Siedziałam jak wryta. To miał być koniec dnia, a nie jakiś ciąg dalszy! Do moich uszu doleciał dźwięk telefonu. Wzięłam urządzenie do ręki i odebrałam.
- Widziałaś już? - zapytał męski głos.
- Ehe - wydukałam, nie wiedząc co mogłabym powiedzieć.
- Przyjadę zaraz...
- Ok! - rozłączyłam się.
Wstałam z łóżka, opatuliłam się swetrem i poszłam do kuchni. W takich chwilach najlepsze jest kakao. Przygotowałam ciepły napój i poszłam do salonu. Usiadłam na wygodnej kanapie i patrząc pusto w przestrzeń myślałam nad tym co teraz się wydarzy. Nie minęło wiele czasu, a ktoś zapukał do drzwi. Ktosiem okazał się Zayn, oczywiście. Nie witając się wszedł zdenerwowany do środka. Poszłam za nim zamykając uprzednio drzwi. Usiadłam obok niego na kanapie i czekałam aż coś powie.
- Gnój... - szepnął i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.
- Wiem... Przepraszam, ja nie wiedziałam, że to się może wydarzyć, zrozum, ja... - zaczęłam się tłumaczyć, ale mi przerwał.
- Przestań... - powiedział. - To nie twoja wina. Może rzeczywiście przesadziłaś, ale to nic takiego.
- Nic takiego? - zapytałam jak głupia. - Nie jesteś zły?
- Zły? Nie... - zaśmiał się. - Ale ty chyba będziesz...
- Jak to?
- Sama zobaczysz... Ale raczej nie wychodź bez ciemnych okularów z domu...
- Co masz na myśli? - dopytywałam.
- Uwierz, że do jutra będą cię znały wszystkie nasze fanki i raczej cię nie polubią. Staniesz się rozpoznawalna. Będziesz obiektem nienawiści milionów dziewczyn na całym świecie!
- Skromniacha z ciebie! - zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok.
- Nie boisz się? Odważna! - powiedział i zaczął mnie gilgotać.
- Nie boję! - powiedziałam przez śmiech. - A ty nie będziesz miał problemów?
- Niee... Na wszystkich zdjęciach mam czapkę i okulary. Nie widać, że to ja. Menadżer napisze sprostowanie do prasy i będzie spoko - powiedział.
- No skoro tak, to nie mamy się czym przejmować.
- Zobaczymy czy będziesz tak śpiewać jutro, jak przed twoim domem pojawią się gazeciarze...
- Nie wiedzą, gdzie mieszkam!
- Nie? - zrobił dziwną minę - A chodź na balkon. - powiedział i założył czapkę i okulary, po czym pociągnął mnie za rękę na taras.
Jak dla mnie, nic ciekawego. Domy, ulice, przechodnie. Norma.
- I o co ci chodzi? - spojrzałam pytająco na chłopaka.
- Już tłumaczę. Kiedy tu przyszedłem było znacznie więcej osób. Pewnie poszli do domu. Ale! - zawiesił na chwilę głos - tamten facet - wskazał palcem na jakiegoś przechodnia - kręci się tu od kiedy przyszedłem. Wcześniej był z jakąś laską, pewnie robią zmiany, bo jest już późno.
- Tamten facet? A wygląda tak nieszkodliwie... - powiedziałam.
- Tacy są najgorsi. Uważaj na nich jutro, albo jak będziesz szła do pracy.
- Ehe, dobra... Tej! Facet! - wydarłam się do niego. O dziwo spojrzał się. Sam się zdemaskował. Pewnie jakiś świeżak... - Ty do mnie?!
Teraz udaje, że nie wie o co chodzi, ale po kolejnym "ej" z mojej strony zawołał:
- Czy łączy panią coś z Zayn'em Malikiem z One Direction?
- A kto to? - udawałam głupią.
- Ponoć widziano panią z nim dzisiaj w restauracji...
- Jest pan pewien?
- Nie, stąd pytanie!
- Długo pracuje pan w tym zawodzie?!
- Dwa tygodnie!
- Z "nowakami" nie rozmawiam! Idź pan w chuj! - krzyknęłam i odeszłam od barierki. Usiadłam na fotelu pod ścianą i odpaliłam papierosa.
- No to teraz masz przejebane! - powiedział Zayn ze śmiechem i usiadł koło mnie również wyciągając z paczki fajkę.
