gdy już to nastąpiło pożegnaliśmy się i pojechaliśmy taksówką do domu. Padnięta rzuciłam się na łóżko. Weszłam na facebook'a. Dostałam wiadomość od Emily "kocham cię", na którą od razu odpisałam, wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni. Jerry siedział na stołku i pił kawę. Wzięłam z lodówki pudełko truskawek, polałam je śmietaną i usiadłam obok brata.
- Mam propozycję pracy. - powiedział po chwili obracając się w moją stronę.
- Nate ci zaproponował pracę?! To świetnie! - uśmiechnęłam się.
- No nie do końca - odparł.
- Więc co?
- Chłopaki chcą, żebym został ich basistą. Ale nie na stałe. Chodzi o to, że ich basiście urodził się synek i wziął pół roku wolnego, żeby pomóc swojej dziewczynie. Do tego czasu chcą mnie.
- To chyba dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wpakowałam truskawkę do buzi.
- Myślisz, że powinienem się zgodzić? - zapytał.
- No pewnie! To duża szansa. A zawsze chciałeś zajmować się muzyką zawodowo!
- Zadzwonię do Liam'a... - wstał.
- Który to Liam? - zapytałam.
- Ten w krótkich włosach.
- A blondyn?
- Nie poznałaś ich?
- Nie wszystkich. Tylko Louisa i Harry'ego. No i Zayn'a.
- Blondyn to Niall.
- Dziwne imię...
- No wiem. Ale jest Irlandczykiem, więc kto ich tam wie - zaśmiał się i wyszedł z kuchni.
Reszta dnia minęła mi na rozmowie i paleniu papierosa przez Skype'a z Emily. Wykąpałam się i poszłam spać.
wtorek, 16 kwietnia 2013
Rozdział 3
Poszliśmy spać bardzo późno. Wciąż mam do rozpakowania jedną torbę. Mimo zmęczenia wstaliśmy dzisiaj wcześnie. Nie mieliśmy w lodówce dosłownie NIC! Ubraliśmy się [KLIK] szybko i wyszliśmy do miasta. W planie mieliśmy zwiedzenie okolicy, zrobienie zakupów (przede wszystkim spożywczych) i może jakiś obiad. Najpierw zakupy. Sklep okazał się być niedaleko, więc żeby nie targać zakupów ze sobą odnieśliśmy je do domu. Okolica, w której mieszkałam była bardzo sympatyczna. Spokojna, niezbyt tłoczna. Idąc minęliśmy mały bar, w którym postanowiliśmy zjeść śniadanie. Następnie weszliśmy do niewielkiego centrum handlowego, gdzie znalazłam świetną lampkę, idealnie pasującą do wystroju mojego pokoju. Kupiłam ją! Nie mogliśmy pozwolić sobie na ogromne zakupy, bo nie miałam jeszcze wystarczająco pieniędzy. Pracę zaczynam dopiero za tydzień. Jutro tam pójdę. Nate obiecał oprowadzić mnie po budynku.
Po drodze do domu zaszliśmy jeszcze na kawę. Zrezygnowaliśmy z obiadu, bo wyrobiliśmy się dosyć wcześnie. Dzisiaj więc obiad robi Jerry. Korzystając z chwili wolnego, rzuciłam się na łóżko i zadzwoniłam do Emily, mojej przyjaciółki ze starej szkoły. Opowiedziałam jej w skrócie o moim nowym mieszkaniu, przystojnym szefie i nowej pracy (chociaż jeszcze jej nie zaczęłam). Później wyszłam na taras i jak to mam z Emily w zwyczaju zapaliłyśmy razem papierosa. Do pokoju wszedł Jerry, wyszedł na taras i się zaczęło...
- Nie powiedziałaś, że palisz?! Masz ogień? - zapytał i wyciągnął z kieszeni paczkę.
Podałam mu zapalniczkę i kontynuowałam rozmowę z Em. Jak tylko Jerry zaczaił, że z nią rozmawiam zmył się na drugi koniec tarasu. Zapomniałam wspomnieć, że jeszcze niedawno mieli romans. Nie chcąc wpędzać brata w jeszcze większe zakłopotanie, pożegnałam się z przyjaciółką i szybko się rozłączyłam.
- Musisz przestać tak reagować. Ustaliliście chyba, że będziecie przyjaciółmi, a przyjaciele od siebie nie uciekają. - powiedziałam podchodząc do niego.
- Wiem, ale to nie moja wina. Chciałbym umieć normalnie z nią rozmawiać, ale to chyba niewykonalne.
Skończyliśmy palić i poszliśmy do kuchni, z której unosił się znany mi zapach.
- Co gotujesz? - zapytałam wprawiając w ruch nozdrza.
- Nie pytaj! - zaśmiał się. - Weź jakieś talerze zanieś na stół, a nie będziesz mi tu stała i wąchała.
Przejrzałam wszystkie szafki w poszukiwaniu naczyń.
- Mamy problem - w końcu powiedziałam.
- Co?
- Nie mamy talerzy!
Spojrzałam ponownie. Kurde!
- No to nie zostaje nam nic, tylko pożyczyć coś od sąsiada. - powiedział Jerry. - Pilnuj, żeby się nie spaliło, ja zaraz coś wykombinuje.
I wyszedł. Nie protestowałam. Mimo wszystko ma większą zdolność do nawiązywania kontaktów. A ja za to do podjadania z garów! Nie wiem jak was, ale mnie trochę dziwi, że w mieszkaniu są gary, a nie ma talerzy. Ciekawe jak ze sztućcami. Otworzyłam szufladę i znalazłam w niej widelec. Jeden, jedyny widelec! Na szczęście jest jeszcze łyżka, którą Jerry mieszał na patelni. Właśnie, c do patelni... Podniosłam przykrywkę. Wiedziałam! Smażona cebulka i pokrojona w drobną kostkę kiełbasa. Obok w garnku makaron. Wiem co będzie! Łazanki bez kapusty, po której mam "wyruchy odmiotne". Wspominałam, że kocham brata?
- Już jestem! Co podglądasz? - podbiegł do mnie, dał talerze i odsunął od kuchenki. Tak, to w jego stylu.
Wzięłam z szuflady widelec, powiedziałam "jesz łyżką" i poszłam do salonu. Usiadłam na dużej kanapie i włączyłam telewizor. Nic... nic... nic... Wyłączyłam. Ta zwykle wyglądało u mnie oglądanie tv. Rzuciłam się na oparcie i z nudów zaczęłam wystukiwać dłońmi rytm.
- Za perkusją nie siadaj - skwitował Jerry niosąc rozgrzane garnki.
Nałożyliśmy sobie spore porcje żarcia. W międzyczasie snuliśmy plany na wieczór.
- Ogarniamy jakiś klub? - zapytałam nieśmiało. Wiedziałam, że Jerry lubi imprezować, ale najlepiej bawi się kiedy nie musi mnie pilnować.
- A będziesz grzeczna?
- Będę.
- A nie będziesz wyciągała mnie na parkiet?
- Będę.
- To nie!
Uderzyłam go w głowę tak, że czubkiem nosa dotknął prawie jedzenia.
-Ej! - chciał mi oddać, ale zrobiłam całkiem zwinny (jak na mnie) unik.
- No co? Chcę iść do klubu i tańczyć. A, że nie mam z kim, to będę tańczyć z tobą! Kropka! - powiedziałam patrząc wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dobra! Ale tylko jeden taniec! A później daj mi posiedzieć w spokoju przy barze.
- Trzy i postawię ci piwo. - negocjacje <3!
- Zgoda. - uścisnęliśmy sobie dłonie i wróciliśmy do jedzenia.
Po skończonym posiłku zebrałam naczynia i poszłam je umyć. Resztki jedzenia włożyłam do lodówki. W tym czasie Jerry włączył tv i zaczął przeszukiwanie programów.
-Ej! Pogromcy mitów! - krzyknął.
-Fajnie! Idę pod prysznic!
Weszłam do łazienki, zdjęłam ubrania. Kurde! Nie wzięłam ręcznika. Nienawidzę się za to. Nałożyłam na siebie bieliznę, koszulkę i poszłam do pokoju.
- Te, golas! Co się szwędasz?! - zapytał ze śmiechem brat.
- Spadaj. Szykuj się, gówniarzu! - wzięłam ręcznik i zdążyłam wrócić do łazienki zanim dopadł mnie rozzłoszczony Jerry.
- Nie mów tak do mnie! - powiedział jeszcze do zamkniętych już łazienkowych drzwi i chyba wrócił na kanapę.
Znowu się rozebrałam, rozpuściłam włosy i weszłam do wanny pełnej gorącej wody. Spędziłam tam pewnie jakieś pół godziny leżąc i rozkoszując się ciepłem. W końcu jednak woda zaczęła stygnąć, więc umyłam ciało i włosy i niechętnie wyszłam z wanny. Owinięta ręcznikiem wróciłam do pokoju, by się ubrać. Nie mogłam się zdecydować jednak stwierdziłam, że to pierwsza impreza w moim wykonaniu w Londynie, więc trzeba się zrobić dobre pierwsze wrażenie. Założyłam [KLIK] i zrobiłam delikatny makijaż. Nie chcemy przecież, żeby w trakcie jakiegoś żywszego tańca spłynęła ze mnie tapeta. Jedyne czego zwykle nie robię to kreski. "Raz nie zawsze". Uśmiechnęłam się do lustra i byłam gotowa wyjścia. Do torebki spakowałam telefon, klucze, portfel i papierosy. Mało ich już. Trzeba kupić.
Wyszykowana weszłam do salonu, w którym siedział już Jerry. Na mój widok pomachał znacząc brwiami i zaczął się śmiać.
- No, no... Czuję podryw! - powiedział z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Spadaj. Tobie też by się przydało czasami dobrze wyglądać.
