niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 16

          Od tamtej rozmowy nie widziałam się już z Zayn'em. Kilkanaście godzin biłam się z myślami. Wiedziałam, że to wszystko nie było winą Zayn'a. Była ona nasza - wspólna. Oboje coś zawaliliśmy, a jedynym wyjściem jest naprawienie tego wspólnymi siłami. Jeśli chodzi więc o jego przeprosiny - tak, wybaczyłam mu. Doszło to do mnie jednak późno w nocy. Nie chcąc go budzić, postanowiłam napisać mu o tym w sms'ie, mając nadzieję, że odbierze go dopiero jutro w samolocie do Ameryki. Tak - wyjazd jutro, rano. Co ze mną? Zostaję! Przynajmniej będę miała dużo czasu na przemyślenia.
          Gdy wysłałam już tę wiadomość, na moim sercu zrobiło się zdecydowanie lżej. Z czystym sumieniem zasnęłam snem błogim i spokojnym.

***

          Obudziło mnie delikatne łaskotanie. Z ciągle zamkniętymi oczami postanowiłam wybadać sprawę. Poczułam dobrze mi znane, miękkie wargi przesuwające się po szyi i wzdłuż lini szczęki. Po moim ciele przeszło milion dreszczy, zrobiło mi się gorąco. Bałam się otworzyć oczy. Bo co, jeśli to tylko sen?
- Co tu robisz? - wyszeptałam więc.
          Chłopak zamarł i odsunął się. Wiedziałam, że to zrobi, choć bardzo tego nie chciałam. Odwróciłam głowę i odważyłam się rozchylić powieki. Zobaczyłam piękną twarz Zayn'a, która wyrażała ból, tęsknotę i cierpienie. Takiego go kochałam. Był wtedy jak otwarta księga, którą tylko ja potrafię odczytać.
- Co się dzieje? - zapytałam.
          W tych ślicznych, ciemnokakaowych oczach pojawiły się łzy, które za chwilę wypłynęły na policzki. Na ten widok serce mi pękło na tysiąc kawałeczków. Przesunęłam się na łóżku i gestem nakazałam chłopakowi położyć się obok. Nie protestował. Wtulił głowę w zagłębienie mojej szyi i mocno objął mnie ramionami. Leżeliśmy tak bliżej nieokreślony, ale piękny czas. Nic nie mówiliśmy. Co chwilę słychać było tylko pociąganie nosem Zayn'a. W końcu jednak chłopak podniósł się i usiadł. Westchnął głośno, opanowując łzy i złapał się za głowę.
- Już nie mogę - powiedział.
- Co się stało? -zapytałam.
- Potrzebuję cię - szepnął i odwrócił twarz w moją stronę.
          Usiadłam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Zbliżyłam się i oparłam głowę na jego łopatce.
- Jestem tu...- powiedziałam zdecydowanym głosem.
- Chciałbym zostać z tobą. Nie chcę jechać! - szepnął.
- Chcesz! - odpowiedziałam.
          Ujęłam jego twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy powiedziałam:
- Mówisz tak, bo jesteś smutny. Ta trasa to twoje marzenie. Nie odrzucaj tego! Musisz być silny, żeby osiągnąć to, czego chcesz.
          Przez chwilę wpatrywał się we mnie tym swoim hipnotyzującym spojrzeniem. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Niektóre szczyty można zdobyć tylko razem, Holly... - powiedział tajemniczo. - Moje serce jest od teraz w twoich rękach. Proszę... - przerwał na chwilę, by sekundę później, patrząc mi prosto w oczy, wypowiedzieć słowa, które miałam zapamiętać na bardzo długo. - Zostaniesz moją dziewczyną?
          Moje serce rozdzierała czysta radość. Nie myślałam wtedy o konsekwencjach. W odpowiedzi przysunęłam się do niego tak blisko, że na policzku czułam jego ciepły oddech. Zadrżałam. Położyłam dłoń na jego ramieniu, a później powoli, czerpiąc niewyobrażalną przyjemność z dotyku jego miękkiej skóry, przesunęłam dłoń wzdłuż szyi, muskając po drodze kość obojczyka, aż w końcu dotarłam do zarumienionego nieco policzka. Nasze oddechy przyspieszyły. Czułam jak wychodzi mi gęsia skórka. Brunet mrużył oczy. Na jego twarz wystąpił ledwo zauważalny uśmiech i poczucie jakby ulgi.
          Musnęłam wargami brodę chłopaka, w okolicy ust. Wydał ciche jęknięcie i otworzył szeroko oczy, które nienaturalnie, ale pięknie błyszczały. Poznałam tę minę. Utkwiła mi w pamięci już dawno temu i pojawiała się w mych myślach przy każdym wspomnieniu dotyczącym Zayn'a. To pożądanie pomieszane z uczuciem, którym mnie darzył.
          Chłopak, nie czekając ani chwili uniósł mnie i posadził tak, że siedziałam na jego kolanach. Położył swoją dłoń na mojej szyi i przyciągnął ją, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Tak bardzo tego pragnęłam. Zayn działa na mnie jak narkotyk, a jego pocałunki i dotyk stanowią zbawienną jego dawkę.
          Pod palcami czułam napięte mięśnie ramion mulata. Chłopak wędrował dłońmi po moich plecach, kreśląc na nich przeróżne wzory. Te kilka minut zapomnienia przyniosło nam ogromną ulgę. Daliśmy upust wszystkim naszym emocjom, a napięcie między nami zelżało. Z wielką niechęcią oderwaliśmy się od siebie. Oboje czuliśmy tę blokadę, która nie pozwoliła nam posunąć się dalej. Jeszcze nie teraz. Wciąż objęci położyliśmy się na łóżku i długi czas leżeliśmy tak w milczeniu, wsłuchani w odgłos przyspieszonego bicia oszalałych z miłości serc.