- W dupie to mam! Nie będzie mi się pod oknem kręcił!
- Po takiej akcji? Będzie! I przyprowadzi znajomych - zaśmiał się znowu i pokręcił głową.
- No to trudno.
Skończyliśmy palić w milczeniu. Było już po północy, kiedy Zayn oświadczył, że idzie, bo będzie miał jutro dużo do zrobienia w związku z zaistniałą sytuacją, którą niestety niechcący pogorszyłam. Odprowadziłam chłopaka do drzwi.
- Widzimy się jutro? - zapytał stojąc w progu.
- Nie wiem. Zobaczymy jutro - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach.
- W takim razie do jutra - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
Gdy wyszedł, nie czekając na nic, poszłam w stronę łóżka i układając się na nim wygodnie, zasnęłam.
Obudziłam się dość wcześnie. Zegarek na półce wskazywał godzinę dziesiątą. Wstałam, umyłam się i ubrałam
[KLIK]. Włosy zostawiłam rozpuszczone. W lodówce wciąż było pusto. Wzięłam telefon do ręki. Zayn chciał się dziś ze mną zobaczyć, to niech zrobi śniadanie i przyjedzie, a co?! Wybrałam numer chłopaka i zadzwoniłam.
- Halo?
- Zrobisz mi słońce śniadanie? - zapytałam słodkim głosem.
- A może jakieś "cześć"? - zapytał ze śmiechem.
- Kanapki. Z serkiem. I weź kawę, bo też już nie mam.
- A keczup masz? - zapytał wzdychając głośno do telefonu.
- Mam. To kiedy będziesz?
- Za 20 minut.
- Ok.
Rozłączyłam się i wzięłam do ręki laptopa. Spojrzałam na tę samą stronę co wczoraj. Moim oczom ukazał się kolejny artykuł ze mną w roli głównej. Nawet nie czytałam. Wyłączyłam urządzenie i przeszłam się po mieszkaniu, zbierając porozstawiane naczynia. Skoro mam chwilę czasu, to trochę ogarnę. W końcu jutro przyjeżdża Jerry. Zaniosłam naczynia do kuchni i włożyłam do zmywarki. Później weszłam do łazienki i nastawiłam pranie.
Gdy stałam na tarasie i podlewałam kwiaty usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam mulata, który zamarł w dziwnej pozycji - był zgięty w pół i miał wyciągnięte w moją stronę ręce, jakby chciał mnie pogilgotać. Z pewnością tak właśnie było, ale go uprzedziłam.
- Kurde! - krzyknął.
- Ty! Chciałeś mnie! Pogilgotać? - zapytałam powoli się do niego zbliżając.
- Co robisz? - zapytał i zaczął się cofać.
- Mszczę się! - powiedziałam i rzuciłam się na chłopaka.
- Za co? - zapytał, dusząc się ze śmiechu.
- Za zakradanie się i zamiar gilgotania mnie.
- No weź...
- Kara musi być! - krzyknęłam i zaczęłam gilgotać go jeszcze bardziej.
- Nie dam ci kanapek!
- Kanapek? - zapytałam opamiętując się i przestając gilgotać. - A z serkiem?
- Ehe - odpowiedział łapiąc z trudem oddech i trzymając się za brzuch.
- No dobra, 1:1! Idziemy jeść - powiedziałam i ruszyłam do kuchni, a chłopak poczłapał za mną.
Usiedliśmy na krzesełkach i zaczęliśmy objadać się chlebkiem.
- Nie ty je robiłeś, prawda? - zapytałam patrząc na Zayn'a podejrzliwym wzrokiem.
- Ja! - odparł.
- Pewny jesteś?
- No dobra, Harry!
- Wiedziałam... - zaśmiałam się rzucając w niego kawałkiem żółtego sera.
- O nie! - wykrzyknął robiąc unik.- Jak mogłaś?!
- No normalnie! - zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Jaka ty chamska dzisiaj!
- Ja? Coś ty - uśmiechnęłam się szeroko i wystawiłam chłopakowi język.
- Człowiek skurwiel! Zaraz cię ugryzę! - zagroził.
- Dobra, a w co? - zapytałam.
- W ten długi jęzor! - odpowiedział.