- Ja nie muszę się stroić. Ja zawsze wyglądam dobrze. - zadarł nos do góry i ruszył w stronę drzwi.
Zjechaliśmy windą na dół i złapaliśmy taksówkę. Spytaliśmy kierowcy, czy zna jakieś fajne miejsca. Wyjaśniliśmy, że jesteśmy tu dopiero od wczoraj. Zawiózł nas do niewielkiego klubu, w którym impreza już się rozkręcała.
Weszliśmy do pomieszczenia. Zajęliśmy stolik niedaleko parkietu, ale w dość bezpiecznym miejscu, bo za półścianką. Zamówiliśmy piwo i czekaliśmy na jakiś dobry kawałem. To znaczy ja czekałam, a Jerry z niechęcią spoglądał na parkiet i pewnie modlił się, aby żadna piosenka nie wpadła mi w ucho. Pomylił się. Zaciągnęłam go na parkiet i zaczęliśmy wywijanie. Szybko przyszło, szybko poszło. Zaczęła się wolna piosenka, więc oboje jęknęliśmy z dezaprobatą i wróciliśmy do stolika.
Czas szybko mijał, a mi został już tylko jeden taniec z Jerry'm. I co ja później zrobię?! Wyszliśmy zapalić. Jakaś dziewczyna podeszła do mojego brata i zapytała o taniec. "O ty zdrajco! Ja musiałam się z tobą targować". Poszedł. Świnia! Ja natomiast stałam oparta o murek i delektując się każdym buchem dopalałam papierosa. Usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam pięciu gości z jakimiś dziewczynami. Niech się bawią, jak mają z kim. Mój ziomek mnie zostawił, więc niech chociaż oni się cieszą. Skończyłam. Gdy wracałam minęłam w drzwiach jednego z nich. Usiadłam przy stoliku i czekałam na powrót Jerry'ego. "Chyba mu się nie spieszy" - pomyślałam.
Nagle podszedł do mnie jakiś gościu i zapytał, czy nie chciałabym się zamienić z nim na stoliki. Dziwne. O co mu chodzi?
- Wiesz, bo jest taka sprawa, że jesteśmy dość rozpoznawalni i chcielibyśmy schować się za ścianką - wytłumaczył brunet. Jak tu takiemu odmówić? Te słodkie oczka, długie włosy. Zdecydowanie w moim typie! Cóż, do romantyczek nie należę.
- Nie. Wybacz, ale nie chcę zgubić brata, a to nasza "baza" - odpowiedziałam z równie ślicznym uśmiechem co jego. Mina mu zrzedła. Chyba nieczęsto ktoś mu odmawia.
- Słuchaj, mogę ci zapłacić - próbował dalej.
- No chyba gościu ocipiałeś! Nie chcę od ciebie pieniędzy i twojego stolika. Mógłbyś już odejść, bo zawołam ochronę. - wściekłam się.
Niechętnie odszedł do znajomych. Okazało się, że to oni wchodzili do klubu, kiedy paliłam papierosa. Rozmawiali o czymś zacięcie stojąc w kółku. Teraz wysyłają dziewczynę?
- Hej, jestem Eleanor.
- Holly. - odpowiedziałam i uścisnęłam wyciągniętą w moją stronę rękę dziewczyny.
- Mogę się na chwilę dosiąść? - kiwnęłam głową. - Sprawa wygląda tak...
- Nie chcę pieniędzy. - uprzedziłam ją.
- Kto mówi o pieniądzach? - oburzyła się, a kiedy wskazałam palcem na bruneta pokiwała tylko głową. - To już wszystko wiem. Harry to idiota, nie zwracaj na niego uwagi. Chodzi o to, że chłopaki są dość popularni. Chcemy uniknąć napadów fanek. Przyszliśmy tu, żeby odpocząć i trochę się pobawić, a autografy, zdjęcia, to zdecydowanie nam dzisiaj nie odpowiada.
- Mówisz popularni? Jak bardzo?
- Bardzo. Nie znasz ich? - zapytała zdziwiona nieco moją niewiedzą.
- Chyba nie... - spojrzałam w ich stronę i coś w nich było znajomego, ale z kojarzeniem twarzy zawsze miałam niemałe problemy.
- To nawet lepiej. Nie rzucisz się zaraz na nich i nie będziesz prosić choćby o jedno spojrzenie...
- Aż tak? - chyba zrobiłam głupią minę, bo Eleanor się zaśmiała.
- Nawet nie masz pojęcia... - odpowiedziała i znowu się zaśmiała. Miała bardzo ładny śmiech.
- Lekko przesrane... - pokiwała głową.
- Wiesz, spoko jesteś. Może wpadniesz kiedyś do mnie? Dam ci numer, jakbyś chciała wyjść na zakupy, czy coś.
- To miłe z twojej strony. Ale nie mam czasu ani pieniędzy na buszowanie po sklepach. Póki co muszę się skupić na przeprowadzce i aklimatyzacji.
- No to w sam raz! Chcesz poznać chłopaków? Mają teraz wolne, mogliby pomóc w noszeniu pudeł, itd. - zaproponowała. Chyba chciała mnie urobić.
- Dzięki, ale skoro mają wolne, to niech z tego korzystają. - grzecznie odmówiłam. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Kurde, polubiłam cię! A Harry mówił, że jakaś pokręcona laska przy tym stoliku siedzi i przynudza.
- Dawaj go tu! Ja mu zaraz powiem - zażartowałam, ale chyba to usłyszał, bo podszedł i z mało przyjazną miną powiedział:
- Chodź, El. Nie ma co z nią dyskutować.
- Spadaj Loczek, rozmawiam! - odpowiedziała. - I zawołaj Lou.
Po chwili podszedł do nas nieco niższy gościu w koszuli zapiętej pod samą szyję (co wyglądało niemal komicznie), usiadł i dał buziaka Eleanor.
- Holly, to jest Louis, mój chłopak. - przedstawiła nas.
- Miło cię poznać, Holly. Serio jesteś taka straszna? - odpowiedział wskazując na Harry'ego.
- To zależy dla kogo. Wiesz, nie przepadam za ludźmi, którzy nie doceniają wartości pieniądza i chcą mnie przekupić. - odpowiedziałam.
- No tak. To jak? Zamienisz się? Bo smutno się tam tak stoi - poprosił.
- Dobra, niech będzie, ale on - wskazałam na Harry'ego - albo nie, nic od niego nie chcę.
Moi nowi znajomi zaśmiali się i gestem przywołali resztę. Pożegnałam się z Eleanor i Louisem, wzięłam od dziewczyny numer i odeszłam dwa stoliki dalej.
Usiadłam na kanapie i wzrokiem odszukałam brata. Wisiał mi jeszcze jeden taniec. Później papieros i do domu. Trzeba się wyspać. Momentalnie znalazłam się na parkiecie. Odbiłam brata, poszaleliśmy chwilę i wyszliśmy z klubu. Obok kosza z popielniczką stał koleś z tego zespołu. Patrzcie go! Zamiast dbać o struny głosowe, pali sobie fajkę! Gdy podeszliśmy z Jerry'm i odpaliliśmy papierosy chłopak zagadał.
- To ty odstąpiłaś nam stolik? - spojrzał na mnie. Pokiwałam tylko głową. Nie muszę być miła. Nie znam go.
- Dzięki - powiedział i się uśmiechnął. O kurwa, jakie on ma oczy! Teraz dopiero to zauważyłam. Chyba spaliłam buraka, bo poczułam ciepło na policzkach.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.
Pożegnaliśmy się z chłopakiem, kazałam mu jeszcze powiedzieć ode mnie "cześć" Eleanor i Louisowi i poszliśmy. Taksówka odwiozła nas pod same drzwi. Wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
Po drodze do domu zaszliśmy jeszcze na kawę. Zrezygnowaliśmy z obiadu, bo wyrobiliśmy się dosyć wcześnie. Dzisiaj więc obiad robi Jerry. Korzystając z chwili wolnego, rzuciłam się na łóżko i zadzwoniłam do Emily, mojej przyjaciółki ze starej szkoły. Opowiedziałam jej w skrócie o moim nowym mieszkaniu, przystojnym szefie i nowej pracy (chociaż jeszcze jej nie zaczęłam). Później wyszłam na taras i jak to mam z Emily w zwyczaju zapaliłyśmy razem papierosa. Do pokoju wszedł Jerry, wyszedł na taras i się zaczęło...
- Nie powiedziałaś, że palisz?! Masz ogień? - zapytał i wyciągnął z kieszeni paczkę.
Podałam mu zapalniczkę i kontynuowałam rozmowę z Em. Jak tylko Jerry zaczaił, że z nią rozmawiam zmył się na drugi koniec tarasu. Zapomniałam wspomnieć, że jeszcze niedawno mieli romans. Nie chcąc wpędzać brata w jeszcze większe zakłopotanie, pożegnałam się z przyjaciółką i szybko się rozłączyłam.
- Musisz przestać tak reagować. Ustaliliście chyba, że będziecie przyjaciółmi, a przyjaciele od siebie nie uciekają. - powiedziałam podchodząc do niego.
- Wiem, ale to nie moja wina. Chciałbym umieć normalnie z nią rozmawiać, ale to chyba niewykonalne.
Skończyliśmy palić i poszliśmy do kuchni, z której unosił się znany mi zapach.
- Co gotujesz? - zapytałam wprawiając w ruch nozdrza.
- Nie pytaj! - zaśmiał się. - Weź jakieś talerze zanieś na stół, a nie będziesz mi tu stała i wąchała.
Przejrzałam wszystkie szafki w poszukiwaniu naczyń.
- Mamy problem - w końcu powiedziałam.
- Co?
- Nie mamy talerzy!
Spojrzałam ponownie. Kurde!
- No to nie zostaje nam nic, tylko pożyczyć coś od sąsiada. - powiedział Jerry. - Pilnuj, żeby się nie spaliło, ja zaraz coś wykombinuje.
I wyszedł. Nie protestowałam. Mimo wszystko ma większą zdolność do nawiązywania kontaktów. A ja za to do podjadania z garów! Nie wiem jak was, ale mnie trochę dziwi, że w mieszkaniu są gary, a nie ma talerzy. Ciekawe jak ze sztućcami. Otworzyłam szufladę i znalazłam w niej widelec. Jeden, jedyny widelec! Na szczęście jest jeszcze łyżka, którą Jerry mieszał na patelni. Właśnie, c do patelni... Podniosłam przykrywkę. Wiedziałam! Smażona cebulka i pokrojona w drobną kostkę kiełbasa. Obok w garnku makaron. Wiem co będzie! Łazanki bez kapusty, po której mam "wyruchy odmiotne". Wspominałam, że kocham brata?
- Już jestem! Co podglądasz? - podbiegł do mnie, dał talerze i odsunął od kuchenki. Tak, to w jego stylu.
Wzięłam z szuflady widelec, powiedziałam "jesz łyżką" i poszłam do salonu. Usiadłam na dużej kanapie i włączyłam telewizor. Nic... nic... nic... Wyłączyłam. Ta zwykle wyglądało u mnie oglądanie tv. Rzuciłam się na oparcie i z nudów zaczęłam wystukiwać dłońmi rytm.
- Za perkusją nie siadaj - skwitował Jerry niosąc rozgrzane garnki.
Nałożyliśmy sobie spore porcje żarcia. W międzyczasie snuliśmy plany na wieczór.
- Ogarniamy jakiś klub? - zapytałam nieśmiało. Wiedziałam, że Jerry lubi imprezować, ale najlepiej bawi się kiedy nie musi mnie pilnować.
- A będziesz grzeczna?
- Będę.
- A nie będziesz wyciągała mnie na parkiet?
- Będę.
- To nie!
Uderzyłam go w głowę tak, że czubkiem nosa dotknął prawie jedzenia.
-Ej! - chciał mi oddać, ale zrobiłam całkiem zwinny (jak na mnie) unik.
- No co? Chcę iść do klubu i tańczyć. A, że nie mam z kim, to będę tańczyć z tobą! Kropka! - powiedziałam patrząc wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dobra! Ale tylko jeden taniec! A później daj mi posiedzieć w spokoju przy barze.
- Trzy i postawię ci piwo. - negocjacje <3!
- Zgoda. - uścisnęliśmy sobie dłonie i wróciliśmy do jedzenia.
Po skończonym posiłku zebrałam naczynia i poszłam je umyć. Resztki jedzenia włożyłam do lodówki. W tym czasie Jerry włączył tv i zaczął przeszukiwanie programów.
-Ej! Pogromcy mitów! - krzyknął.
-Fajnie! Idę pod prysznic!
Weszłam do łazienki, zdjęłam ubrania. Kurde! Nie wzięłam ręcznika. Nienawidzę się za to. Nałożyłam na siebie bieliznę, koszulkę i poszłam do pokoju.
- Te, golas! Co się szwędasz?! - zapytał ze śmiechem brat.
- Spadaj. Szykuj się, gówniarzu! - wzięłam ręcznik i zdążyłam wrócić do łazienki zanim dopadł mnie rozzłoszczony Jerry.
- Nie mów tak do mnie! - powiedział jeszcze do zamkniętych już łazienkowych drzwi i chyba wrócił na kanapę.
Znowu się rozebrałam, rozpuściłam włosy i weszłam do wanny pełnej gorącej wody. Spędziłam tam pewnie jakieś pół godziny leżąc i rozkoszując się ciepłem. W końcu jednak woda zaczęła stygnąć, więc umyłam ciało i włosy i niechętnie wyszłam z wanny. Owinięta ręcznikiem wróciłam do pokoju, by się ubrać. Nie mogłam się zdecydować jednak stwierdziłam, że to pierwsza impreza w moim wykonaniu w Londynie, więc trzeba się zrobić dobre pierwsze wrażenie. Założyłam [KLIK] i zrobiłam delikatny makijaż. Nie chcemy przecież, żeby w trakcie jakiegoś żywszego tańca spłynęła ze mnie tapeta. Jedyne czego zwykle nie robię to kreski. "Raz nie zawsze". Uśmiechnęłam się do lustra i byłam gotowa wyjścia. Do torebki spakowałam telefon, klucze, portfel i papierosy. Mało ich już. Trzeba kupić.
Wyszykowana weszłam do salonu, w którym siedział już Jerry. Na mój widok pomachał znacząc brwiami i zaczął się śmiać.
- No, no... Czuję podryw! - powiedział z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Spadaj. Tobie też by się przydało czasami dobrze wyglądać.
- Ja nie muszę się stroić. Ja zawsze wyglądam dobrze. - zadarł nos do góry i ruszył w stronę drzwi.
Zjechaliśmy windą na dół i złapaliśmy taksówkę. Spytaliśmy kierowcy, czy zna jakieś fajne miejsca. Wyjaśniliśmy, że jesteśmy tu dopiero od wczoraj. Zawiózł nas do niewielkiego klubu, w którym impreza już się rozkręcała.
Weszliśmy do pomieszczenia. Zajęliśmy stolik niedaleko parkietu, ale w dość bezpiecznym miejscu, bo za półścianką. Zamówiliśmy piwo i czekaliśmy na jakiś dobry kawałem. To znaczy ja czekałam, a Jerry z niechęcią spoglądał na parkiet i pewnie modlił się, aby żadna piosenka nie wpadła mi w ucho. Pomylił się. Zaciągnęłam go na parkiet i zaczęliśmy wywijanie. Szybko przyszło, szybko poszło. Zaczęła się wolna piosenka, więc oboje jęknęliśmy z dezaprobatą i wróciliśmy do stolika.
Czas szybko mijał, a mi został już tylko jeden taniec z Jerry'm. I co ja później zrobię?! Wyszliśmy zapalić. Jakaś dziewczyna podeszła do mojego brata i zapytała o taniec. "O ty zdrajco! Ja musiałam się z tobą targować". Poszedł. Świnia! Ja natomiast stałam oparta o murek i delektując się każdym buchem dopalałam papierosa. Usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam pięciu gości z jakimiś dziewczynami. Niech się bawią, jak mają z kim. Mój ziomek mnie zostawił, więc niech chociaż oni się cieszą. Skończyłam. Gdy wracałam minęłam w drzwiach jednego z nich. Usiadłam przy stoliku i czekałam na powrót Jerry'ego. "Chyba mu się nie spieszy" - pomyślałam.
Nagle podszedł do mnie jakiś gościu i zapytał, czy nie chciałabym się zamienić z nim na stoliki. Dziwne. O co mu chodzi?
- Wiesz, bo jest taka sprawa, że jesteśmy dość rozpoznawalni i chcielibyśmy schować się za ścianką - wytłumaczył brunet. Jak tu takiemu odmówić? Te słodkie oczka, długie włosy. Zdecydowanie w moim typie! Cóż, do romantyczek nie należę.
- Nie. Wybacz, ale nie chcę zgubić brata, a to nasza "baza" - odpowiedziałam z równie ślicznym uśmiechem co jego. Mina mu zrzedła. Chyba nieczęsto ktoś mu odmawia.
- Słuchaj, mogę ci zapłacić - próbował dalej.
- No chyba gościu ocipiałeś! Nie chcę od ciebie pieniędzy i twojego stolika. Mógłbyś już odejść, bo zawołam ochronę. - wściekłam się.
Niechętnie odszedł do znajomych. Okazało się, że to oni wchodzili do klubu, kiedy paliłam papierosa. Rozmawiali o czymś zacięcie stojąc w kółku. Teraz wysyłają dziewczynę?
- Hej, jestem Eleanor.
- Holly. - odpowiedziałam i uścisnęłam wyciągniętą w moją stronę rękę dziewczyny.
- Mogę się na chwilę dosiąść? - kiwnęłam głową. - Sprawa wygląda tak...
- Nie chcę pieniędzy. - uprzedziłam ją.
- Kto mówi o pieniądzach? - oburzyła się, a kiedy wskazałam palcem na bruneta pokiwała tylko głową. - To już wszystko wiem. Harry to idiota, nie zwracaj na niego uwagi. Chodzi o to, że chłopaki są dość popularni. Chcemy uniknąć napadów fanek. Przyszliśmy tu, żeby odpocząć i trochę się pobawić, a autografy, zdjęcia, to zdecydowanie nam dzisiaj nie odpowiada.
- Mówisz popularni? Jak bardzo?
- Bardzo. Nie znasz ich? - zapytała zdziwiona nieco moją niewiedzą.
- Chyba nie... - spojrzałam w ich stronę i coś w nich było znajomego, ale z kojarzeniem twarzy zawsze miałam niemałe problemy.
- To nawet lepiej. Nie rzucisz się zaraz na nich i nie będziesz prosić choćby o jedno spojrzenie...
- Aż tak? - chyba zrobiłam głupią minę, bo Eleanor się zaśmiała.
- Nawet nie masz pojęcia... - odpowiedziała i znowu się zaśmiała. Miała bardzo ładny śmiech.
- Lekko przesrane... - pokiwała głową.
- Wiesz, spoko jesteś. Może wpadniesz kiedyś do mnie? Dam ci numer, jakbyś chciała wyjść na zakupy, czy coś.
- To miłe z twojej strony. Ale nie mam czasu ani pieniędzy na buszowanie po sklepach. Póki co muszę się skupić na przeprowadzce i aklimatyzacji.
- No to w sam raz! Chcesz poznać chłopaków? Mają teraz wolne, mogliby pomóc w noszeniu pudeł, itd. - zaproponowała. Chyba chciała mnie urobić.
- Dzięki, ale skoro mają wolne, to niech z tego korzystają. - grzecznie odmówiłam. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Kurde, polubiłam cię! A Harry mówił, że jakaś pokręcona laska przy tym stoliku siedzi i przynudza.
- Dawaj go tu! Ja mu zaraz powiem - zażartowałam, ale chyba to usłyszał, bo podszedł i z mało przyjazną miną powiedział:
- Chodź, El. Nie ma co z nią dyskutować.
- Spadaj Loczek, rozmawiam! - odpowiedziała. - I zawołaj Lou.
Po chwili podszedł do nas nieco niższy gościu w koszuli zapiętej pod samą szyję (co wyglądało niemal komicznie), usiadł i dał buziaka Eleanor.
- Holly, to jest Louis, mój chłopak. - przedstawiła nas.
- Miło cię poznać, Holly. Serio jesteś taka straszna? - odpowiedział wskazując na Harry'ego.
- To zależy dla kogo. Wiesz, nie przepadam za ludźmi, którzy nie doceniają wartości pieniądza i chcą mnie przekupić. - odpowiedziałam.
- No tak. To jak? Zamienisz się? Bo smutno się tam tak stoi - poprosił.
- Dobra, niech będzie, ale on - wskazałam na Harry'ego - albo nie, nic od niego nie chcę.
Moi nowi znajomi zaśmiali się i gestem przywołali resztę. Pożegnałam się z Eleanor i Louisem, wzięłam od dziewczyny numer i odeszłam dwa stoliki dalej.
Usiadłam na kanapie i wzrokiem odszukałam brata. Wisiał mi jeszcze jeden taniec. Później papieros i do domu. Trzeba się wyspać. Momentalnie znalazłam się na parkiecie. Odbiłam brata, poszaleliśmy chwilę i wyszliśmy z klubu. Obok kosza z popielniczką stał koleś z tego zespołu. Patrzcie go! Zamiast dbać o struny głosowe, pali sobie fajkę! Gdy podeszliśmy z Jerry'm i odpaliliśmy papierosy chłopak zagadał.
- To ty odstąpiłaś nam stolik? - spojrzał na mnie. Pokiwałam tylko głową. Nie muszę być miła. Nie znam go.
- Dzięki - powiedział i się uśmiechnął. O kurwa, jakie on ma oczy! Teraz dopiero to zauważyłam. Chyba spaliłam buraka, bo poczułam ciepło na policzkach.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.
Pożegnaliśmy się z chłopakiem, kazałam mu jeszcze powiedzieć ode mnie "cześć" Eleanor i Louisowi i poszliśmy. Taksówka odwiozła nas pod same drzwi. Wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
piątek, 12 kwietnia 2013
Rozdział 2
Obudziłam się z okrutnym bólem głowy. Nie śmiałam nawet otworzyć oczu. Wyciągnęłam rękę i złapałam wodę leżącą na wszelki wypadek obok łóżka. Usiadłam i wzięłam dużego łyka. Powoli zaczęłam rozszczelniać powieki pozwalając oślepiającemu słońcu podrażniać mój wzrok. Tak dałam wczoraj w palnik. No, ale miałam powód. Dziś jest dzień końca i początku. Wyjeżdżam poznać świat i ludzi. Najpierw prawa, później lewa. Tak, dotykam nogami mojego miękkiego dywanu. Wstałam. Moja głowa! Poczłapałam do pokoju obok.
- Idioto, debilu! - weszłam do Jerrego i położyłam się obok niego, lekko go szturchając. - Wstawaj...
- ...
Kuksaniec.
- ...
- No rusz się! - usiadłam mu na plecach i zaczęłam lekko podskakiwać.
Ruszył się, i to tak gwałtownie, że w jednej chwili wylądowałam na podłodze.
- Co robisz? - zapytał oburzony.
- Budzę cię. Co będziesz jadł? Za dwie godziny wyjeżdżamy. Szykuj się. - powiedziałam i wyszłam. Na "papa" dostałam tylko mordercze spojrzenie brata i krótkie "daj mi spokój".
No tak. Tak to właśnie z nim wyglądam. Nieco rozbudzona poszłam do kuchni. Kawa! Tak. Kochana mama! Nawiasem mówiąc ciekawe, gdzie jest... Wzięłam z szafki kubek i nalałam do niego parujący jeszcze napój. Dolałam trochę mleka i poszłam do łazienki. Odkręciłam kran w wannie. Nie się leje. Wyjrzałam przez okno. Tam jest! Zobaczyłam mamę zrywającą zioła w ogrodzie. Obok niej biegał pies i szczekał radośnie. Takie poranki lubię. No, może bez kaca!
Zanim zdążyłam wypić kawę, wody w wannie było tyle, że trzeba było ją zakręcić. Zamknęłam drzwi i zdjęłam ubranie. Weszłam. Ooooo taaaak.... Leżałam tak przez chwilę, ale wiedząc, że nie mam zbyt wiele czasu przeszłam do bardziej konkretnych czynności, a mianowicie mycia długich kłaków. 15 minut i było po wszystkim. Owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju, gdzie zastałam w pełni rozbudzoną Meggie z laptopem na kolanach.
- Patrz, jakie zgredy! - zawołała.
Podeszłam w jej stronę i spojrzałam na monitor. One Direction. Słyszałam o nich kiedyś. Czasem nawet włączałam ich piosenki, kiedy nikogo nie było w domu.
- Czemu zgredy? - zapytałam.
- No nie widzisz? Są bardziej dziewczęcy od niektórych lasek z mojej klasy!
- Daj sobie spokój, siostra. - powiedziałam i lekko pociągnęłam za jednego z jej długich dreadów.
- Ała! Ile razy mam mówić, żebyś tego nie robiła? - rzuciła we mnie poduszką.
- Daj się ubrać, gnoju jeden - wydarłam się.
Zaczęłyśmy się śmiać. Tak! Hejty z rana jak śmietana! Wzięłam do ręki bieliznę i ubrania i wróciłam do łazienki, żeby się ubrać.
- MEGGIE!!! SPRAWDŹ POGODĘ W LONDYNIE!!! - wydarłam się, bo na śmierć za pomniałam, żeby to zrobić.
...
- MOŻE PADAĆ!!! - odkrzyknęła po chwili.
W takim razie... [KLIk].
Ubrałam się i dumna ze swego dzisiejszego wyboru zeszłam na dwór. Musiałam zdjąć kurtkę, bo okazało się być strasznie gorąco. Udałam się w stronę ogrodu. Gdy mama mnie zobaczyła bez chwili zastanowienia spuściła wzrok. Wiedziałam że nie chce, żebym wyjeżdżała.
- Hej, co robisz? - zagaiłam.
- Idę zaraz szykować obiad. - odpowiedziała krótko i wyprostowała się.
- Mamo, wiesz, że muszę jechać, prawda?
- Wcale nie musisz. Źle ci tutaj? - zawiedziona mina.
- Mamo, Londyn nie jest znowu tak daleko. Będę was odwiedzać, wiesz, prawda?
- Nie o to mi chodzi. Dziecko, jesteś młoda. Powinnaś iść na studia, a nie szwędać się po świecie. Nie chcę się o ciebie całymi dniami martwić. I co masz zamiar tam robić? Pójdziesz do pracy? Wiesz, jak wiele osób, takich naiwnych jak ty, dało się tak oszukać? Szukasz kłopotów.
- Nie chcę kłopotów. Ale one i tak będą. Bez względu na położenie geograficzne. Chcę stać się samodzielna. Nie chcę iść na studia, mam dosyć szkoły i tego miejsca. Chcę się stąd wyrwać i potrzebuję twojego wsparcia. Wiesz, że nic mi nie będzie. Dam radę, jak zawsze! - mówiąc to przytuliłam ją mocno. Poczułam łzy na policzku. Ale nie były moje. Pogłaskałam mamę po plecach, a gdy już się uspokoiła powiedziała:
- Tylko uważaj tam na siebie. I idź już, bo zmienię zdanie. Pakować się i nie spóźnić na samolot! - zarządziła, wzięła z trawnika koszyk i poszła do domu.
Czyżby udało mi się przekonać mamę? I to MAMĘ we własnej osobie? O kurka! Może powinnam zostać politykiem... Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam w ślad za kobietą. Po wejściu do domu ruszyłam w stronę Pokoju Jerrego.
- Wstałeś? - zapytałam i weszłam do środka.
Jerry stał przed szafą i wybierał ubrania. Po jego minie wywnioskowałam, że wcale nie ma ochoty się ubierać, ani w ogóle ruszać z domu. Może jeszcze nie wytrzeźwiał po wczorajszej "pożegnalnej" imprezie, którą mi zorganizował.
- Pomóż! - powiedział głosem słabym i zrezygnowanym, jakby za chwile miał się rozpłakać.
- Dobra, idź się wykąpać, bo śmierdzisz wódką. I nie zapomnij o zębach, gamoniu! - rzuciłam jeszcze, gdy wychodził już z pokoju.
- Spadaj! - odkrzyknął z korytarza. Chwilę potem słyszałam charakterystyczny dźwięk zamykających się drzwi do łazienki.
Spojrzałam do szafy. Większość rzeczy miał już w torbie podróżnej. Mój kochany brat postanowił pojechać ze mną do Londynu i pomóc mi się wprowadzić do nowego mieszkania. Sądząc jednak po ilości bagażu, chyba myśli o zostaniu w stolicy trochę dłużej. Wybrałam czarne, dość szerokie bojówki, koszulkę z nadrukiem "Annoying Orange" i szary sweter (na wszelki wypadek).