***


Przepraszam, że tak krótko, ale uznałam, że rozdział powinien skończyć się właśnie w tym, a nie innym miejscu! Próbowałam dopisać coś jeszcze, ale sumienie mi nie pozwoliło, dlatego jest tylko tyle. 

Ps.: Nie lubię się o nic prosić, ale komentarzy ludzie, komentarzy! :D

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 15

          Czytałam właśnie jakiś podrzędny magazyn, gdy do mojego szpitalnego pokoju wszedł Jerry.
- Przyniosłem banany, ja prosiłaś - powiedział i położył owoce na szafce nocnej obok mojego łóżka i usiadł.
          Odłożyłam książkę i uśmiechnęłam się do brata. Przez te dwa dni, które spędziłam w szpitalu tylko on mnie odwiedzał. Zayn uciekł zaraz po postawieniu przez lekarza diagnozy. Wczoraj wpadła na chwilę Eleanor poinformować mnie tylko o swoim wyjeździe i pożegnać się. Posiedziała 15 minut i poszła. Jerry natomiast przychodził do mnie w każdej wolnej chwili, przynosił jedzenie, ubrania na zmianę, książki, itp. Raz nawet przyniósł trochę wódki i wypiliśmy po dwa kieliszki alkoholu. Kiedy dowiedział się o tym lekarz, brat dostał zakaz wchodzenia na teren szpitala. Jak więc się tu dzisiaj znalazł nie wiem, ale szczerze - boję się pytać!
- Chcę już stąd wyjść! - powiedziałam odwracając głowę w stronę okna i z tęsknotą patrząc na błękitne niebo.
- Już niedługo - pocieszył mnie Jerry, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Oby... - westchnęłam i zamknęłam oczy.
          Siedzieliśmy tak w milczeniu przez jakiś czas. Niestety zrobiło się późno i czas odwiedzin dobiegał końca, więc Jerry pożegnał się i wyszedł dokładnie się rozglądając, czy na korytarzu nie ma owego lekarza. Nie pytajcie!
          Niedługo po tym udało mi się zasnąć. Następnego dnia obudziłam się pełna energii. Usiadłam na łóżku i otwartą dłonią przejechałam po twarzy. Przebrałam się w czysty dres i czekałam na śniadanie. Posiłek przyniosła siwiejąca pielęgniarka. Wyglądałam na ok. 50 lat.
- Dziś o 14. dostanie pani wypis i wróci do domu. - oznajmiła, co przyjęłam z ogromnym entuzjazmem.
          Nie czekając ani chwili zadzwoniłam do Jerry'ego, by mu o tym powiedzieć. Ucieszył się równie mocno, co ja.
          Obiadu nie zjadłam. Ze zniecierpliwieniem czekałam, aż brat po mnie przyjedzie. Pojawił się ok. 13., pomógł mi spakować wszystkie rzeczy i przetransportował na wózku do samochodu pożyczonego od Harry'ego. Zamiast jednak skierować się w stronę mojego mieszkania, na skrzyżowaniu skręcił w prawo.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- Myślisz, że pozwolę ci teraz mieszkać samej? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Zamieszkasz jakiś czas z nami, aż zdejmą ci gips i będziesz mogła normalnie funkcjonować.
- Jerry! Chcę wrócić do domu! Natychmiast! - wrzasnęłam i uderzyłam go w ramię.
- Nie ma mowy! Wszystko już załatwione. Nawet nie próbuj się kłócić! A uderz jeszcze raz, to ci oddam! - dodał widząc, że otwieram już usta, żeby coś powiedzieć i biorę zamach, by go walnąć drugi raz.
          Porzuciłam więc plany awantury. Dotarliśmy do domu chłopaków w niespełna 20 minut. Brat wniósł mnie do salonu i posadził na kanapie. Podał pilota do TV, którego od razu odrzuciłam na drugi koniec siedzenia, i poszedł do samochodu po moje rzeczy. Chwilę później wrócił i zaniósł torbę na górę.