W ułamku sekundy nasze miny się zmieniły. Z chęcią pozwoliłabym mu na to, ale... Zayn odwrócił wzrok i udawał, że nic nie powiedział, a ja spaliłam raczka i wzięłam szybki łyk kawy, przez co się zakrztusiłam. Tak - typowa Holly! Nie patrząc na nic chłopak podbiegł do mnie, wyjął mi z ręki kubek i odstawił na stół, po czym podniósł mnie z krzesła, postawił na nogi i uderzył mocno w plecy.
- Ał! - krzyknęłam i mu oddałam ciągle kaszląc.
- Chcesz się bić? - zapytał po czym podniósł mnie, przerzucił sobie przez ramię i poszedł do mojego pokoju.
Zanim zorientowałam się, co zamierza zrobić, poczułam jak lecę. Chwilę później upadłam na łóżko, które cicho zaskrzypiało. Tak się bawimy? No dobra... Przewidując kolejny ruch mulata, przeturlałam się na bok, a on upadł w miejsce, w którym przed chwilą leżałam, głośno przeklinając. Zanim się podniósł usiadłam na jego plecach i zaczęłam po nich skakać.
- O ty! - krzyknął i podniósł się na łokciach i kolanach, przez co spadłam z niego i wylądowałam z hukiem na podłodze.
- Ty chamie! - wrzasnęłam i szybko się podniosłam.
Skoczyłam na niego, ale ten złapał moje nadgarstki i położył na plecach. Teraz to on usiadł na mnie i zaczął łaskotać. Zaczęłam piszczeć i wiercić się. Od śmiechu bolały mnie policzki i brzuch.
Nagle poczułam ciężar chłopaka na całym ciele. Zmęczony rozłożył się na mnie i z udawaną przesadą zaczął sapać w poduszkę, niby ze zmęczenia. Zaśmiałam się jeszcze raz, po czym zrzuciłam go z siebie, na co jęknął i położył się obok.
- Co robimy? - zapytał.
- Dzieci - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Dobra - powiedział i położył znowu na mnie.
- Spadaj, żartowałam - powiedziałam i odepchnęłam go lekko.
- Wiem, już lecę!
Nie zdążyłam zareagować kiedy chłopak usiadł na mnie okrakiem, podniósł ręce do góry i przechylił się, lecąc tym samym na podłogę i uderzając w nią głośno. Usłyszałam tylko jego cichy jęk i krótkie "kurwa".
- Co jest? - zapytałam podnosząc się.
- Boli - zajęczał.
- Podmuchać?
- Tak. I buzi! - odpowiedział podsuwając mi nadgarstek pod nos.
Dmuchnęłam, pocałowałam i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Lepiej?
- Lepiej, chodź zapalić - wstał i pociągnął mnie za rękę na taras.
Wyszliśmy i wyciągnęliśmy papierosy. Staliśmy tak patrząc co chwila na siebie.
- Nie obrazisz się? - zapytał po chwili Zayn.
- A czemu? - odpowiedziałam pytaniem.
- Muszę ci coś powiedzieć. Ale proszę, nie bądź zła...
- No ok... - nie wiedziałam, czy nie będę zła. W takich chwilach się o tym nie myśli. Za wszelką cenę chciałam wiedzieć, co chce mi powiedzieć.
- Tylko wiedz, że to nie był mój pomysł i że gdyby ode mnie to zależało, to bym się w to nie pakował!
- No mów, do cholery!
- Muszę mieć dziewczynę... -wyrzucił z siebie najciszej jak tylko mógł.
- Co?!
- Muszę...- szepnął.
- Słyszałam! - prychnęłam.
- Holly, obiecałaś!
- Nie obrażam się!
- Holly... Po tej akcji po prostu muszę mieć dziewczynę. Menadżer już jej szuka.
- Menadżer szuka ci dziewczyny?! - zapytałam kpiąco.
- Tak - pokiwał głową.
- To ja miałam nią być. Jak możesz?! Najpierw przychodzisz i niemal błagasz, żebym się z tobą umówiła, zgadzam się pod warunkiem, że dasz mi trochę czasu, a później mówisz, że będziesz miał inną dziewczynę?! Zastanów się gościu, co ty robisz?!
- Holly, mówiłem, że to nie mój pomysł. Muszę podpisać kontrakt z jakąś laską, na np. pół roku, pokażę się z nią kilka razy przed kamerami i tyle. Ciągle mi na tobie zależy Holly... - podszedł i złapał mnie za rękę.
- Ładnie mi to okazujesz...