Wróciłam do pokoju swojego i Meggie. Tej już nie było. Poszła pewnie do Stanley'a, swojego chłopaka. Wczoraj powiedziała, że to zrobi i zastrzegła, ze jak wróci, to mnie ma już nie być, bo nie chce się rozpłakać przy pożegnaniu. Ona też nie popierała tego pomysłu. Tylko Jerry zdawał się mnie wspierać. Otworzyłam walizkę. Przejrzałam jeszcze raz wszystkie rzeczy. Nie zapomniałam o niczym. Spakowałam jeszcze tylko laptopa, do torebki wpakowałam telefon, ładowarkę, słuchawki, pomadkę i puder. Z toaletki zebrałam wszystkie kosmetyki (a trochę ich mam) i dołożyłam do walizki. Teraz mogę jechać.
Pół godziny później stałam przed taksówką i żegnałam się z mamą. Zniecierpliwiony Jerry rozmawiał na przednim siedzeniu z kierowcą. Ucałowałam mamę w policzek, mocno przytuliłam i odjechaliśmy. Po drodze zajechaliśmy tylko do sklepu taty, żebym z nim też mogła się pożegnać. Droga na lotnisko trwała jakieś pół godziny. W pierwszej chwili po wejściu do ogromnego budynku zamurowało mnie. Nigdy w życiu nie byłam w podobnym miejscu. Moje oczekiwania powoli zaczynają się spełniać. Bardziej obeznany ode mnie w terenie Jerry poprowadził mnie do miejsca odprawy, a później do hali odlotów. Siedziałam jak na szpilkach patrząc przez okno jak podstawiają samolot. To będzie mój pierwszy lot. Nie musieliśmy długo czekać. Weszliśmy "rękawem" na pokład i zajęliśmy miejsca. Najgorszy był start, a później czułam tylko zachwyt. No może poza jedzeniem, którego nawet nie tknęłam. Wypiłam tylko herbatę i zniecierpliwiona czekałam na lądowanie. O dziwo podobało mi się zdecydowanie bardziej niż start. Po wyjściu z lotniska Jerry wyciągnął telefon i zadzwonił do Nate'a. Po 10 minutach pojawił się. Przywitaliśmy się i wsiedliśmy do taksówki, która miała nas zawieźć do mieszkania. Dziwnie jechało się lewą stroną drogi, ale cóż...
Minęło pół godziny, kiedy taksówka zatrzymała się przed wysoką kamienicą. Nate wziął moją walizkę i poprowadził nas do budynku. Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na 3 piętro. Następnie zrobiliśmy może 4 kroki i staliśmy przed drzwiami mojego nowego mieszkania.
- Czyń honory - powiedział Nate podając mi klucz.
Drżącą ręką otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Moim oczom ukazało się niewielkie, ale bardzo przytulne wnętrze. Mieszkanie miało 2 pokoje. Na prawo od wejścia znajdowała się kuchnia. Obok niej niewielka łazienka z mimo wszystko sporą wanną i ogromnym lustrem. Na wprost wejścia był pokój dzienny. W porównaniu z resztą pomieszczeń był spory. Po lewej stronie znajdowała się wielka skórzana kanapa, na przeciwko której stał duży telewizor z kinem domowym. Zaraz, zaraz. Czy to nie jest czasem zestaw do karaoke? Chyba jestem w raju. Najbardziej jednak chciałam zobaczyć swoją nową sypialnię. Zostawiłam chłopaków w salonie (gadali o czymś, o czym nie mam bladego pojęcia, więc odeszłam bez wyrzutów sumienia) i udałam się do ostatniego pokoju.
Pierwsze w oczy rzuciło mi się ogromne łóżko zajmujące większą część pokoju. Usiadłam na nim i z zachwytu westchnęłam. Teraz zauważyłam, że naprzeciwko łóżka stoi stolik, a po jego obu stronach leżą ogromne poduchy zastępujące fotele. Podeszłam do okna. To, co ujrzałam zaparło mi dech w piersiach. Taras. Ogromny taras. Otworzyłam przeszklone drzwi i wyszłam. Stał tam chyba tuzin różnych kwiatów. Podeszłam do barierki i lekko się wychyliłam. Przed sobą zobaczyłam piękny krajobraz Londynu. Niestety pogoda i pora dnia nie sprzyjały podziwianiu widoków. Było szaro i mgliście. Popatrzę później. Wróciłam do sypialni. Po swojej lewej spostrzegłam kolejne drzwi. Co to? Labirynt? Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia. No nie! Tego jeszcze nie grali! Garderoba. Po prawej cztery długie półki na buty. Naprzeciwko szafki na bieliznę i szufladki na biżuterię. Po lewej półki i wieszaki na ubrania. Kocham to miejsce.
Nie mogłam zbyt długo podziwiać, bo usłyszałam jakiś hałas. Z niechęcią wyszłam z pokoju i udałam się na poszukiwanie źródła niepokojących mnie odgłosów. Okazało się, że Jerry potknął się o dywan i wylądował na podłodze. Podeszłam do niego, usiadłam mu na tyłku i razem z Nate'em wybuchliśmy śmiechem. Po chwili podnieśliśmy się i usiedliśmy na kanapie. Musiałam jeszcze dogadać z Nate'em warunki wynajmu tego cudownego miejsca.
- Nic się młoda nie martw! Mieszkanie jest twoje. Nie chcemy od ciebie żadnych pieniędzy. Podlewaj tylko kwiatki, bo inaczej Merry się zdenerwuje! - powiedział chłopak i uśmiechnął się do mnie.
- Nie mogę tak Nate! - zaprotestowałam. - Nie chcę cię wykorzystywać. I kim jest Merry?
- Merry to moja dziewczyna. I nie przejmuj się. Obiecaj mi tylko, że nie zdemolujesz chaty i będziesz podlewać kwiatki.
- Będę, ale rachunki płacę ja! I co tydzień będę przynosić ci pocztę. I pozwól mi chociaż zrobić tobie i Merry czasem obiad. Nie wiem jak mam się odwdzięczyć!
- Spoko, obiad zawsze. Rachunki to przeszłość, dziewczyno! Mieszkania w tej części Londynu są samowystarczalne. Może poza prądem, ale to jest nic. Także możesz sobie mieszkać ile chcesz. - uśmiechnął się do mnie, a ja gdyby nie dzielący nas Jerry, rzuciłabym się na niego i wyściskała tak mocno, że pewnie wylądowałby ze złamanymi żebrami w szpitalu.
- No dobra, to kiedy poznam Merry? - zapytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie wiem. Powiem jej, żeby wpadła, to się poznacie. Albo wezmę cię na imprezę!
- Nie mam pieniędzy na imprezowanie aktualnie. Muszę poszukać pracy - zaprotestowałam.
- A właśnie. Nie wiem, czy Jerry ci mówił, ale jestem prezesem w firmie reklamowej. Znalazłem ci miejsce, jeśli oczywiście nie boisz się pracować z przyjacielem, bo mam nadzieję, że nim dla ciebie będę - uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znaliśmy się praktycznie wcale, a on tyle dla mnie zrobił.
- Czym miałabym się zajmować?
- Byłabyś Babką od wszystkiego. Wiesz, przynieść kawę, oprowadzić klientów po firmie, zaprezentować działanie niektórych mechanizmów i takie tam. Oczywiście, bez obaw. Przejdziesz szkolenie i okres próbny trwający miesiąc. Przez ten czas podszkolisz język i umiejętności dotyczące reklamy. Co ty na to?
- Jak na lato! Jesteś boski! - teraz nie wytrzymałam, podeszłam do niego i wyściskałam go mocno.
- Dobra, skoro wszystko obgadane, to będę leciał. Obiecałem Merry, że nie wrócę późno. Wpadnę za kilka dni, a tymczasem rozgość się. Na lodówce jest mój numer, jakbyś miała problem, albo potrzebowała towarzystwa, to dzwoń. Miło było cię poznać. Pracę zaczynasz za tydzień, więc masz sporo czasu, żeby zwiedzić miasto i urządzić się. Miło było cię poznać Jerry. Jak będziesz w Londynie, to nie zapomnij się odezwać. To pa! - Nate pożegnał się i wyszedł.
Odwróciłam się w stronę brata i uśmiechnęłam szeroko.
- Czaisz?! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego.
- No raczej! Dobra, spadaj. Bierz się za rozpakowywanie lepiej. Ja idę ogarnąć kuchnię.
- Idioto, debilu! - weszłam do Jerrego i położyłam się obok niego, lekko go szturchając. - Wstawaj...
- ...
Kuksaniec.
- ...
- No rusz się! - usiadłam mu na plecach i zaczęłam lekko podskakiwać.
Ruszył się, i to tak gwałtownie, że w jednej chwili wylądowałam na podłodze.
- Co robisz? - zapytał oburzony.
- Budzę cię. Co będziesz jadł? Za dwie godziny wyjeżdżamy. Szykuj się. - powiedziałam i wyszłam. Na "papa" dostałam tylko mordercze spojrzenie brata i krótkie "daj mi spokój".
No tak. Tak to właśnie z nim wyglądam. Nieco rozbudzona poszłam do kuchni. Kawa! Tak. Kochana mama! Nawiasem mówiąc ciekawe, gdzie jest... Wzięłam z szafki kubek i nalałam do niego parujący jeszcze napój. Dolałam trochę mleka i poszłam do łazienki. Odkręciłam kran w wannie. Nie się leje. Wyjrzałam przez okno. Tam jest! Zobaczyłam mamę zrywającą zioła w ogrodzie. Obok niej biegał pies i szczekał radośnie. Takie poranki lubię. No, może bez kaca!