          W międzyczasie w salonie pojawił się Harry. Ale nie był to byle jaki Harry - to był całkiem nagi Harry!
- AAAAAAA!!!!!!!!! - pisnął.
Przez chwilę próbowałam się powstrzymać, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
- Jak baba - skwitowałam ostentacyjnie patrząc najpierw na jego przyrodzenie, a później prosto w oczy. - Przynajmniej jeździsz nie byle czym.
- Co się tutaj dzieje? - usłyszeliśmy pytanie, które zadał Zayn zatrzymując się w połowie schodów i patrząc z niedowierzaniem na nagiego Styles'a.
- Interesuje cię to? - zapytałam prosto z mostu. Przez chwilę na twarzy chłopaka można było dostrzec grymas, który oznaczał, że toczy jakąś wewnętrzną walkę.
- Nie - odpowiedział w końcu i nie patrząc już na nas poszedł do kuchni.
- O co tak właściwie wam poszło? - zapytał Styles i jakby nigdy nic usiadł obok mnie na kanapie.
- Harry! Wciąż jesteś goły! Ubierz się, albo chociaż zakryj, a nie świecisz mi tu golizną! - powiedziałam, na co chłopak sięgnął po poduszkę i zasłonił nią swojego przyjaciela.
- Sory, zapominam się. Nie sądziłem, że przyjedziecie tak szybko... - szepnął i spuścił wzrok.
- Zauważyłam - odpowiedziałam i roześmiałam się.
- Więc? Co z wami? - zapytał znowu.
- Harry, to nie jest dobre miejsce i czas...
- Nigdy nie jest - powiedział zawiedziony.
- Powiem ci, ale nie teraz...
- A kiedy?! Pojutrze wyjeżdżamy do USA! Koncerty same się nie zagrają!
- A co z Jerry'm? - zapytałam martwiąc się o swoje najbliższe miesiące.
- Jedzie z nami. Nie pojedziemy bez basisty! - odpowiedział. - A co?
- Co ze mną? Miałam z wami mieszkać dopóki nie zdejmą mi gipsu.
- Nie do mnie to pytanie, mała...
          Bezsilna opadłam na oparcie. Zostanę sama! Wrócę do domu i nie będzie nikogo... Tylko po co ta cała szopka z mieszkaniem u nich? Jedno jest pewne - Jerry ma przegwizdane! Zabiję go choćby gipsem na mojej nodze!
- O czym myślisz? - z transu wyrwał mnie głos wciąż nagiego Loczka.
- O tym, że UBIERZ SIĘ W KOŃCU!!! - krzyknęłam.
- Jenyy... No dobra... - mruknął i z niechęcią wstał, zostawiając poduszkę i jakby nic się nie stało, poszedł na górę.
- Co się drzesz? - z kuchni wyszedł Zayn i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie twój biznes - odpowiedziałam i odwróciłam głowę w inną stronę. - Zajmij się lepiej swoją Tracy... - dodałam ciszej, mając nadzieję, że tego nie usłyszał.
- Ale... - zawahał się. - Ja nie jestem już z Tracy...
          Moje serce zabiło mocniej. Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że żartuje, ale wtedy podszedł i usiadł w miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował Styles.
- Chciałem ci dzisiaj o tym powiedzieć... To znaczy... Miałem zamiar odebrać cię dziś ze szpitala, ale Jerry mnie ubiegł i...
- Dlaczego się tłumaczysz? - zapytałam cicho, przerywając mu.
- Chcę, żebyś wiedziała. - odpowiedział patrząc na mój profil. - Wiem, że to może głupie i absurdalne, bo narobiłem wiele złego, ale... - przerwała na chwilę - wciąż mi zależy...
- Masz rację, to głupie - powiedziałam spoglądając mu prosto w oczy.
- Przepraszam, Holly... Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz... - szepnął i wstał. Nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju, zostawiając mnie całkiem samą.