- Proszę cię... próbuję cię chronić. Kiedy wszyscy dowiedzą się, że jesteśmy dla siebie nikim, dadzą ci spokój...
- Jestem dla ciebie nikim? - zapytałam niemal przez łzy.
- Co? Nie! Nie to chciałem powiedzieć! - powiedział załamany.
- Ale powiedziałeś! - krzyknęłam i wyrwałam dłoń z jego uścisku.
- Holly, uwierz mi, tak będzie lepiej dla wszystkich! - powiedział i wziął mnie w ramiona.
- Idź już, Zayn - wychrypiałam.
- Nie.
- Nie chcę cię tu widzieć.
- Nie odejdę teraz - powiedział i odsunął mnie lekko od siebie, tak by widzieć moją twarz. - Nie chcę nigdzie odejść, Holly.
- Ale ja chcę, żebyś już poszedł i dał mi się zastanowić. - odpowiedziałam i odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Nie rób mi tego... - powiedział błagalnym tonem.
- Więc ty też mi tego nie rób...
- Muszę...
- Ja też!
- Holly!
- Zayn!
Nie wiedzieliśmy, co jeszcze powiedzieć. Staliśmy tak patrząc każde w inną stronę, bojąc się spojrzeć sobie w oczy. Nie chciałam tak ostro zareagować. Ale skrzywdził mnie. Nie sądziłam, że jest to możliwe. Ale chyba poważnie zaczęło mi na nim zależeć, a teraz wszystko legło w gruzach. Jak mam się z nim dalej przyjaźnić, kiedy nie będę mogła się do niego przytulać gdy tylko nadarzy się okazja, kraść mu całusów (co czasem robiłam, kiedy niczego się nie spodziewał - w końcu nie byliśmy normalnymi przyjaciółmi, z założenia mieliśmy być dla siebie kimś więcej). Co ja bez niego zrobię? Jest dla mnie najbliższą osobą w Londynie...
- Nie przekreślaj mnie... - szepnął mi do ucha Zayn, przytulając mnie mocno do siebie.
- A co mam zrobić? - zapytałam.
- Nie wiem. Nic już nie wiem... Ale potrzebuję cię bardziej, niż ci się wydaje...
- Więc pozwól mi zostać twoją dziewczyną - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie mogę... - odpowiedział po krótkim milczeniu. Spuścił wzrok i oparł swoje czoło na moim. - Tak bardzo bym tego chciał...
- Więc co stoi na przeszkodzie? - zapytałam.
- Bo to nie o to tu chodzi... Oni mają cię zostawić, a nie interesować się tobą jeszcze bardziej - odpowiedział.
- Już ci powiedziałam, że się ich nie boję!
- Bo jeszcze nie wiesz, co to znaczy!
- Więc daj mi się dowiedzieć!
- Nie!
- Czemu?!
- Bo nie!
- Nie wystarczy!
- Bo nie chcę, żebyś się zmieniła! Nie wiem! Co jeśli uderzy ci sodówa, albo się załamiesz?! Nie chcę cię stracić i to tyle! Chcę, żebyś została sobą na zawsze, bo właśnie taka jesteś wspaniała. Tyle! Wystarczy?! - wykrzyczał mi to w twarz potrząsając mną lekko.
- A co z tym, czego ja chcę?! - zapytałam, dźgając go palcem w klatę.
Milczenie...
- To się nie liczy, tak? - zapytałam już ciszej.
- Holly, to nie tak, że się nie liczy... Po prostu nie rozumiesz...
- Jasne... Bo jestem tylko małą, głupią Holly, z małej mieściny, która poznała wielką gwiazdę i została przez nią wydymana, na każdy możliwy sposób...
- Nie mów tak, proszę...
- Dlaczego? Przecież tak właśnie jest...
- Przestań...
- Nie - powiedziałam stanowczo. - Wyjdź.
- Holly...
- Idź! - krzyknęłam i odepchnęłam go mocno od siebie.
Stał przez chwilę i nie wiedział co zrobić, ale widząc moją determinację cofnął się i spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam twarz. Westchnął, podszedł do mnie, pocałował w czoło i wyszedł. Z moich oczu popłynęły łzy. Wróciłam do pokoju, wzięłam torebkę i wyszłam z domu, głośno trzaskając drzwiami.
***
Jest 10! Dziękuję za wszystkie komentarze i czekam na następne! Piszcie, co sądzicie ;*