Zanim zdążyłam wypić kawę, wody w wannie było tyle, że trzeba było ją zakręcić. Zamknęłam drzwi i zdjęłam ubranie. Weszłam. Ooooo taaaak.... Leżałam tak przez chwilę, ale wiedząc, że nie mam zbyt wiele czasu przeszłam do bardziej konkretnych czynności, a mianowicie mycia długich kłaków. 15 minut i było po wszystkim. Owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju, gdzie zastałam w pełni rozbudzoną Meggie z laptopem na kolanach.
- Patrz, jakie zgredy! - zawołała.
Podeszłam w jej stronę i spojrzałam na monitor. One Direction. Słyszałam o nich kiedyś. Czasem nawet włączałam ich piosenki, kiedy nikogo nie było w domu.
- Czemu zgredy? - zapytałam.
- No nie widzisz? Są bardziej dziewczęcy od niektórych lasek z mojej klasy!
- Daj sobie spokój, siostra. - powiedziałam i lekko pociągnęłam za jednego z jej długich dreadów.
- Ała! Ile razy mam mówić, żebyś tego nie robiła? - rzuciła we mnie poduszką.
- Daj się ubrać, gnoju jeden - wydarłam się.
Zaczęłyśmy się śmiać. Tak! Hejty z rana jak śmietana! Wzięłam do ręki bieliznę i ubrania i wróciłam do łazienki, żeby się ubrać.
- MEGGIE!!! SPRAWDŹ POGODĘ W LONDYNIE!!! - wydarłam się, bo na śmierć za pomniałam, żeby to zrobić.
...
- MOŻE PADAĆ!!! - odkrzyknęła po chwili.
W takim razie... [KLIk].
Ubrałam się i dumna ze swego dzisiejszego wyboru zeszłam na dwór. Musiałam zdjąć kurtkę, bo okazało się być strasznie gorąco. Udałam się w stronę ogrodu. Gdy mama mnie zobaczyła bez chwili zastanowienia spuściła wzrok. Wiedziałam że nie chce, żebym wyjeżdżała.
- Hej, co robisz? - zagaiłam.
- Idę zaraz szykować obiad. - odpowiedziała krótko i wyprostowała się.
- Mamo, wiesz, że muszę jechać, prawda?
- Wcale nie musisz. Źle ci tutaj? - zawiedziona mina.
- Mamo, Londyn nie jest znowu tak daleko. Będę was odwiedzać, wiesz, prawda?
- Nie o to mi chodzi. Dziecko, jesteś młoda. Powinnaś iść na studia, a nie szwędać się po świecie. Nie chcę się o ciebie całymi dniami martwić. I co masz zamiar tam robić? Pójdziesz do pracy? Wiesz, jak wiele osób, takich naiwnych jak ty, dało się tak oszukać? Szukasz kłopotów.
- Nie chcę kłopotów. Ale one i tak będą. Bez względu na położenie geograficzne. Chcę stać się samodzielna. Nie chcę iść na studia, mam dosyć szkoły i tego miejsca. Chcę się stąd wyrwać i potrzebuję twojego wsparcia. Wiesz, że nic mi nie będzie. Dam radę, jak zawsze! - mówiąc to przytuliłam ją mocno. Poczułam łzy na policzku. Ale nie były moje. Pogłaskałam mamę po plecach, a gdy już się uspokoiła powiedziała:
- Tylko uważaj tam na siebie. I idź już, bo zmienię zdanie. Pakować się i nie spóźnić na samolot! - zarządziła, wzięła z trawnika koszyk i poszła do domu.
Czyżby udało mi się przekonać mamę? I to MAMĘ we własnej osobie? O kurka! Może powinnam zostać politykiem... Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam w ślad za kobietą. Po wejściu do domu ruszyłam w stronę Pokoju Jerrego.
- Wstałeś? - zapytałam i weszłam do środka.
Jerry stał przed szafą i wybierał ubrania. Po jego minie wywnioskowałam, że wcale nie ma ochoty się ubierać, ani w ogóle ruszać z domu. Może jeszcze nie wytrzeźwiał po wczorajszej "pożegnalnej" imprezie, którą mi zorganizował.
- Pomóż! - powiedział głosem słabym i zrezygnowanym, jakby za chwile miał się rozpłakać.
- Dobra, idź się wykąpać, bo śmierdzisz wódką. I nie zapomnij o zębach, gamoniu! - rzuciłam jeszcze, gdy wychodził już z pokoju.
- Spadaj! - odkrzyknął z korytarza. Chwilę potem słyszałam charakterystyczny dźwięk zamykających się drzwi do łazienki.
Spojrzałam do szafy. Większość rzeczy miał już w torbie podróżnej. Mój kochany brat postanowił pojechać ze mną do Londynu i pomóc mi się wprowadzić do nowego mieszkania. Sądząc jednak po ilości bagażu, chyba myśli o zostaniu w stolicy trochę dłużej. Wybrałam czarne, dość szerokie bojówki, koszulkę z nadrukiem "Annoying Orange" i szary sweter (na wszelki wypadek).
Wróciłam do pokoju swojego i Meggie. Tej już nie było. Poszła pewnie do Stanley'a, swojego chłopaka. Wczoraj powiedziała, że to zrobi i zastrzegła, ze jak wróci, to mnie ma już nie być, bo nie chce się rozpłakać przy pożegnaniu. Ona też nie popierała tego pomysłu. Tylko Jerry zdawał się mnie wspierać. Otworzyłam walizkę. Przejrzałam jeszcze raz wszystkie rzeczy. Nie zapomniałam o niczym. Spakowałam jeszcze tylko laptopa, do torebki wpakowałam telefon, ładowarkę, słuchawki, pomadkę i puder. Z toaletki zebrałam wszystkie kosmetyki (a trochę ich mam) i dołożyłam do walizki. Teraz mogę jechać.
Pół godziny później stałam przed taksówką i żegnałam się z mamą. Zniecierpliwiony Jerry rozmawiał na przednim siedzeniu z kierowcą. Ucałowałam mamę w policzek, mocno przytuliłam i odjechaliśmy. Po drodze zajechaliśmy tylko do sklepu taty, żebym z nim też mogła się pożegnać. Droga na lotnisko trwała jakieś pół godziny. W pierwszej chwili po wejściu do ogromnego budynku zamurowało mnie. Nigdy w życiu nie byłam w podobnym miejscu. Moje oczekiwania powoli zaczynają się spełniać. Bardziej obeznany ode mnie w terenie Jerry poprowadził mnie do miejsca odprawy, a później do hali odlotów. Siedziałam jak na szpilkach patrząc przez okno jak podstawiają samolot. To będzie mój pierwszy lot. Nie musieliśmy długo czekać. Weszliśmy "rękawem" na pokład i zajęliśmy miejsca. Najgorszy był start, a później czułam tylko zachwyt. No może poza jedzeniem, którego nawet nie tknęłam. Wypiłam tylko herbatę i zniecierpliwiona czekałam na lądowanie. O dziwo podobało mi się zdecydowanie bardziej niż start. Po wyjściu z lotniska Jerry wyciągnął telefon i zadzwonił do Nate'a. Po 10 minutach pojawił się. Przywitaliśmy się i wsiedliśmy do taksówki, która miała nas zawieźć do mieszkania. Dziwnie jechało się lewą stroną drogi, ale cóż...
Minęło pół godziny, kiedy taksówka zatrzymała się przed wysoką kamienicą. Nate wziął moją walizkę i poprowadził nas do budynku. Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na 3 piętro. Następnie zrobiliśmy może 4 kroki i staliśmy przed drzwiami mojego nowego mieszkania.
- Czyń honory - powiedział Nate podając mi klucz.
Drżącą ręką otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Moim oczom ukazało się niewielkie, ale bardzo przytulne wnętrze. Mieszkanie miało 2 pokoje. Na prawo od wejścia znajdowała się kuchnia. Obok niej niewielka łazienka z mimo wszystko sporą wanną i ogromnym lustrem. Na wprost wejścia był pokój dzienny. W porównaniu z resztą pomieszczeń był spory. Po lewej stronie znajdowała się wielka skórzana kanapa, na przeciwko której stał duży telewizor z kinem domowym. Zaraz, zaraz. Czy to nie jest czasem zestaw do karaoke? Chyba jestem w raju. Najbardziej jednak chciałam zobaczyć swoją nową sypialnię. Zostawiłam chłopaków w salonie (gadali o czymś, o czym nie mam bladego pojęcia, więc odeszłam bez wyrzutów sumienia) i udałam się do ostatniego pokoju.
Pierwsze w oczy rzuciło mi się ogromne łóżko zajmujące większą część pokoju. Usiadłam na nim i z zachwytu westchnęłam. Teraz zauważyłam, że naprzeciwko łóżka stoi stolik, a po jego obu stronach leżą ogromne poduchy zastępujące fotele. Podeszłam do okna. To, co ujrzałam zaparło mi dech w piersiach. Taras. Ogromny taras. Otworzyłam przeszklone drzwi i wyszłam. Stał tam chyba tuzin różnych kwiatów. Podeszłam do barierki i lekko się wychyliłam. Przed sobą zobaczyłam piękny krajobraz Londynu. Niestety pogoda i pora dnia nie sprzyjały podziwianiu widoków. Było szaro i mgliście. Popatrzę później. Wróciłam do sypialni. Po swojej lewej spostrzegłam kolejne drzwi. Co to? Labirynt? Nacisnęłam klamkę i weszłam do pomieszczenia. No nie! Tego jeszcze nie grali! Garderoba. Po prawej cztery długie półki na buty. Naprzeciwko szafki na bieliznę i szufladki na biżuterię. Po lewej półki i wieszaki na ubrania. Kocham to miejsce.
