czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 23

         Na lotnisku czekał na nas siwiejący mężczyzna. Odebraliśmy bagaże i wsiedliśmy do taksówki, którą podjechaliśmy pod ogromny, luksusowy hotel. Może jednak nie będzie tak źle?! Według recepcjonistki nasze pokoje znajdowały się na trzecim piętrze. Wsiedliśmy więc do windy i w milczeniu pojechaliśmy w górę. Pomieszczenie, które przez najbliższy tydzień będę nazywać swoim pokojem wyglądało nieziemsko. Ogromne łóżko, a zamiast ściany wielkie okno z widokiem na miasto. Pokój utrzymany był w kolorze jasnej, ciepłej zieleni, zasłony były zaś pomarańczowe. W łazience znalazłam dużą wannę i komplet świeżych, pachnących ręczników. Resztę dnia, z tego co zrozumiałam mieliśmy wolną, więc zaciągnęłam walizkę przed wysoką szafę i po kolei przekładałam do niej ubrania i buty. Na koniec zaniosłam kosmetyki do łazienki i będąc tam wpadłam na genialny pomysł, aby wziąć odświeżający prysznic. Włączyłam więc wodę, nasypałam trochę soli o zapachu morskim i weszłam do wanny, rozkoszując się ciepłem. Nie wiem ile tak leżałam, ale woda zdążyła już ostygnąć, więc postanowiłam wyjść.
          Ubrałam się ([KLIK]) i postanowiłam zejść do hotelowej restauracji na kawę. Wyszłam na korytarz i ruszyłam w stronę windy. Nie doszłam jeszcze do celu, gdy usłyszałam głos Paul'a.
- Holly! Czekaj! - odwróciłam się niechętnie. - Idziesz na kolację? Jestem strasznie głodny. Ponoć wszystko co kupimy opłaca szefostwo.
- Nie jestem głodna. - odpowiedziałam i poszłam w swoim kierunku. Nie dana mi była dziś samotność, gdyż chłopak szybko mnie dogonił.
- Oj nie bądź taka - powiedział. - Spędzimy ze sobą trochę czasu, więc chyba warto, żebyśmy chociaż spróbowali się nie zabijać wzrokiem.
- No dobra, niech ci będzie - powiedziałam obojętnie i nacisnęłam guzik przy windzie.
- To na co masz ochotę? - zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
- Na dobry makaron i jakieś ciacho...
- I kawa? - dopowiedział nie czekając na odpowiedź. - Typowa Holly... Jak ja cię dobrze znam...
- No chyba jednak nie tak dobrze - mruknęłam i nie oglądając się na niego weszłam do ciasnego pomieszczenia, które zawiozło nas na dół.
          Weszliśmy do restauracji i poprosiliśmy stolik. Usiedliśmy i po niespełna 15. minutach złożyliśmy zamówienia. Nie mówiłam zbyt dużo. Wyręczył mnie w tym mój towarzysz, który gadał o zwykłych głupotach, na co i tak nie zwróciłam uwagi. Mój wzrok przykuła jednak tabliczka, z napisem "basen". Ciekawe...A gdyby tak... Nie! Nie wzięłam stroju. Musiałabym jakiś kupić, a póki co szkoda mi na to pieniędzy... W końcu dostaliśmy zamówienie i w ciszy jedliśmy. Po kolacji udałam się do pokoju i nie myśląc długo położyłam się do łóżka, które okazało się niesamowicie wygodne. Zasnęłam szybko i spałam jak dziecko.
          Rano obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Spojrzałam się w okno i zobaczyłam czyste niebo, bez ani jednej chmurki. Wnioskując po strojach ludzi chodzących po ulicach uznałam, że musi być bardzo ciepło. Ubrałam się więc ([KLIK]) na sportowo, bo nie wiem co właściwie będę tutaj robić, zrobiłam nieco mocniejszy niż zwykle makijaż (taki humor) i zeszłam na dół na śniadanie. Paul już na mnie czekał. Siedział przy tym samym stoliku co wczoraj. Przywitałam się zwykłym "cześć" i zamówiłam jajecznicę. Jak się okazało musieliśmy jeść szybko, bo czekało nas pierwsze szkolenie. Jak się okazało, właśnie po to tu przyjechaliśmy. Przez tydzień będziemy uczęszczać na zajęcia, a na koniec oddamy projekt promujący wymyślonego przez nas gwiazdora, który trafi następnie do komisji, a ta wybierze najlepszy (oprócz nas są jeszcze cztery zespoły), a wygrana grupa pojedzie do pracy w teren. Osobiście wolałabym przegrać i wrócić do domu. Przynajmniej będę pewna, że spotkam się z Zayn'em. Z drugiej strony taka podróż mogłaby być niezwykłym doświadczeniem.