Nie mogłam zbyt długo podziwiać, bo usłyszałam jakiś hałas. Z niechęcią wyszłam z pokoju i udałam się na poszukiwanie źródła niepokojących mnie odgłosów. Okazało się, że Jerry potknął się o dywan i wylądował na podłodze. Podeszłam do niego, usiadłam mu na tyłku i razem z Nate'em wybuchliśmy śmiechem. Po chwili podnieśliśmy się i usiedliśmy na kanapie. Musiałam jeszcze dogadać z Nate'em warunki wynajmu tego cudownego miejsca.
- Nic się młoda nie martw! Mieszkanie jest twoje. Nie chcemy od ciebie żadnych pieniędzy. Podlewaj tylko kwiatki, bo inaczej Merry się zdenerwuje! - powiedział chłopak i uśmiechnął się do mnie.
- Nie mogę tak Nate! - zaprotestowałam. - Nie chcę cię wykorzystywać. I kim jest Merry?
- Merry to moja dziewczyna. I nie przejmuj się. Obiecaj mi tylko, że nie zdemolujesz chaty i będziesz podlewać kwiatki.
- Będę, ale rachunki płacę ja! I co tydzień będę przynosić ci pocztę. I pozwól mi chociaż zrobić tobie i Merry czasem obiad. Nie wiem jak mam się odwdzięczyć!
- Spoko, obiad zawsze. Rachunki to przeszłość, dziewczyno! Mieszkania w tej części Londynu są samowystarczalne. Może poza prądem, ale to jest nic. Także możesz sobie mieszkać ile chcesz. - uśmiechnął się do mnie, a ja gdyby nie dzielący nas Jerry, rzuciłabym się na niego i wyściskała tak mocno, że pewnie wylądowałby ze złamanymi żebrami w szpitalu.
- No dobra, to kiedy poznam Merry? - zapytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie wiem. Powiem jej, żeby wpadła, to się poznacie. Albo wezmę cię na imprezę!
- Nie mam pieniędzy na imprezowanie aktualnie. Muszę poszukać pracy - zaprotestowałam.
- A właśnie. Nie wiem, czy Jerry ci mówił, ale jestem prezesem w firmie reklamowej. Znalazłem ci miejsce, jeśli oczywiście nie boisz się pracować z przyjacielem, bo mam nadzieję, że nim dla ciebie będę - uśmiechnął się, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znaliśmy się praktycznie wcale, a on tyle dla mnie zrobił.
- Czym miałabym się zajmować?
- Byłabyś Babką od wszystkiego. Wiesz, przynieść kawę, oprowadzić klientów po firmie, zaprezentować działanie niektórych mechanizmów i takie tam. Oczywiście, bez obaw. Przejdziesz szkolenie i okres próbny trwający miesiąc. Przez ten czas podszkolisz język i umiejętności dotyczące reklamy. Co ty na to?
- Jak na lato! Jesteś boski! - teraz nie wytrzymałam, podeszłam do niego i wyściskałam go mocno.
- Dobra, skoro wszystko obgadane, to będę leciał. Obiecałem Merry, że nie wrócę późno. Wpadnę za kilka dni, a tymczasem rozgość się. Na lodówce jest mój numer, jakbyś miała problem, albo potrzebowała towarzystwa, to dzwoń. Miło było cię poznać. Pracę zaczynasz za tydzień, więc masz sporo czasu, żeby zwiedzić miasto i urządzić się. Miło było cię poznać Jerry. Jak będziesz w Londynie, to nie zapomnij się odezwać. To pa! - Nate pożegnał się i wyszedł.
Odwróciłam się w stronę brata i uśmiechnęłam szeroko.
- Czaisz?! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego.
- No raczej! Dobra, spadaj. Bierz się za rozpakowywanie lepiej. Ja idę ogarnąć kuchnię.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Rozdział 1
"Siedzę, nie mam pomysłu."
Odłożyłam laptopa tak, że leżał teraz przede mną, wzięłam do ręki długopis i zeszyt i patrząc na zdjęcie mojej uśmiechającej się siostry, staram się wymyślić coś ciekawego.
"Nic nie przychodzi mi do głowy."
Tak bardzo czułam potrzebę pisania. Siedziałam więc i wypisywałam głupoty, które, gdyby ktoś zobaczył, z pewnością uznałby za wytwór chorej wyobraźni. Na moje szczęście (lub nie) nie ma zbyt wielu osób, które zainteresowałby zwykły zeszyt pośród wielu innych zwykłych zeszytów porozrzucanych po całym moim pokoju. Otóż, z NIE-własnej i NIE-nieprzymuszonej woli jestem samotnikiem. Mam znajomych, ale nie są oni w stanie zaspokoić mojej wybujałej potrzeby przyjaźni. Tej prawdziwej przyjaźni.
"Laptop zgasł."
Miałam ochotę się podnieść, ale coś mówiło mi, żebym lepiej siedziała na dupie i nie ruszała się dziś z łóżka.
"Czuję pustkę."
Miałam wiele marzeń. Do niektórych się nie przyznawałam. W swej podświadomości jednak wiedziałam... Lubię marzyć. To jedyny moment, gdy wszystko nabiera innych, magicznych kolorów.
"Co z tego?"
Skoro ani jedno moje marzenie się nie spełniło...
"Zrobiło się późno."
Zeszłam z łóżka i podeszłam do drzwi. Przytknęłam do nich prawe ucho. Pusto. Nacisnęłam klamkę
i najciszej jak tylko umiałam wyśliznęłam się z pokoju. Spojrzałam w prawo. W pokoju rodziców zrobiło się już cicho. Zgasili światło, poszli spać. Siostra była w łazience. Brała prysznic cicho podśpiewując. Brata nie było. Nie wrócił jeszcze. Wyciągnęłam telefon i napisałam do niego sms'a:
i najciszej jak tylko umiałam wyśliznęłam się z pokoju. Spojrzałam w prawo. W pokoju rodziców zrobiło się już cicho. Zgasili światło, poszli spać. Siostra była w łazience. Brała prysznic cicho podśpiewując. Brata nie było. Nie wrócił jeszcze. Wyciągnęłam telefon i napisałam do niego sms'a:
"Gdzie jesteś? Idę na Drzewo..."
Wyszłam z domu cicho zamykając za sobą drzwi. Zeszłam schodami w dół, a moje kroki odbijały się echem na klatce schodowej. Zimny wiatr owionął moją twarz. Poszłam w lewo. Minęłam bramę, a za nią ogródek. Udałam się w lewo, schodkami w dół. Znalazłam się na tzw. Alejce. Szłam szybko przed siebie. Robiło się coraz ciemniej. W końcu doszłam do celu. Zatrzymałam się przy największym i najgrubszym na tym odcinku drogi drzewie, które o tej porze osłonięte było nieprzenikalnym mrokiem. Usiadłam na murku obok i czekałam. Po chwili dostałam sms'a:
"Jesteś?"
Odpisałam:
"Czekam"
Kilka minut później zza zakrętu wyszedł Jerry. Przywitałam brata krótkim "cześć". Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej małą paczkę, z drugiej zapalniczkę. Włożyłam papierosa do ust i odpaliłam. Jerry zrobił dokładnie to samo i chwilę później siedzieliśmy już na murku razem paląc papierosy i milcząc. W jego towarzystwie czułam się inaczej. Lepiej... Nie musiałam nikogo udawać, przybierać stosownych masek.
- Co tam? - odezwał się.
Milczałam.
- Co się stało? Chcesz pogadać?
Pokręciłam przecząco głową.
- Holly! Widzę, że coś jest nie tak.
Cisza. Nie wiedziałam co mi jest. Mój nastrój dawno nie był już tak bardzo melancholijny.
- Chodź. - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wiedział, czego potrzebuje. Nikt nie znał mnie tak dobrze jak on.
- Jerry... - odezwałam się.
- Hmm...?
- Chcę stąd wyjechać. Zostawić to smutne ja pizda miasto i w końcu zacząć żyć. - serio, powstrzymywałam się! I tak wytrzymałam długo! W końcu jednak nie dałam rady i się rozpłakałam. Nie lubię pokazywać uczuć. Zwykle ukrywanie ich mi wychodzi, ale najwidoczniej dzisiaj był ten dzień, w którym łamałam wszelkie normy.
- Więc czemu tu jeszcze jesteś? - zapytał.
Zdziwiło mnie to pytanie. Nie oszukujmy się! Normalne to ono nie było!
- A gdzie miałabym być? - spojrzałam w jego duże piwne oczy.
- A gdzie zawsze chciałaś być? - zapytał, jakby było to czymś najnormalniejszym w świecie.
- Nie wiem... San Francisco, LA, Londyn, Bruksela...
- Dobra, wystarczy! - przerwał, choć nawet nie byłam w połowie. - Za dwa dni kończysz szkołę. Rezerwuj bilet i leć! Gdzie tylko chcesz! Tylko po kolei... - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- I co dalej? Z czego będę żyć? Co mam robić? Gdzie mieszać? To nie jest takie łatwe! - protestowałam.
- Słuchaj... W Londynie mam kumpla. Tzn. znajomego. Poznałem go kiedyś przez kolegę. Może mógłby się rozejrzeć za jakimś małym mieszkankiem, może robotą. Hm?
- Nie jestem przekonana...
- Spróbuj chociaż. Nie masz nic do stracenia, a wiele do zyskania!
Przekonał mnie. No, debil mnie przekonał. Co ja mogłam zrobić? Nie potrafię mu odmówić. Nie jemu. Jest jak mój Anioł Stróż. Zawsze o mnie dba, a kiedy coś się dzieje, pierwszy przy mnie jest.
- Dobra. Spróbuję. Ale tylko dla ciebie!
- O nie, młoda. Dla siebie... - mówiąc to zarzucił mi rękę na szyję i zaprowadził do domu.
Meggie już spała. Nic dziwnego, było późno. Otuliłam ją szczelniej kołdrą i pocałowałam w czoło. Moja młodsza siostra. Mój powód do dumy i moja największa inspiracja. Dziękowałam Bogu za takie rodzeństwo. Lepszego nie mógł dla mnie wybrać! Wzięłam z fotela ojcowską koszulę, która aktualnie służyła mi podczas snu, i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, przeczesałam włosy
i wróciłam do pokoju. Na moim łóżku siedział już Jerry i z łobuzerskim uśmieszkiem gapił się na mnie.
- A tobie co? - spytałam rzucając w niego mokrym ręcznikiem.
- Nic. - odrzucił.
- To co tu robisz? - rzuciłam jeszcze raz.
- Znalazłem! - krzyknął i przewiesił ręcznik przez oparcie fotela stojącego obok.
"Czekam"
Kilka minut później zza zakrętu wyszedł Jerry. Przywitałam brata krótkim "cześć". Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej małą paczkę, z drugiej zapalniczkę. Włożyłam papierosa do ust i odpaliłam. Jerry zrobił dokładnie to samo i chwilę później siedzieliśmy już na murku razem paląc papierosy i milcząc. W jego towarzystwie czułam się inaczej. Lepiej... Nie musiałam nikogo udawać, przybierać stosownych masek.
- Co tam? - odezwał się.
Milczałam.
- Co się stało? Chcesz pogadać?
Pokręciłam przecząco głową.
- Holly! Widzę, że coś jest nie tak.
Cisza. Nie wiedziałam co mi jest. Mój nastrój dawno nie był już tak bardzo melancholijny.
- Chodź. - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Wiedział, czego potrzebuje. Nikt nie znał mnie tak dobrze jak on.
- Jerry... - odezwałam się.
- Hmm...?
- Chcę stąd wyjechać. Zostawić to smutne ja pizda miasto i w końcu zacząć żyć. - serio, powstrzymywałam się! I tak wytrzymałam długo! W końcu jednak nie dałam rady i się rozpłakałam. Nie lubię pokazywać uczuć. Zwykle ukrywanie ich mi wychodzi, ale najwidoczniej dzisiaj był ten dzień, w którym łamałam wszelkie normy.
- Więc czemu tu jeszcze jesteś? - zapytał.
Zdziwiło mnie to pytanie. Nie oszukujmy się! Normalne to ono nie było!
- A gdzie miałabym być? - spojrzałam w jego duże piwne oczy.
- A gdzie zawsze chciałaś być? - zapytał, jakby było to czymś najnormalniejszym w świecie.
- Nie wiem... San Francisco, LA, Londyn, Bruksela...
- Dobra, wystarczy! - przerwał, choć nawet nie byłam w połowie. - Za dwa dni kończysz szkołę. Rezerwuj bilet i leć! Gdzie tylko chcesz! Tylko po kolei... - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- I co dalej? Z czego będę żyć? Co mam robić? Gdzie mieszać? To nie jest takie łatwe! - protestowałam.
- Słuchaj... W Londynie mam kumpla. Tzn. znajomego. Poznałem go kiedyś przez kolegę. Może mógłby się rozejrzeć za jakimś małym mieszkankiem, może robotą. Hm?
- Nie jestem przekonana...
- Spróbuj chociaż. Nie masz nic do stracenia, a wiele do zyskania!
Przekonał mnie. No, debil mnie przekonał. Co ja mogłam zrobić? Nie potrafię mu odmówić. Nie jemu. Jest jak mój Anioł Stróż. Zawsze o mnie dba, a kiedy coś się dzieje, pierwszy przy mnie jest.
- Dobra. Spróbuję. Ale tylko dla ciebie!
- O nie, młoda. Dla siebie... - mówiąc to zarzucił mi rękę na szyję i zaprowadził do domu.
Meggie już spała. Nic dziwnego, było późno. Otuliłam ją szczelniej kołdrą i pocałowałam w czoło. Moja młodsza siostra. Mój powód do dumy i moja największa inspiracja. Dziękowałam Bogu za takie rodzeństwo. Lepszego nie mógł dla mnie wybrać! Wzięłam z fotela ojcowską koszulę, która aktualnie służyła mi podczas snu, i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, przeczesałam włosy
i wróciłam do pokoju. Na moim łóżku siedział już Jerry i z łobuzerskim uśmieszkiem gapił się na mnie.
- A tobie co? - spytałam rzucając w niego mokrym ręcznikiem.
- Nic. - odrzucił.
- To co tu robisz? - rzuciłam jeszcze raz.
- Znalazłem! - krzyknął i przewiesił ręcznik przez oparcie fotela stojącego obok.
- Cicho, idioto! Meggie śpi! - opieprzyłam brata.
- Sory, ale znalazłem.
- Co?
- No właściwie może nie do końca ja... - 'ciesz się bracie, że jestem cierpliwą osobą'.
- A kto i co? - zapytałam niecierpliwiąc się jeszcze bardziej. - Złaź, idę spać.
- Nate, - wstał z łóżka i usiadł na fotelu. - mieszkanie.
- A zacznij może od początku... - poprosiłam.
- No chciałaś wyjechać! Więc napisałem do Nate'a, tego gościa z Londynu. Mówi, że ma mieszkanie, w którym aktualnie nikt nie mieszka, bo wprowadził się do swojej dziewczyny. A co do pracy, powiedział, że popyta u siebie w firmie. - Jerry powiedział to tak, jakby mówił "niebo jest niebieskie".
- No i? - zapytałam.
- Będzie czekał na ciebie w niedzielę na lotnisku.
- CO?! - wydarłam się.
- Co jest, ej? - usłyszeliśmy głos dochodzący z łóżka obok, na którym spała moja młodsza siostra. - Pali się, czy co?
- Nie, Meggie, idź spać - uspokajałam.
- Jak mam spać, kiedy się wydzierasz? Nie ważne... - ziewnęła, obróciła się do nas tyłkiem i chwile później słyszeliśmy już jej ciche chrapanie.
- A co powiem rodzicom? - wyszeptałam w stronę brata.
- Nie przejmuj się nimi. Biorę ich na siebie. A teraz spać! - puścił mi oczko i poszedł do swojego pokoju.
Długo jeszcze nie mogłam zasnąć. Miałam mieszać w Londynie. To przecież niemożliwe! A może akurat... coś się zmieni... Dałabym wiele, żeby zabić nudę i rutynę w moim życiu. Chcę przygód. Chcę spełnienia marzeń. Tak! Wyjadę! I niech się wali, niech się pali, w niedzielę wyjeżdżam, aby rozpocząć nowy rozdział w moim nudnym życiu.
Holly xoxo
- Sory, ale znalazłem.
- Co?
- No właściwie może nie do końca ja... - 'ciesz się bracie, że jestem cierpliwą osobą'.
- A kto i co? - zapytałam niecierpliwiąc się jeszcze bardziej. - Złaź, idę spać.
- Nate, - wstał z łóżka i usiadł na fotelu. - mieszkanie.
- A zacznij może od początku... - poprosiłam.
- No chciałaś wyjechać! Więc napisałem do Nate'a, tego gościa z Londynu. Mówi, że ma mieszkanie, w którym aktualnie nikt nie mieszka, bo wprowadził się do swojej dziewczyny. A co do pracy, powiedział, że popyta u siebie w firmie. - Jerry powiedział to tak, jakby mówił "niebo jest niebieskie".
- No i? - zapytałam.
- Będzie czekał na ciebie w niedzielę na lotnisku.
- CO?! - wydarłam się.
- Co jest, ej? - usłyszeliśmy głos dochodzący z łóżka obok, na którym spała moja młodsza siostra. - Pali się, czy co?
- Nie, Meggie, idź spać - uspokajałam.
- Jak mam spać, kiedy się wydzierasz? Nie ważne... - ziewnęła, obróciła się do nas tyłkiem i chwile później słyszeliśmy już jej ciche chrapanie.
- A co powiem rodzicom? - wyszeptałam w stronę brata.
- Nie przejmuj się nimi. Biorę ich na siebie. A teraz spać! - puścił mi oczko i poszedł do swojego pokoju.
Długo jeszcze nie mogłam zasnąć. Miałam mieszać w Londynie. To przecież niemożliwe! A może akurat... coś się zmieni... Dałabym wiele, żeby zabić nudę i rutynę w moim życiu. Chcę przygód. Chcę spełnienia marzeń. Tak! Wyjadę! I niech się wali, niech się pali, w niedzielę wyjeżdżam, aby rozpocząć nowy rozdział w moim nudnym życiu.
Holly xoxo
środa, 10 kwietnia 2013
Prolog
On jest Aniołem.
Tylko do cholery, dlaczego nie może wrócić tam, skąd przyszedł?!
Nigdy nie zakochuj się w aniołach!
A jeśli już się zakochałeś, jesteś stracony.
Anioł da Ci szczęście, jakiego nikt inny nie mógłby Ci dać.
Ale później będzie musiał odejść.
Do następnej osoby i do następnej, i następnej.
Musi dać szczęście jak największej liczbie osób.
Dzięki aniołom świat jest piękniejszy, bo ich miłość jest bezinteresowna.
Nie chcą niczego w zamian, a kochają Cię bezgranicznie.
Tylko że krótko.
Nie wiem, ile trwa życie aniołów.
Ale na tyle krótko, że szczęście, które Ci dadzą, trwać będzie tylko kilka chwil.
Nigdy nie zakochuj się w aniołach!
Nie będziesz mógł o nich zapomnieć!
***
Hej :) Co wy na to? To mój pierwszy blog z opowiadaniem od kiedy skończyłam 12 lat. Czyli jakieś 7 wiosen :) Oby teraz szło mi lepiej!
Subskrybuj:
Posty (Atom)