          Gdy tylko zjedliśmy, Paul udał się prosto do samochodu, ja natomiast poszłam po torebkę, telefon i portfel. Później pojechaliśmy w nieznane mi miejsce, oddalone od naszego hotelu jakieś 20 minut drogi samochodem. Zajęcia, na które uczęszczaliśmy były na prawdę świetne. Po pierwszej godzinie miałam już wstępne plany, co do projektu. Nie wzięłam zeszytu, więc wszystkie pomysły zapisywałam na rękach, a te które się nie zmieściły znalazły się na nogach. Jak to dobrze, że założyłam krótkie spodenki. W drodze powrotnej Paul śmiał się ze mnie przez 10 minut. Na chwilę się uspokoił i znów opadł na oparcie i trzymając się za brzuch, głośno się śmiał. Jak tylko dojechaliśmy na miejsce biegiem ruszyłam do swojego pokoju, żeby przepisać wszystko na kartkę. Niestety żadnej nie znalazłam, więc użyłam starych biletów i paragonów. Muszę pamiętać, żeby kupić zeszyt.
          Dzień minął o dziwo przyjemnie i nawet spodobał mi się ten wyjazd. Kolejne dni upewniały mnie tylko w tym, że jednak chcę wygrać konkurs i pojechać dalej. Starałam się więc wszystko zapamiętywać, a wszystkie pomysły powoli składały się w jedną całość. Nadszedł w końcu ostatni dzień. Od samego rana moje ręce trzęsły się tak, że nie mogłam nic w nich utrzymać. Paul wziął ode mnie notes i sam przeznaczył go komisji. Cały dzień siedzieliśmy w małym hotelowym parczku niedaleko basenu, przesiadając się z ławki na ławkę, przechodząc z miejsca na miejsce. W końcu przyszedł nasz opiekun i poprosił abyśmy przeszli do sali konferencyjnej. Były tam już wszystkie zespoły. Usiedliśmy w drugim rzędzie i czekaliśmy. Do mównicy podszedł przewodniczący komisji.
- Witam państwa bardzo serdecznie... (bla, bla, bla)... Niestety nie mogliśmy wybrać najlepszego projektu. Wyznaczyliśmy natomiast dwa, które przekażemy dalej, by sam zainteresowany zdecydował, który bardziej mu odpowiada. Naszymi wybrańcami są Jack Miller i Stacy Lowton oraz Paul Humbly i Holly Amorth. Obu parom gratulujemy, a reszcie dziękujemy. Wszystkie projekty były na prawdę bardzo dobre. dla nas wszyscy jesteście zwycięzcami. Dziękuję, miłego dnia.
          Mężczyzna odszedł, a my wszyscy zaczęliśmy zbierać się do wyjścia. Ludzie wychodzili ze smutnymi minami, ja natomiast uśmiechałam się od ucha do ucha. Chciałam pochwalić się swoim pół-sukcesem, więc gdy tylko wyszłam z tłumu wybrałam numer do Zayn'a. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Nie odbiera. Pewnie jest zajęty. Z nieco przygaszonym entuzjazmem poszłam do pokoju. Nasz pobyt tutaj przedłużył się o jeden dzień. Nie miałam jednak ochoty z niego korzystać, więc spędziłam go sama w pokoju, oglądając seriale i próbując dowiedzieć się czegoś o chłopakach z twittera i plotek na stronach internetowych. No proszę. Zayn z jakąś blondynką... O! A tutaj Niall z tą samą blondynką! Uff... Nie martwię się, to pewnie jakaś znajoma. Siedziałam tak bardzo długo. Zasnęłam i to nawet nie wiem kiedy.
          Obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Niechętnie uniosłam powieki i spojrzałam na zegarek. Trzynasta! Kurde! Zaspałam! Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je i odsunęłam się, gdyż do mojego pokoju z impetem wpadł Paul.
- Co jest?! - krzyknęłam.
- Wygraliśmy! - wrzasnął i mocno mnie przytulił.
- Jak to? - zapytałam, ale odpowiedziało mi tylko "wygraliśmy, wygraliśmy!". Chłopak podniósł mnie i zaczął kręcić się wokół własnej osi. Na moją twarz wyszedł szeroki uśmiech. Stało się. Wygraliśmy!!!
          W takich okolicznościach, dobrze, że spakowałam dużo rzeczy, bo...
WYRUSZAMY W PODRÓŻ!!!

3 komentarze:

  1. Błagam szyyyyyyyyyyyyyyyyyyyybciej!!! Rozdział zaje****y!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. The best blog of the world

    OdpowiedzUsuń
  3. ten blog jest po prostu zajeświetny czekam na następny !!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń